Amazon, Meta, Salesforce – to tylko kilka z wielu wielkich spółek technologicznych, które w ostatnich tygodniach zapowiedziały duże zwolnienia grupowe. Od listopada zwolnienia w tym sektorze objęły ponad 200 tysięcy osób, w tym wielu wykwalifikowanych imigrantów.
Ostatnią z wielkich firm ogłaszających redukcje był Alphabet, spółka-matka Google, która podjęła decyzję o rozstaniu się z 12 tysiącami pracowników, czyli 6 proc. ogółu zatrudnionych. Był to spory szok, bo kierowana przez Sundara Pichaia firma plasowała się zawsze w czołówkach rankingów najlepszych amerykańskich pracodawców.Jak zwykle ma to miejsce przy zwolnieniach zbiorowych, pojawiły się od razu pytania o jakość zarządzania technologicznym gigantem i kryteria, jakimi się kierowano przy podejmowaniu decyzji o rozstaniu się z firmą. Na liście wysyłanych na przysłowiową zieloną trawkę znalazły się zarówno osoby z długim stażem pracy, jak i niedawno awansowani pracownicy.Redukcje objęły także imigrantów, którzy według niektórych szacunków stanowią nawet kilkanaście procent zwalnianych. Szczególnie boleśnie uderza to w społeczność hinduską. Programiści i specjaliści IT z Indii z wizami H1-B i L1 są bowiem szczególnie licznie reprezentowani w tym sektorze gospodarki. Ale wśród zwolnionych nie brak przedstawicieli innych grup etnicznych, w tym także Polaków. Według USCIS około 70 proc. wszystkich wiz H1-B przyznawanych jest pracownikom związanym z sektorem technologii.
Cofnięta przepustka do AmerykiW wielu rodzinach sytuacja jest dramatyczna, bo profesjonaliści IT przebywali w USA co prawda na wizach czasowych, ale mieli wszelkie powody, aby poważnie myśleć o osiedleniu się w Ameryce na stałe, co zresztą popierali ich dotychczasowi pracodawcy. Mimo ograniczeń wizy H1-B cieszyły się dużym zainteresowaniem pracowników sektora technologicznego. Dawały bowiem ambitnym ludziom szansę znalezienia się w centrum globalnego świata technologii. Dla wielu z nich był to także pierwszy krok poprzedzający rozpoczęcie starań o zielone karty.Wizy H-1B pozwalają na pracę w USA przez dłuższy czas – przyznawane są na okres trzech lat, ale można je przedłużyć do sześciu, a co ważniejsze załatwić w tym czasie uciążliwe procedury sponsorowania na zieloną kartę. W praktyce więc otrzymanie tej wizy z dużym prawdopodobieństwem oznaczało pozostanie tu na stałe, tym bardziej, że spółki technologiczne skarżyły się na brak fachowców. I gdyby nie kolejki po zielone karty wynikające z nieprzystającego do dzisiejszych czasów systemu dystrybucji wiz stałego pobytu, dawno już byliby spokojni o swój status w USA. „Ponieważ system imigracyjny jest dosłownie zapchany, posiadacze wiz (H1-B – przyp. JT) przebywają często w USA od lat, kupując domy, wychowując dzieci i budując sieci powiązań osobistych i profesjonalnych. Utknęli w systemie, który nie dawał im poczucia pewności i stabilizacji” – mówi Linda Moore, prezes i dyrektorka wykonawcza TechNet, organizacji lobbingowej reprezentującej interesy wielkich spółek technologicznych.
2 miesiące na znalezienie pracyZderzenie z obowiązującym prawem imigracyjnym okazuje się brutalne. Zgodnie z obecnym prawem posiadacze wiz H1-B mają 60 dni na znalezienie nowego pracodawcy. Jeśli im się nie uda, ryzykują utratą statusu i wszczęciem procedur imigracyjnych. Przy skali obecnych zwolnień w całym sektorze nie ma możliwości, aby wszystkim udało się zatrudnić się w nowym miejscu, bo za zwolnieniami u technologicznych gigantów poszły także redukcje u mniejszych pracodawców. W sieci powstały spontanicznie liczne grupy wsparcia i wymiany informacji o pojawiających się ofertach pracy, ale jest oczywiste, że w ciągu dwóch miesięcy wszyscy nie znajdą nowej pracy.
