Któż z nas, rodziców znaczy się, nie pomyślał kiedyś, że za chwilę zwariuje w wyniku poczynań swojej pociechy? Niekiedy mamy ochotę wystawić je za drzwi, aby tam się wykrzyczała, wypłakała, wyrzuciła z siebie wszystkie złości, a potem wróciła do nas już spokojna i uśmiechnięta…
Nawet jednak, jeśli wydaje nam się, że tylko my tracimy nerwy w potyczkach z naszymi dziećmi, wcale tak nie jest. Nasze, chociaż „dorosłe” zachowania również potrafią wyprowadzić z równowagi młodych. Jeżeli zatem marzy nam się, aby nasz syn, czy córka zmienili tylko trochę swoje zachowanie, być może warto nieco krytyczniej spojrzeć na siebie i również nad niektórymi rzeczami popracować.
Rodzicielskie zachowania najczęściej mają u swojego źródła najlepsze intencje. Jak to jednak czasami bywa z dobrymi chęciami? – Ich efekty bywają inne od zamierzonych. Być może Tobie, Drogi Rodzicu one nigdy się nie przydarzają, ale znasz kogoś, kto mógłby przemyśleć kilka rzeczy, bo nie jest świadomy, nie podejrzewa, lub też kieruje się zasłyszanymi kiedyś teoriami, które nie mają pokrycia w rzeczywistości.
Nie jest tak źle…
Takich i podobnych argumentów używamy już w stosunku do małych dzieci: „Nie przesadzaj, aż tak nie boli/wcale nie jest aż tak gorące/to nie jest takie straszne…” Nasze zamiary są pozytywne, chcemy bowiem wyciszyć emocje dziecka, które w naszej opinii nadmiernie przeżywa to, co się wydarzyło.
Jak to się dzieje, że wydaje nam się że lepiej wiemy, co i jak mocno czuje nasze dziecko? Przecież jest ono zupełnie oddzielną istotą! A może bardziej przemawia przez nas strach przed tak silną ekspresją naszego dziecka, z którą nie bardzo wiemy, jak sobie poradzić? Wydaje nam się, że dziecko nie umie sobie radzić z silnymi emocjami, nie zdając sobie często sprawy, że ono właśnie tak sobie z nimi radzi, wyrzuca je na zewnątrz.
Tłumienie silnych emocji, zarówno tych przyjemnych, jak i trudnych, choć „dobrze widziane” społecznie przez starsze pokolenie, nie wpływa dobrze na nasz układ nerwowy i system regulacji. Przypomina to codzienne zamiatanie śmieci pod dywan. W pewnym momencie zabraknie już miejsca i wszystko „wyleje się” na boki. Dodatkowo warto pamiętać, że dziecko, któremu wciąż powtarza się, że źle czuje, przestaje w pewnym momencie ufać sobie, a bez tego trudno iść samodzielnie przez życie.
Powinnaś/ powinieneś
Tymi słowami uwielbiamy zaczynać udzielanie dobrych rad. Kiedy nasze dziecko przychodzi do nas z jakimś problemem, już po chwili namysłu, lub bez niej, mamy gotowe rozwiązanie i cudowną radę, którą natychmiast chcemy przekazać, oczekując przy tym, że nasze dziecko wcieli ją w życie.
W tym wszystkim zapominamy jednak, że to nie są nasze problemy, tylko naszych dzieci. My oczywiście możemy służyć radą, pomocą, ale tylko wtedy, gdy zostaniemy o nie poproszeni i to też bez gwarancji, że to właśnie nasz pomysł zostanie wcielony w życie. Dając rady nie do odrzucenia stawiamy się w pozycji tego mądrzejszego, który zawsze wie najlepiej i należy go słuchać. My czujemy się lepiej, ale nasze dziecko… zostaje przez nas zlekceważone, bo wcale nie jest ważne, co ono czuje, tylko to, co my chcemy powiedzieć i zrobić w tej sytuacji.
