Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
wtorek, 19 listopada 2024 23:24
Reklama KD Market

Kultura korupcji oraz imigracja

Potwierdzonym zjawiskiem jest występowanie kultury korupcji, co należy rozumieć jako zachowanie akceptowane w życiu publicznym, w najbardziej widocznych kręgach polityków (parlamentarzystów), urzędników państwowych (federalnych) i biznesmenów. Wydaje się, że pod tym względem Polska dogania Amerykę. Wystarczy zestawić kilka przykładów z obu krajów.

Po to, aby w Polsce lobbysta Dochnal mógł skorumpować postkomunistycznego posła Pęczaka, wystarczył samochód marki mercedes, ze słynnymi firankami i kosztami parkowania tegoż samochodu w podziemnym garażu warszawskiego hotelu Sheraton (raptem kilkaset metrów od Sejmu). Jest teraz w Polsce jakaś moda na nazwiska w rodzaju Dochnal, Pęczak, Kuna, żagiel, Wąsacz, itp. Obaj panowie, Dochnal i Pęczak, od ponad roku siedzą w więzieniu, oczekując na proces przed łódzkim sądem.

W Ameryce nie idzie tak łatwo, bo jej kultura korupcji dąży do zaspokojenia bardziej wyrafinowanych gustów. W ostatnich kilku miesiącach opinia publiczna poznała tajniki działania kongresmana Toma DeLaya, przywódcy większości republikańskiej w Izbie Reprezentantów, przy przepuszczaniu dotacji biznesowych przez konta centrali Partii Republikańskiej. Coraz bardziej znane staje się nazwisko Jacka Abramoffa, lobbysty pracującego w Waszyngtonie wraz z kilkoma kolegami. Jednak najbardziej jaskrawym symptomem kultury korupcji staje się, jak informuje "Washington Post", Randy "Duke" Cunningham, 63letni weteran wojny wietnamskiej, przez osiem kadencji członek Izby Reprezentantów z Kalifornii, członek Partii Republikańskiej. Zrezygnował z mandatu.

Akt oskarżenia stwierdza, że Cunningham otrzymywał pieniądze i inne świadczenia od biznesmenów, którym pomagał w uzyskaniu kontraktów, w tym od dwóch realizujących kontrakty w dziedzinie przemysłu obronnego, zlecane przez Pentagon.(Już polski, poczciwy Bolesław Prus uczył w "Lalce", że najlepiej zarabia się na dostawach dla armii, imperialnej armii carskiej, oczywiście). Wymienia się dom w Kalifornii, prawie dwa miliony dolarów w gotówce, samochód marki Rolls Royce (prawie $18 000 wydali biznesmeni na pokrycie przeglądu technicznego), antyki (19wieczna komoda w stylu Ludwika Filipa), jacht.

W zeznaniu podatkowym za 2004 rok kongresman podał dochód $121079, podczas gdy faktycznie otrzymał łącznie $1 215458  jest to oszustwo podatkowe, surowo karane. Bardzo łaskawy dla kongresmana okazał się biznesmen, który za kupno domu od Cunninghama zapłacił więcej niż później uzyskał z jego sprzedaży. Sąd ma wydać wyrok pod koniec lutego 2006 roku, ale wiadomo, że grozi mu po pięć lat więzienia za każde przestępstwo, zmowa w oszustwie oraz unikanie podatków, łącznie 10 lat. Przyznał się do tych przestępstw, sąd pozbawił go też nieruchomości nabytych w drodze korupcji.

Nareszcie jest jakiś ruch w temacie imigracji. Prezydent Bush przejechał przez miasta El Paso, Tuscon, Phoenix i stan Kolorado, wygłaszając przemówienia o potrzebie, jak pisze "Washington Post", powstrzymania nielegalnej imigracji w trybie uszczelnienia granicy amerykańskomeksykańskiej przez budowę, jak proponuje pewien republikański kongresman, muru wzdłuż całej linii granicznej o długości 2 000 mil (zupełnie jak mur zbudowany przez Izrael, by nie przepuścić Palestyńczyków).

Obok prezydenckiej propozycji tymczasowych pracowników (guest workers), którzy mają dostać zezwolenie na trzy lata pracy z opcją przedłużenia na kolejne trzy lata, republikański senator McCain i jego demokratyczny kolega przygotowali projekt ustawy kongresowej przewidujący zalegalizowanie pobytu osób przebywających nielegalnie, za opłatą 2 000 dolarów i z obowiązkiem nauki języka angielskiego oraz Konstytucji Stanów Zjednoczonych.