Zwolnienia to także dramat dla ludzi dopiero wybierających się do USA lub rozpoczynających karierę w USA. Tym pierwszym spółki technologiczne wysyłają informacje o tym, że nie są już zainteresowane zatrudnieniem, drudzy muszą porzucić marzenia o Ameryce po krótkim pobycie w ziemi obiecanej. Z danych US Citizenship and Immigration Services wynika, że tylko w Amazon i Meta (spółka-matka Facebooka), które łącznie zwolniły ostatnio 29 tys. ludzi, zatrudniły w roku fiskalnym 2022 ponad 1000 osób z wizami H1-B. Te osoby mają najmniejsze szanse na pozostanie w USA na dłużej.
Co więcej, ostatnie zwolnienia stanowią poważne utrudnienie dla tych posiadaczy wiz H1-B, którzy uniknęli zwolnień oraz tych, którym właśnie te wizy przyznano. Prawo imigracyjne zabrania bowiem spółkom sponsorowania pracowników zza granicy w sytuacji, gdy właśnie zwolniono legalnych rezydentów USA wykonujących podobną pracę. To oznacza, że tymczasowy pracownik, który umknął spod korporacyjnego topora, nie będzie mógł złożyć dokumentów na zieloną kartę na podstawie sponsorowania przez pracodawcę, który właśnie dokonał zwolnień grupowych.
Kryzys u… imigracyjnych lobbystówNa ironię zakrawa fakt, że zwolnienia ogłoszono w sektorze gospodarki, który od lat lobbował za zwiększeniem imigracji do USA, ze szczególnym uwzględnieniem osób o szczególnych kwalifikacjach w dziedzinie nauk ścisłych i technologii. Technologiczni giganci walczyli o zwiększenie dostępnej puli wiz H1-B (obecnie 85 tys. rocznie) i domagały się uproszczenia procedur. Spółki technologiczne specjalizowały się w ściąganiu najbardziej utalentowanych osób zza granicy i studentów kończących kierunki STEM (skrót od science, technology, engineering i mathematics) na amerykańskich uczelniach. Obecny kryzys w sektorze IT odsłonił kolejne negatywne strony przestarzałego systemu imigracyjnego, w którym ostatnie poważne zmiany wprowadzono w 1986 roku.Sytuację mógłby wyprostować jedynie Kongres, zmieniając prawo imigracyjne. Biorąc pod uwagę realia polityczne, nie ma na to większych szans. W przeszłości wszelkie próby zreformowania systemu przyznawania wiz pracowniczych, w tym H1-B, kończyły się niepowodzeniem. Dlaczego więc miałoby do tego dojść teraz, gdy na Kapitolu podziały są głębsze niż za poprzedniej kadencji, kiedy obie izby kontrolowali Demokraci?
Ekonomiści zwracają uwagę, że obecna sytuacja może na dłuższą metę przynieść nieodwracalne szkody gospodarce. O ile redukcje zatrudnienia są w każdej gałęzi gospodarki zjawiskiem normalnym, sektor high-tech może mieć poważne trudności z ponownym zatrudnieniem specjalistów, gdy koniunktura się poprawi. Z prostej przyczyny – nie będzie ich już w USA. Wyjadą do innych krajów w poszukiwaniu stabilnego życia, a ze swoimi kwalifikacjami i popytem na specjalistów na rynku zaawansowanej technologii nie powinni mieć problemu ze znalezieniem nowych pracodawców. Choćby w sąsiedniej Kanadzie, gdzie system imigracyjny preferuje przyjmowanie profesjonalistów. Może to zresztą dotyczyć nie tylko imigrantów, ale także amerykańskich programistów i inżynierów przyciąganych lukratywnymi kontraktami. Przy takim scenariuszu utrata technologicznego prymatu Ameryki stanie się jeszcze bardziej realna.
Jolanta Telega[email protected]