Do ponad 11 tys. wzrosła liczba ofiar śmiertelnych trzęsienia ziemi, które dotknęło południową Turcję i północną Syrię. To najbardziej tragiczne w skutkach trzęsienie ziemi od ponad dekady na całym świecie - donosi "Washington Post". Ostatni kataklizm tego typu, w którym zginęło więcej osób miał miejsce w 2011 r. w Japonii.
Z gasnącą nadzieją na znalezienie ocalałych pracują zespoły ratowników w obydwu krajach dotkniętych katastrofą, szukając oznak życia w gruzach tysięcy budynków zniszczonych przez wstrząsy.
Prezydent Recep Tayyip Erdogan odwiedził "miasteczko namiotowe" w Kahramanmaras, gdzie mieszkają ludzie zmuszeni do opuszczenia swoich domów. Przyznał się do niedostatecznej reakcji organów państwa tuż po trzęsieniu, lecz obiecał, że nikt nie zostanie "pozostawiony na ulicy".
Miejscowym ratownikom pomagają zespoły poszukiwawcze z ponad dwudziestu krajów, które przysłały łącznie ponad 5 tys. osób do pomocy; są wśród nich Polacy. Wiele osób wciąż czeka na pomoc; szczególnie trudna sytuacja jest w Syrii, ogarniętej od lat wojną domową - Pisze "WP".
Dziennikarz Ozel Pikal opisał sytuację w tureckim mieście Malatya, gdzie ciała zmarłych leżały obok siebie na ziemi, przykryte kocami, w oczekiwaniu na służby pogrzebowe. Podkreślił, że jest przekonany, iż niektóre ofiary zamarzły, ponieważ nocą temperatura obniżyła się do 6 stopni Celsjusza poniżej zera. "Dzisiejszy dzień nie jest łatwy, ponieważ od dziś w Malatyi nie ma już żadnej nadziei" - powiedział Pikal. "Nikt nie wychodzi żywy spod gruzów" - dodał; powiedział też, że brakuje ratowników, a zimno utrudnia wysiłki wolontariuszy i władz. Nieprzejezdne drogi i zniszczenia w regionie również utrudniają pracę.
W środę w Turcji i Syrii kontynuowana jest akcja ratunkowa po poniedziałkowych trzęsieniach ziemi, które nawiedziły ten region, powodując ogromne zniszczenia na kilkusetkilometrowym odcinku od od syryjskiego miasta Hama do tureckiego Diyarbakir. (PAP)