Nawiązując do takiej propozycji, w innym miejscu dziennik "Washington Post" zamieszcza artykuł specjalisty, który powiada, że potrzebna jest całkiem inna polityka niż budowa umocnień granicznych. Specjalista ten wylicza, jaki ruch odbywa się przez granicę. Przede wszystkim, handel o wartości 286 miliardów rocznie. Dalej, ruch ludności obejmujący 175 000 legalnych imigrantów przybywających do Ameryki, prawie cztery miliony turystów, kilkaset tysięcy biznesmenów, 118 000 tymczasowo zatrudnionych obywateli meksykańskich, pracowników firm przemieszczanych w ramach tego samego przedsiębiorstwa, studentów, zwykłych handlowców i inwestorów.

Ponad milion Amerykanów mieszka po tamtej stronie granicy a bezpośrednie inwestycje amerykańskie na terenie Meksyku mają wartość 62 miliardów dolarów. Autor komentarza pisze "z jednoczesnym tworzeniem złudzenia, że potrafimy w jakiś sposób integrować się (tj. w ramach NAFTA) i przy tym separować, Stany Zjednoczone zmilitaryzowały granicę z zaprzyjaźnionym krajem, który nie stanowi żadnego konkretnego zagrożenia dla amerykańskiego bezpieczeństwa narodowego... obecnie patrole graniczne są, poza siłami zbrojnymi, najbardziej uzbrojoną służbą federalną, na którą przeznacza się ponad 1,4 miliarda dolarów rocznie".

Oczywiste jest, dodaje ten sam autor, że zdesperowani Meksykanie szukają innych przejść dla nielegalnego przedostania się do Stanów Zjednoczonych, gdzie możliwości przyłapania są nieduże. Do tego ci, którzy przebywają w Ameryce przez długi czas, nie mają motywacji do powrotu do własnego kraju. Jest to też zamknięte koło, gdyż nielegalnie przebywający obywatele Meksyku ściągają rodziny, powiększając rzesze rezydentów a także społeczne i gospodarcze koszty. Zmiana podejścia do imigracji musi uwzględnić to, jak dodaje komentator, że Meksyk jest teraz innym krajem, mającym dochód per capita już na poziomie $10 000, praktycznie bez analfabetyzmu (92% ludności umie czytać i pisać) i stopę przyrostu naturalnego 2,2% na kobietę.

Gdy "Washington Post" podaje, iż od 2001 roku amerykańskie służby graniczne złapały 4,5 miliona ludzi usiłujących przedostać się nielegalnie, inny dziennik, tym razem "Washington Times" pisze, że Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego zamierza dokonać przełomu w polityce "łapania i wypuszczania", czyli skrócenie czasu przetrzymywania w zamkniętych ośrodkach, odnoszącej się szczególnie do tych osób, które przekraczają tę granicę, ale nie są Meksykanami. W ubiegłym roku liczba nieMeksykanów, złapanych w trakcie przekraczania granicy wyniosła 160 000. Takie osoby muszą być odesłane nie do Meksyku, ale do kraju pochodzenia. Dlatego też, politykę zatrudniania tymczasowych pracowników na trzy lata, z opcją przedłużenia na dalsze trzy, jak pisze "Washington Times", będzie bardzo trudno zrealizować.

źródła:
 o skorumpowaniu republikańskiego kongresmana Randy "Duke" Cunninghama za dziennikiem "Washington Post", wydanie na 29 listopada, artykuł "Congressman Admits Taking Bribes, Resigns", autorzy Charles R. Babcock i Jonathan Weisman, str. A01,
 o prezydenckich propozycjach w polityce imigracyjnej za dziennikiem "Washington Post", wydanie na 30 listopada, artykuł "Bush Vows to Reinforce Our Border", autor Michael Fletcher, str. A04,
 o potrzebie zmian w polityce imigracyjnej wobec Meksyku, za dziennikiem "Washington Post", wydanie na 30 listopada, artykuł "Foolish Fences", autor Douglas S. Massey (profesor socjologii na Uniwersytecie Princeton), str. A23.
 o zmianach polityki prowadzonej przez U.S. Immigration and Customs Enforcement (dawniej Immigration and Naturalization Service), za dziennikiem "Washington Times", wydanie na 30 listopada, artykuł "Time needed to end alien catch and release debated", autor Stephen Dinan.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama