Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
środa, 20 listopada 2024 04:48
Reklama KD Market

Kredyt zaufania

Korespondencja własna "Dziennika Związkowego")

Warszawa -  Mimo że rząd Marcinkiewicza jest niemiłosiernie atakowany przez opozycję, czyli liberałów z Platformy Obywatelskiej (Tusk, Rokita i spółka) oraz postkomunistów, naród dał jego partii kredyt zaufania i popiera ją bardziej niż podczas wrześniowych wyborów parlamentarnych.

Z sondażu przeprowadzonego ostatnio przez Centrum Badania Opinii Publicznej (CBOS) wynika że, gdyby wybory odbyły się dziś Prawo i Sprawiedliwość zyskałoby aż 43 procent zwolenników. W wyborach na partię braci Kaczyńskich głosowało 27 procent. PiS zatem zwiększyło swoją przewagę nad Platformą z trzech procent w wyborach do 15 procent obecnie.

Wcale to nie dziwi. Nawet niektórzy wyborcy Platformy uważają, że politycy tej formacji zachowali się nieodpowiedzialnie odmawiając wejścia do koalicji ze zwycięskim PiS. W ten sposób sprzeniewierzyli się powtarzanym od ponad dwóch lat obietnicom, że będą wspólnie rządzić. Do tego dochodzą infantylne wręcz wypowiedzi czołowych Platformiarzy zachowujących się jak rozkapryszone bachory, które zabierają zabawki i idą do domu, bo zabawa nie była po ich myśli.

Ale PiS popełniłby duży błąd, gdyby wyniki sondażowe uderzyły mu do głowy. Platforma puszczała w obieg pogłoski jakoby braciom Kaczyńskim marzył się rząd większościowy i gdy w sondażach poparcie dla PiS zbliży się do 50 proc. zechcą doprowadzić do wcześniejszych wyborów parlamentarnych, nawet na wiosnę 2006 r. Ale Kaczyńscy byliby chyba dość krótkowzroczni, gdyby tak odczytali rosnące poparcie dla ich partii.  
    
Jak ocenia socjolog prof. Jacek Wódz, rosnące powyborcze poparcie dla PiS to premia za przejęcie władzy i wyraz nadziei, że nowemu rządowi się uda. Jednocześnie w tym poparciu na pewno także tkwi pierwiastek niechęci do perspektywy nowych wyborów w niedalekiej przyszłości. Wrażenie, że Kaczyńscy ponownie i przedwcześnie zaganiają do lokali wyborczych prawdopodobnie wywołałoby reakcję odwrotną do zamierzonej.

Ale wstępny kredyt zaufania dla rządzącej partii o niczym jeszcze nie przesądza i łatwo można go stracić. Po dojściu do władzy po czterech latach nieudolnych rządów postkomunistów Akcja Wyborcza Solidarność w grudnia 1997 r. miała 44 procent poparcia, a w ciągu trzech miesięcy wskaźnik ten zmalał o 15 procent. Podobnie było, gdy po AWS wybory wygrał postkomunistyczny SLD. Poparcie w wysokości 45 procent w grudniu 2001 r. zmalało po trzech miesiącach rządzenia o 10 procent. Z tego wynika, że bardzo dużo zależy od tego jak minie pierwszych sto dni nowych władz.
Na pewno każda obniżka cen przysporzy rządowi poparcia.

Premier Marcinkiewicz ostatnio oskarżył koncerny paliwowe, że zbiły fortunę kosztem kierowców i budżetu, bo utrzymały wysokie ceny paliw, chociaż państwo obniżyło podatki. Premier zapowiada rozmowy z koncernami o obniżkach ich dochodów i wymianę zarządów PKN Orlen oraz Grupy Lotos. Kierowców w Polsce jest coraz więcej, a benzyna i olej napędowy są bardzo drogie w stosunku do zarobków. Drgnięcia o parę gorszy na litrze w jedną lub drugą stronę mogą znacznie zaważyć na budżetach rodzinnych, a jeszcze bardziej na firmowych.

Nowy rząd zamierza uprościć procedury zakładania prywatnych biznesów. Osoby zamierzające "pójść na swoje" i założyć własną firmę na samym wstępie natrafiają na gąszcz przepisów i wydłużone okresy oczekiwania na zgodę, lokalizację, koncesję, licencję i inne zezwolenia ze strony władz. Długo trzeba czekać na uzyskanie wpisu do hipoteki. Kiedy te bariery się jakoś już przeskoczy, pojawiają się wysokie koszty rozpoczęcia działalności, nawet 2,5krotnie wyższe niż w krajach "starej" Unii.

Do tego dochodzi codzienna szarpanina ze skomplikowanymi procedurami urzędowymi, formularzami i inspekcjami skarbowymi. Od 1997 r. liczba instytucji uprawnionych do kontroli przedsiębiorców wzrosła z 29 do 40 w 2004 r., co oznacza perspektywę częstszych wizyt ze strony różnych inspektorów. Autorzy "Raportu otwarcia" dodają też, że biznesmena, który usiłuje odzyskać na drodze sądowej dług od niewypłacalnego kontrahenta, średnio czeka postępowanie trwające ok. tysiąca dni.

Te wszystkie trudności także odstraszają zagranicznych inwestorów. Polsce obok nosa przeszło już kilka intratnych kontraktów, ponieważ światowe koncerny samochodowe uznały, że taniej, szybciej i sprawniej prowadzi się działalność przemysłowa na sąsiedniej Słowacji. Przykłady takie można by mnożyć. Dlatego w tym tygodniu premier usiłował przekonać rozmówców w Brukseli i Londynie, że Polska jest lojalnym członkiem Unii Europejskiej, zamierza utrzymać deficyt budżetowy w ryzach i wita zagranicznych inwestorów. Musiał zatem prostować niedorzeczności własnej minister finansów Teresy Lubińskiej, której własne poglądy zagranica uznała za oficjalne. W grudniu prezydent Lech Kaczyński wybiera się do Waszyngtonu. W grudniu ministrowie obrony i spraw zagranicznych RP o dalszym udziale wojsk polskich w misji irackiej rozmawiać będą z prezydentem Bushem.

Jak widać, rząd Marcinkiewicza stoi przed niełatwym zadaniem, na forum światowym i krajowym. Oprócz spraw czysto gospodarczych rząd będzie się musiał jakoś uporać z niemal beznadziejną sytuacją służby zdrowia, nie mówiąc o kulejącej budowie (a raczej niebudowaniu) autostrad, dożywianiu głodnych dzieci, rozbijaniu układów korupcyjnych i wielu innych nie cierpiących zwłoki wyzwaniach.

Przy tym ogromie zadań, rząd często ma ręce związane, bo jako gabinet mniejszościowy jest zakładnikiem trzech małych partii populistycznych. Samoobrona Andrzeja Leppera prze do rządzenia, a Liga Polskich Rodzin co rusz usiłuje coś na rządzie wymusić. Jak dotąd, tylko najmniejszy członek tego tercetu, Polskie Stronnictwo Ludowe, siedzi cicho. Czy na długo?
Robert Strybel

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama