Policja poinformowała, że mężczyzna, który w Lakeview we wtorek 6 lutego po południu postrzelił dwa psy, zabijając jednego, działał w obawie o swoje życie i nie zostanie oskarżony ani ujawniony. Komunikat pojawił się po wezwaniu na miejsce zespołu SWAT, który pozostał tam przez pięć godzin.
„O godz. 1:44 pm 45-letnia kobieta była w alejce za budynkiem przy 1000 West Oakdale Avenue z dwoma psami bez smyczy. Z pobliskiego domu wyszedł 53-letni mężczyzna, a psy ruszyły w jego stronę. Gdy mężczyzna oddalił się od psów, one nadal agresywnie zbliżały się do niego. Wtedy strzelił do nich w obawie o swoje bezpieczeństwo. Mężczyzna jest posiadaczem ważnej licencji i karty identyfikacyjnej właściciela broni” – czytamy w policyjnym komunikacie.
Podczas gdy policja twierdziła, że mężczyzna działał w samoobronie i nie popełniono żadnego przestępstwa, wezwano zespół SWAT. Był on na miejscu zdarzenia przez pięć godzin – najpierw identyfikując mężczyznę, a następnie próbując nawiązać z nim kontakt. Pojawienie się SWAT wywołało alarm i panikę w okolicy. Niektórzy myśleli, że mają do czynienia z sytuacją z aktywnym strzelcem.
Policyjna taśma została rozciągnięta w poprzek ulicy przed pobliską szkołą podstawową Harriet Tubman. Jedna z uczennic powiedziała, że w szkole zarządzono lockdown. Nauczyciel zamknął drzwi i okna, a wszyscy ukryli się na około 30 minut. „Byliśmy przestraszeni, że strzelec wejdzie do budynku. Po prostu milczeliśmy i staraliśmy się o tym nie myśleć” – dodała.
Rodzice mogli ostatecznie bezpiecznie zabrać swoje dzieci ze szkoły.
Policja wezwała SWAT, ponieważ początkowo nie znała sytuacji i nie mogła zidentyfikować, gdzie był strzelec. Wiedziała tylko, że wbiegł do budynku. Kiedy został odnaleziony, powiedział funkcjonariuszom, że strzelił do psów w obawie o swoje życie.
Tymczasem psy przewieziono do oddzielnych klinik weterynaryjnych, gdzie jeden z nich nie przeżył.
Leslie Balaz, gdy usłyszała trzy strzały, pobiegła na dół, by pomóc psom. Została ze śladami ugryzień jednego z rannych psów na dłoni i nosie. „Kiedy jesteś przestraszonym, zranionym, umierającym zwierzęciem, tak właśnie się dzieje. One nie były agresywne i z pewnością nie zasłużyły na swój los” – powiedziała Balaz.
Decyzję o nieoskarżaniu i nieujawnianiu mężczyzny skomentował analityk prawny Irv Miller.
„Właściwie sprowadza się to do prostej sprawy – czy bał się o własne bezpieczeństwo?” powiedział Miller. „Jeśli bał się o własne bezpieczeństwo, ma prawo użyć broni, którą zgodnie z prawem ma prawo posiadać” – dodał.
Policja z kolei podkreśliła, że spuszczanie psów ze smyczy jest niezgodne z miejskim zarządzeniami.
(DC)