Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 25 września 2024 10:19
Reklama KD Market

Tę walkę można wygraćHistorie trzech kobiet, które pokonały raka piersi

Tę walkę można wygraćHistorie trzech kobiet, które pokonały raka piersi

Jedna na osiem kobiet w Stanach Zjednoczonych usłyszy w swoim życiu diagnozę raka piersi. Te statystyki okazały się prawdziwe dla trzech Polek z regionu Chicago, wywodzących się z różnych środowisk – pomoc domowa, dyrektor domu pogrzebowego i sekretarz ogólnokrajowej organizacji polonijnej. W październiku, który na całym świecie poświęcony jest świadomości raka piersi, nasze rozmówczynie podzieliły się historią swoich zmagań z chorobą, a przy okazji radą dla innych kobiet, które być może teraz przechodzą przez ten sam trudny proces.

Ewa Żebrowska fot. arch. rodz.

Ewa, 63 lata

Ewa Żebrowska tryska energią, dobrym humorem i pozytywnym nastawieniem. Lubi wcześnie wstawać, piec, malować i dekorować. Jak mówi, ma fioła na punkcie swoich wnuków i swojego nowego szczeniaka owczarka niemieckiego. Na co dzień pracuje „na domkach”.

Był maj 2012 roku, kiedy 53-letnia wówczas polska imigrantka wyczuła dziwne wgłębienie na swojej lewej piersi. Dostała skierowanie na mammogram. Nie pierwsze zresztą – co roku dostawała je podczas rutynowych badań, lecz nigdy nie zgłaszała się na badanie. Matka Ewy miała co prawda raka piersi w wieku siedemdziesięciu paru lat, lecz po operacji przeprowadzonej w Polsce żyła jeszcze przez dekadę i zmarła z zupełnie innych przyczyn – opowiada Ewa.

Parę dni po badaniu mammograficznym wezwano ją na badanie USG, które wykazało, że w lewej piersi jest guz i potrzebna będzie biopsja. Jej wyniki potwierdziły, że guz to złośliwy nowotwór i konieczna będzie operacja, a później chemioterapia i naświetlanie.

– W pierwszej chwili zakręciły mi się łzy w oczach i od razu pomyślałam, że na pewno niedługo umrę, ale trwało to tylko chwilę – wspomina Ewa.

Dalej relacjonuje rozmowę ze swoim lekarzem, którego wypytała o wszystko, łącznie z tym, kiedy po operacji usunięcia guza będzie mogła… wrócić do pracy.

– Chwilę po tej rozmowie odszedł ode mnie lęk, zrobiłam się taka spokojna i tak zostało mi do chwili obecnej. Przestałam się bać. Przyjęłam z pokorą to, co mnie spotkało i postanowiłam wykonywać, co mi każą lekarze – opowiada dalej.

Głos Ewy łamie się tylko, gdy mówi o narodzinach „kochanego wnusia Logana”, które nastąpiły, gdy była w trakcie chemioterapii.

Ani biopsja, ani operacja, która odbyła się około trzy miesiące od diagnozy, nie należały do przyjemności – relacjonuje Ewa, ale dużą pomocą był polskojęzyczny personel w szpitalu, wsparcie ze strony najbliższych oraz modlitwa.

Podczas operacji usunięto jej zaatakowaną rakiem część piersi oraz 19 węzłów chłonnych.

– Kto wie, gdybym nie poszła od razu do lekarza, ten rak rozszedłby się po całym organizmie – zastanawia się Ewa – Teraz mam mniejszą pierś i słabszą rękę, ale szczerze mówiąc, jestem z tej piersi bardziej zadowolona niż z tej większej – śmieje się.

Ewa przyznaje, że po operacji zbyt szybko chciała wrócić do pracy i przedwcześnie zaczęła robić zalecane ćwiczenia, w związku z czym w zoperowanej piersi wdała się infekcja. Musiała wrócić do szpitala na kilka dni. Gdy wszystko wróciło do normy, rozpoczęła cykl chemioterapii, a po miesiącu przerwy – miesiąc radioterapii. Zapytana, jak znosiła obie terapie, znów zaskakuje pozytywnym podejściem.