Dziecko najczęściej przychodzi zwyczajnie się wygadać, co pozwala zmienić perspektywę patrzenia i znaleźć rozwiązania. Jeżeli tylko zamilkniemy, zamiast od razu biec na ratunek, damy mu szansę na ich odnalezienie.
To nie dla Ciebie…
Kolejna odsłona naszej rodzicielskiej mądrości, kiedy wiemy, co jest odpowiednie lub nie dla naszej pociechy, czym powinna się zająć, a co sobie odpuścić, z kim się przyjaźnić, a kogo usunąć ze swojego grona znajomych.
Z jednej strony przemawia przez nas troska i doświadczenie, dzięki któremu czasami nieco więcej widzimy. Jednocześnie warto pamiętać, że nie jesteśmy w stanie uchronić naszego dziecka przed wszelkimi błędami. Ono będzie je popełniać, a im wcześniej zacznie mierzyć się ze swoimi wyzwaniami, tym szybciej niejedną mądrość życiową opanuje.
Nie chcę jednak namawiać, aby od teraz pozwalać dzieciom na wszystko, bez żadnej kontroli. Zachęcam do rozmowy, która otwiera oczy na różnego rodzaju sytuacje, zachęca do samodzielnego myślenia i wyciągania wniosków, z tego, co się dzieje. Nie zakazy bowiem pozwalają unikać niebezpieczeństw, ale przede wszystkim samodzielne myślenie.
Co ludzie powiedzą?
Uciszanie dziecka kiedy płacze, ignorowanie jego potrzeb, skupianie się wyłącznie na sukcesach, którymi możemy pochwalić się przed innymi… Kiedy to, co powiedzą, czy pomyślą inni zaczyna być dla nas ważniejsze niż prawdziwe emocje naszego dziecka, jego możliwości i rzeczywiste potrzeby, ciężko rozbudzać w naszych pociechach zaufanie do siebie i poczucie bycia kochanym.
Dzieci doskonale wyłapują, co jest dla nas najważniejsze, czy potrafimy docenić włożony wysiłek nawet jeśli nie przynosi on spodziewanego efektu, czy potrafimy być blisko również w trudnych momentach, a nie tylko wtedy, gdy jest pięknie i kolorowo. Nasze dzieci, zarówno małe, jak i większe potrzebują naszej uważnej obecności zdecydowanie bardziej niż ochów i achów obcych ludzi.
Jeżeli wydaje Ci się Drogi Rodzicu, że to już wszystkie nasze rodzicielskie grzeszki i grzechy, to spieszę z wyjaśnieniem, że jeszcze przynajmniej kilka przychodzi mi do głowy. Nie chcę jednak wszystkiego wykładać za jednym razem, bo może uciec, zamiast stać się okazją do przemyślenia. Zachęcam zatem do przyjrzenia się sobie, czy któraś z sytuacji nie jest lepiej znana naszym dzieciom. Pamiętajmy jednocześnie, że kiedy coś zauważymy, możemy nad tym zacząć pracować.
Iwona Kozłowska
jestem pedagogiem, mediatorem, a także Praktykiem i Masterem Emotion NLP. Od 2006r. pracuję z dziećmi, młodzieżą, a także ich rodzicami, nieustannie poszerzając swój warsztat pracy.Po godzinach natomiast jestem całkiem zwyczajną mamą, której również zdarza się nadepnąć na rozrzucone klocki, czy też mierzyć się z wyzwaniami pod tytułem: „Nie chcę jeszcze iść się myć!”, lub „Jeszcze tylko 5 minut…”Moją wielką pasją jest odkrywanie i wspieranie potencjału jaki drzemie w każdym dziecku i w każdym rodzicu. Głęboko wierzę, bo widzę to na swoim przykładzie, że nawet mając dzieci u boku, można realizować swoje marzenia i cele. Jednocześnie, takim podejściem można „zarażać” swoje dziecko, następnie je wspierać, a później wzajemnie się motywować i czerpać ze swoich doświadczeń.Prowadząc MamoKompas pomagam mamom sprawić, aby ich podróż wychowawcza była przyjemna, ciekawa i wzbogacająca!