Waszyngton (CT) Delegacja kongresowa z republikaninem z Illinois Henry Hydem nagle zakończyła wizytę w Wenezueli nie wychodząc poza port lotniczy w Caracas.
Hyde’a, przewodniczącego Komitetu Stosunków Zagranicznych w Izbie Reprezentantów i pięciu innych kongresmenów zatrzymano na pokładzie samolotu i podddano dokładnej kontroli.
Biuro kongr. Hyde’a wydało oświadczenie, w którym "wyraża głęboki zawód kapryśnymi i niewytłumaczalnymi akcjami wenezuelskiego rządu". Delegacja przybyła na spotkanie z wiceprezydnetem Wenezueli Vincente Rangelem, członkami Zgromadzenia Narodowego i lokalnymi liderami. Planowano również spotkanie z opozycją.
Zatarg między przedstawicielami władz wenezuelskich a pracownikami amerykańskiej ambasady, która przybyła na powitanie delegacji, zaczął się do tego, że Amerykanom nie zezwolono na wjazd na płytę lotniska, by odebrać delegację. Delegacji nie pozwolono opuścić samolotu, ani wyładowanie bagaży. Przez 20 minut nie pozwalano reprezentantom ambasady na wejście do samolotu z kongresmenami. Ostatecznie zgodzono się, by sytuację na pokładzie ocenił wiceszef misji Kevin Whitaker.
Dwie godziny później delegacja odleciała na Arubę.Tam spędziła noc, po czym wznowiła podróż zgodnie z planem udając się do Brazylii. Wenezuelskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych zaprzeczyło, że rząd miał coś wspólnego z tym zajściem. Tłumaczono, że nieporozumienie wynikło z faktu, że samolot z kongresmenami zatrzymał się w innym miejscu niż zazwyczaj parkują samoloty dygnitarzy. Miejsce to było zajęte przez samolot hiszpańskiego ministra obrony.
Incydent ten jeszcze bardziej zaostrzył stosunki między Wenezuelą a USA. Wcześniej tego miesiąca podczas spotkania na szczycie liderów Ameryki łacińskiej z udziałem prezydenta Busha w Argentynie, prezydent Wenezueli Hugo Chavez opuścił obrady i zachęcał demonstrantów do potępienia amerykańskiego przywódcy. (eg)
Redakcja