– Robiłam to, co kazali lekarze i cały czas miałam przeczucie, że wszystko będzie dobrze. Starałam się prowadzić w miarę normalny tryb życia – pracować, robić rzeczy w domu. Mąż, dzieci, perspektywa zostania babcią – bardzo pomagały. Trzeba być dobrej myśli. Słuchać lekarzy, nie wujka Google, dbać o swoje zdrowie i robić niezbędne badania.

– Rak piersi w początkowym etapie nie boli. Słusznie mówi się, że to taki cichy zabójca – zaznacza Ewa. – Nie można lekceważyć mammogramu albo mówić, że „to mnie nie dotyczy”. Chcę przestrzec wszystkie kobiety, żeby co roku robiły mammogram. Kto się pilnuje, ten ma szansę. Im wcześniej rak zostanie wykryty, tym lepiej. A jeśli cię to już spotka, nie wolno się załamywać, trzeba starać się żyć normalnie i być przekonanym, że wszystko będzie dobrze. W moim przypadku nie spieszyłam się popychać chmurki tam, na górze. I dalej się nie spieszę – podsumowuje Ewa Żebrowska.

Claudette Zarzycki fot. arch. rodz.

Claudette, 50 lat

W przeciwieństwie do Ewy, Claudette Zarzycki, współwłaścicielka Zarzycki Manor Chapels, regularnie, od 25. roku życia, co roku robiła badania mammograficzne. Miało to związek z cystą w piersi, którą stwierdzono u niej w młodości. Przyzwyczaiła się również do tego, że za każdym razem po badaniu dostawała skierowanie na USG z powodu „gęstej tkanki piersi”. Podczas drugiego badania wszystko okazywało się w porządku i wracała do domu. Tym razem było jednak inaczej. Był koniec października 2018 r., a Claudette miała 46 lat.

– Jeździli i jeździli po tej piersi, nic nie mówiąc, aż zaczęłam się niepokoić. Wreszcie kazali umówić się na biopsję – wspomina Claudette. – Czekanie przez weekend na wyniki biopsji zdawało się trwać w nieskończoność. Niepokój potęgował fakt, że wraz z mężem od lat leczyliśmy się pod kątem bezpłodności i w tym samym tygodniu mieliśmy rozpocząć kurację związaną z zajściem w ciążę.

Gdy w poniedziałek Claudette zobaczyła na swoim telefonie nieodebrane połączenie, wiadomości tekstowe i e-maila od swojej lekarki, wiedziała już, że coś jest nie tak.

– Zna mnie od lat, dlatego nie owijała w bawełnę. Powiedziała: „Masz raka piersi. Ale wykryliśmy go wcześnie i wszystko będzie dobrze” – wspomina Claudette.

Badanie rezonansem wkrótce potwierdziło raka piersi drugiego stadium, gdzie zaatakowane już były węzły chłonne pachy. Lekarze zalecili najpierw chemioterapię w celu maksymalnego skurczenia guza, następnie operację, po której miała nastąpić radioterapia.

– Najgorsze było to, że wraz z mężem musieliśmy zaprzestać starań o dziecko. A walczyliśmy o to tak długo – wyznaje.

Chemioterapia trwała 20 tygodni. W maju 2019 r. przeszła operację, podczas której usunięto jej lewą pierś. Latem tego roku przeszła jeszcze 25 dni naświetlania, które – jak wspomina – było o wiele gorsze od chemioterapii.

Nieocenioną pomoc w trudnym procesie leczenia odegrali najbliżsi i przyjaciele – wspomina Claudette. Stworzyła prywatną grupę, w której dzieliła się postępami w leczeniu i komunikowała swoje potrzeby. Najbliżsi stworzyli rytuał, podczas którego codziennie przez dziesięć minut przesyłali jej dobre myśli, energię i modlitwę. Ogromnym wsparciem okazał się mąż.

