Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
wtorek, 19 listopada 2024 20:32
Reklama KD Market

Mniejszościowy rząd

(Korespondencja własna "Dziennika Związkowego")

Warszawa  - Mniejszościowy rząd Kazimierza Marcinkiewicza ma czas do 13 listopada, aby zdobyć poparcie Sejmu, a w przyszłą środę (10 listopada) premier ma wygłosić swoje expose. Dotychczas wszystko odbyło się zgodnie z harmonogramem z jednym wyjątkiem. W pięć tygodni po zwycięstwie odniesionym w wyborach parlamentarnych przez Prawo i Sprawiedliwości braci Kaczyńskich, desygnowany przez PiS na premiera Kazimierz Marcinkiewicz sformował nowy rząd tak jak obiecał do końca miesiąca.

Tegoż dnia przedstawił skład gabinetu prezydentowi Kwaśniewskiemu, został zaprzysiężony i jeszcze tego samego dnia zwołał pierwsze posiedzenie nowego rządu. Wyjątek w tym wszystkim stanowił fakt, że zaprzysiężony został rząd mniejszościowy, a nie koalicyjny, jaki obiecano wyborcom. Niedoszły partnerprobiznesowa Platforma Obywatelska  obraził się na elektorat, że nie zapewnił mu zwycięstwa, a na PiS za to, że wygrało, w związku z czym odmówił udziału w rządzie Marcinkiewicza.

Nikogo specjalnie nie zdziwiło, że na czele jakże wpływowego resortu "siłowego", Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, stanęła prawa ręka Jarosława Kaczyńskiego, Ludwik Dorn. "Ludwik żelazny" a nawet "krwawy Ludwik" mówią na Dorna uczestnicy różnych nieformalnych, ale groźnych dla państwa i społeczeństwa układów, które on właśnie zamierza rozbić. Są to układy powstające na styku polityki i biznesu z nierzadkim udziałem odpowiednio opłaconych mediów i przedstawicieli świata przestępczego a nawet sił specjalnych, które były plagą wszystkich dotychczasowych rzędów poPRLowskich. W obawie przed zapowiedzianę przez PiS czystką obecnie podają się do dymisji i przechodzą na emeryturę niedobitki PRLu, którym na poczętku niepodległości udało się prześliznąć przez procedury weryfikacyjne.

Tekę ministra spraw zagranicznych, która miała się dostać Janowi Rokicie z PO, otrzymał Stefan Miller, dotychczasowy ambasador polski w Moskwie. Na ministra obrony narodowej powołany został mający rozległe kontakty wśród Polonii amerykańskiej Radosław Sikorki, który był wiceministrem obrony w rządzie Jana Olszewskiego i wiceministrem spraw zagranicznych u Jerzego Buzka. Ministrem sprawiedliwości został Zbigniew Ziobro a na ministra bez taki nadzorującego siły specjalne premier mianował Zbigniewa Wassermana. Jako posłowie poprzedniej kadencji obaj politycy wyróżniali się w dochodzeniu prawdy w Sejmowej Komisji śledczej badającej nadużycia w koncernie naftowym Orlen.

W nowym rządzie jest też trzeci Zbigniew, słynny kardiochirurg prof. Religa, który sam kandydował w wyborach prezydenckich, a w drugiej rundzie przekazał swoje poparcie na Donalda Tuska. Przyznał jednak, że prezydent Kaczyński przekonał go do przyjęcia teki argumentami "o racji stanu i odpowiedzialności za Polskę". Wśród innych ciekawszych nominacji warto wspomnieć o nowym ministrze kultury, który już pełnił tę funkcję w poprzednim rządzie, Kazimierzu Michaku Ujazdowskim.

Ministrem sportu został czynny sportowiec Tomasz Lipiec, trzykrotny mistrz Polski w chodzie na 50 metrów i właściciel agencji marketingowej promującej Adama Małysza.

Od dnia zaprzysiężenia nowy rząd ma 14 dni do zorganizowania w Sejmie należytego poparcia. W zasadzie przed Marcinkiewiczem stoją dwie opcje: poparcie Platformy, albo poparcie Samoobrony, Ligi Polskich Rodzin i Polskiego Stronnictwa Ludowego. Jest to kwestia alboalbo, ponieważ Platforma nie poprze nowego rządu, jeśli PiS nie zerwie współpracę z Andrzejem Lepperem. Będzie to dość trudne, ponieważ Lepper został w ub. tygodniu wybrany jednym z wicemarszałków. Tylko Sejm, zatem byłby władny go odwołać, ale to wywołałoby niezłą awanturą w parlamencie. Lepper i jego grupa znani są z okupowania mównicy sejmowej i innych awanturniczych zachowań.

Tusk, który najwidoczniej nie otrząsnął się jeszcze od swej klęski wyborczej, o gabinecie Marcinkiewicza powiedział krótko: "Jesteśmy świadkami narodzin rządu Jana Olszewskiegobis". W ustach liberała, dla którego Olszewski był nawiedzonym awanturnikiem i "oszołomem", takie porównanie nie było bynajmniej komplementem. Ale obrazuje niekończący się strumień inwektyw i obelg, jakie pokonani Platformowcy kieruję pod adresem swojego niedoszłego partnera.

W czasie rozmowy na żywo z programie Moniki Olejnik, "królowej" wywiadu telewizyjnego, Jan Rokita, któremu uciekł fotel premiera, porozumiewawczo poklepał Marcinkiewicza po przedramieniu i powiedział: "Zwyciężyliście i wam się w głowach poprzewracało!" I zaraz dodał: "Trzech panów z PiS się zejdzie i zdecyduje, kogo aresztować o piątej nad ranem i czyje teczki wyciągnąć. Na to nie ma naszej zgody!" Przy innej okazji powiedział, że Kaczyńscy chcą całą Polskę "spisić" (od nazwy ich partii PiS).

Fala negatywizmu wzrastała przez cały tydzień powyborczy i perspektywa koalicja wyglądała na ostatecznie pogrzebaną. Marcinkiewicz tym niemniej dwoił się i troił, by zachęcić PO choćby do wznowienia rozmów. Dokonał licznych zmian w początkowym programie PiS. Kiedy wyglądało na to, że już koalicji na pewno nie będzie, zaproponował Platformie kontrakt. Platforma nie musi wejść do rządu, ale będzie popierała wspólnie uzgodnione ustawy w głosowaniach, a co kwartał będzie się kontrolować wspólnie osiągnięte cele.
Wreszcie Tusk w przededniu zaprzysiężenia rządu zagreagował, ale postawił warunki nie do spełnienia. Platforma Obywatelska jest gotowa do rozmów z Prawem i Sprawiedliwością o wspólnym rządzie  powiedział w telewizji  pod warunkiem, że misji jego tworzenia podejmie się nie Marcinkiewicz lecz prezes PiS Jarosław Kaczyński, a lider Samoobrony Andrzej Lepper opuści prezydium Sejmu, powiedział w niedzielę szef PO Donald Tusk. Mimo intensywnych nocnych rozmów "ostatniej szansy" liderów PiS i PO w przededniu zaprzysiężenia nowego rządu, pertraktacje skończyły się fiaskiem.

Kaczyński, choć jest liderem partii, która zwyciężyła wybory parlamentarne, nie chciał być premierem, ponieważ według sondaży jego brat bliźniaczy Lech nie miałby większych szans na prezydenturę. Wówczas to Platforma Marcinkiewicza nazwała "malowanym premierem", którym kierować będzie z tylnego siedzenia Jarosław Kaczyński, a w razie przegranej Lecha w wyścigu prezydenckim, Jarosław przejmie premierostwo. Teraz PO żąda tego, czego po wyborach parlamentarnych nie chciała  Kaczyńskiego jako premiera.

Zdaniem niektórych obserwatorów, PO specjalnie stawia warunki, których PiS nie może spełnić licząc być może na nowe wybory już w styczniu. Jeśli rząd Marcinkiewicza nie otrzyma poparcia Sejmu, a Sejm w kolejnej fazie nie jest w stanie wyłonić własnego alternatywnego gabinetu, prezydent może rozpisać nowe wybory. Ale mógłoby to się okazać "samobijem" dla centroprawicy.

Wyborcy już są znużeni trzema kolejnymi wycieczkami do lokali wyborczych w ciągu sześciu tygodni. Frekwencja mogłaby być jeszcze niższa. Nie jest też wykluczone, że ci, którzy by poszli głosować ukaraliby skłóconą centroprawicę, czyli PiS i PO, udzielając znaczącego poparcia postkomunistom i partii Leppera. Można sobie wyobrazić, co by się działo, gdyby PiS, PO, SLD i Samoobrona otrzymały mniej więcej po 1520 procent głosów!

Pierwsze posunięcia rządu będą dotyczyć ustaw "okołobudżetowych"  Marcinkiewicz powiedział na konferencji prasowej po pierwszym posiedzeniu rządu. Zapowiedział też oszczędności w administracji państwowej, uproszczenie prawa podatkowego oraz zniesienie całego systemu licencji i koncesji. Rząd zamierza opracować ustawy proinwestycyjne. Premier także potwierdził, że Wojskowe Służby Informacyjne (wywiad wojskowy) zostaną zlikwidowane, ale w ich miejsce zostaną powołane nowe służby.

Pierwszym projektem ustawy, którym zajmie się rząd, będzie projekt zapewniający środki finansowe na wyżywienie uczniów w szkołach. Jak wiadomo, ok. 30 procent polskich dzieci jest niedożywionych, a jedyny ciepły posiłek, jaki jedzą w ciągu dnia, to obiad w szkolnej stołówce.

Natomiast całokształt działań członków rządu ma regulować nowy kodeks etyczny autorstwa prezydentaelekta Kaczyńskiego. Kodeks ten zaleca członkom rządu "unikanie przyjmowania wszelkich podarunków i gościnności, które mogłyby podważyć ich oceny lub angażować w nieprawidłowe zobowiązania". Ministrowie także powinni unikać konfliktu pomiędzy ich prywatnymi interesami a obowiązkami publicznymi. Teraz Marcinkiewiczowi pozostaje tylko przekonanie posłów, co do słuszności tych posunięć i celów, oraz zdobycie ich wotum zaufania.
Robert Strybel

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama