Redakcja
Nowy Jork - Perspektywa wybuchu epidemii ptasiej grypy wprowadza w panikę ludzi na całym świecie prócz sekretarza obrony Donalda Rumsfelda i innych osób z politycznymi koneksjami, które zainwestowały w Gilead Sciences. Ta kalifornijska kompania biochemiczna posiada wyłączność na Tamiflu, obecnie najbardziej poszukiwanego na świecie lekarstwa przeciw grypie.
Rumsfeld był przewodniczącym rady nadzorczej Gilead Sciences od 1997 roku aż do wejścia do administracji George’a W. Busha w 2001 roku. Nadal posiada akcje tej firmy wartości między 5 a 25 milionów dolarów. Federalne dokumenty nie precyzują tej kwoty, wiadomo jednak, że brak Tamiflu na rynku i obawy o pandemię przyczyniły się w ciągu ostatnich 6 tygodni do wzrostu akcji Gileada z $35 do $47, co wzbogaciło Rumsfelda przynajmniej o milion dolarów.
Kompania bez wątpienia zarabia krocie, od kiedy jej klientem został rząd federalny. W lipcu Pentagon złożył zamówienie wartości $58 milionów na Tamiflu dla amerykańskich żołnierzy, a Kongres rozważa zakup lekarstwa za kilka miliardów dolarów.
Obejmując stanowisko sekretarza obrony Rumsfeld wyłączył się ze wszystkich decyzji związanych z Gilead Sciences. Pod koniec ub. miesiąca, na jego wniosek generalny doradca Pentagonu wydał dodatkowe instrukcje co do tego, co może, a czego nie może robić na wypadek, gdyby doszło do pandemii a Pentagon został powołany np. do pomocy w przygotowaniach do kwarantanny.
Odnośnie swoich akcji w Gilead, Rumsfeld szukał rady w Dept.
Sprawiedliwości, w Rządowym Biurze ds. Etyki i w SEC. Agencje nie wydały na ten temat opinii, wobec czego skonsultował się z prywatnym adwokatem, specjalistą od spraw dotyczących inwestycji na giełdzie. Ten poradził mu, by zatrzymał akcje i mówił o tym otwarcie, zamiast ukrywać ten fakt narażając się na podejrzenia o przestępstwo zwane korzystaniem z wewnętrznych informacji o akcjach Gilead.
(Na podst. Fortune)