– Rak sprawia, że czujesz się bardzo samotny – wyznaje Claudette.

Choć Claudette zachwala zespół lekarzy, którzy opiekowali się nią podczas choroby, zaznacza, że cały czas była proaktywna. Oprócz lekarzy pracowała z naturopatą specjalizującą się w nowotworach. Nie przestawała szukać informacji z wiarygodnych źródeł. Podkreśla rolę, jaką w chorobie odegrał Wellness House – organizacja non-profit, która oferuje za darmo system wsparcia dla pacjentów z różnymi rodzajami raka. Była aktywna w internetowych grupach osób, które same przeżyły raka.

– Nikt nie potrafi lepiej zrozumieć, przez co przechodzi osoba podczas chemioterapii niż ktoś, kto sam to przeżył.

Pod koniec 2019 r., 13 miesięcy od diagnozy, Claudette przeszła operację rekonstrukcji piersi przy użyciu własnej tkanki tłuszczowej. Śmieje się, że „zrobiono jej nową pierś, która wygląda bardzo autentycznie”.

– Jeżeli jesteś po czterdziestce, a jeszcze nie byłaś na mammogramie, musisz koniecznie iść – apeluje Claudette. – W rejonie Chicago jest wiele programów oferujących darmowy mammogram kobietom bez ubezpieczenia zdrowotnego, więc nie ma żadnej wymówki. Nie masz nic do stracenia, a wiele do zyskania. Postęp w dzisiejszej medycynie jest zadziwiający. Dostępne są leki nawet na najgorsze nowotwory. Leczenie, owszem, jest ciężkie, ale szanse przeżycia są ogromne.

Doświadczenie raka piersi sprawiło również, że inaczej patrzy dziś na życie.

– Gdy nagle całe życie przelatuje przed oczami, a długie godziny spędzone samotnie na chemioterapii dają dużo czasu na myślenie, okazuje się, że nie wszystko, co wydawało się ważne, w rzeczywistości takie jest. Nauczyłam się, że nie jesteśmy nieśmiertelni. Że życie jest krótkie. Jeżeli masz możliwość zrobienia czegoś, co naprawdę pragniesz, nie czekaj. Gdy zostaniemy wezwani tam, na górę, dobrze jest niczego nie żałować.

Alicja Kuklińska fot. arch. rodz.

Alicja, 55 lat

Alicja Kuklińska, sekretarz krajowa Związku Narodowego Polskiego, nie kryje swojej nienawiści do raka. Okropny, straszny, wstrętny – padają określenia. Gdy wiosną 2021 r. usłyszała diagnozę agresywnej odmiany raka piersi, postanowiła wkroczyć do akcji z bojowym nastawieniem. Proces rozpoczęła, gdy tylko opinia drugiego lekarza potwierdziła tę samą diagnozę i ten sam protokół leczenia.

– Nie czekałam ani chwili dłużej. Natychmiast podjęłam leczenie. Wyszłam z założenia, że w moim organizmie jest coś, co zagraża mojemu życiu i muszę to zwalczyć bez względu na wszystko. To wyścig z czasem – opowiada Alicja.

Zaczęło się od niewinnego uderzenia się w pierś, które bardzo zabolało. Następnego dnia, gdy dotknęła się w to miejsce, wyczuła w nim coś niepokojącego. Zgłosiła się do lekarza i jednocześnie uświadomiła sobie, że z powodu pandemii nie zrobiła w terminie mammogramu. Lekarz zaproponował, aby „poczekać i zobaczyć” albo zrobić biopsję. Od razu zdecydowała się na biopsję. Potwierdziła ona najgorsze oczekiwania.

Pierwszą reakcją było uruchomienie instynktu przetrwania – zaczęła szukać informacji, czytać, studiować prognozy i szanse przeżycia. Po złych wiadomościach przyszły dobre – istnieją zaawansowane leki na tego konkretnego raka.

Wojownicza postawa towarzyszyła Alicji przez cały około roczny proces leczenia – od wyczerpującej chemioterapii, operacji usunięcia guza po jeszcze bardziej wycieńczającą radioterapię.

– Pierwsza wizyta w szpitalu na chemioterapię była bardzo depresyjna. Wchodzisz i widzisz rząd krzeseł, na których siedzą z reguły wycieńczeni, zmaltretowani ludzie. To było głębokie i bardzo smutne przeżycie. Później starałam się o tym nie myśleć i skoncentrować się na walce. Proces leczenia był bardzo trudny. Chemia zwala z nóg. Za każdą rundą czułam, jak się osłabiam, jak zmienia się moje ciało. Dramatycznym przeżyciem była utrata włosów. Jednak z czasem człowiek do wszystkiego się przyzwyczaja i uczy się własnego organizmu.

Nieocenioną pomocą w procesie leczenia, jak zaznacza Alicja, było wsparcie najbliższych przyjaciółek, męża i ukochanych psów. Cenne okazały się rady innych kobiet, które przeżyły raka piersi i opisywały swoje przeżycia na blogach. Medytacja i rozmowa z Bogiem pomogły w utrzymaniu spokoju, a praca i obowiązki miały ogromne znaczenie w psychicznym przezwyciężeniu diagnozy.

– W tym trudnym czasie potrzebna była życzliwość, nie litość. Jest ogromnie ważne, żeby mieć grupę, parę osób lub chociaż jedną, na którą zawsze możemy liczyć. Jednak tę główną walkę człowiek musi stoczyć sam – opowiada Alicja Kuklińska.

– Owszem, były momenty, kiedy rozpadałam się fizycznie, ale nie pozwoliłam sobie rozłożyć się psychicznie. Mówiłam sobie, że będzie coraz lepiej. Koncentrowałam się na małych krokach, moim małym świecie.

Zapytana o przesłanie dla kobiet, które być może właśnie teraz mierzą się ze swoją diagnozą raka piersi, Alicja Kuklińska chce zarazić je swoją bojowością, lecz i pragmatyzmem. Nie kryje jednak, że rzeczywistość nie będzie łatwa.

– Zebrać w sobie wszelkie możliwe siły, doinformować się, uzbroić w cierpliwość, oczekiwać nieoczekiwanego i… walczyć. Wszystko inne wydaje się mniej ważne, niepotrzebne w obliczu walki o życie. Dobra wiadomość jest taka, że tę walkę najczęściej można wygrać. Rak zwala z nóg, ale jednocześnie daje siłę. Sprawia, że człowiek docenia życie, bliskich wokół nas. Życie jest niezwykle cennym darem. Warto i trzeba o nie walczyć.

Jedna na osiem

Według statystyk amerykańskiej Fundacji Raka Piersi 1 na 8 kobiet w Stanach Zjednoczonych w pewnym momencie życia usłyszy diagnozę raka piersi. To drugi, po nowotworze skóry, najczęściej występujący nowotwór u amerykańskich kobiet.

W 2022 r. ponad 287 tys. kobiet w Stanach Zjednoczonych usłyszało lub usłyszy diagnozę inwazyjnego raka piersi. Kolejnych ponad 51 tysięcy diagnoz dotyczyć będzie nieinwazyjnego raka piersi.

65% przypadków raka piersi jest diagnozowanych w stadium zlokalizowanym, co oznacza, że nowotwór nie rozprzestrzenił się poza pierś. W tym przypadku szansa przeżycia wynosi 99%.

W Stanach Zjednoczonych jest ponad 3,8 mln osób, które przeżyły raka piersi.

Szacuje się, że w tym roku w Stanach Zjednoczonych na raka piersi umrze 43,5 tys. kobiet.Według CDC, badania mammograficzne są najlepszym sposobem na wczesne wykrycie raka piersi, gdyż mogą często wykazać guzek w piersi, zanim jest on wyczuwalny, a jednocześnie obniżyć ryzyko śmierci z powodu raka piersi.


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama