Czy można wyobrazić sobie administrację prezydenta Busha bez Karla Rovea? Jak odpowiada dziennik "Washington Post", nikt tego nie wyobraża sobie, szczególnie podczas codziennej, porannej narady głównych doradców w Białym Domu.
W ostatnich tygodniach mówi się na naradzie o wszystkim, tylko nie o tym, co jest na ustach całego Waszyngtonu. Unikanym zagadnieniem jest dochodzenie w sprawie przecieku o prawdziwej tożsamości agentki CIA, pani Valerie Plame. Jest już powszechnie wiadomo, że dochodzenie ma zakończyć się jeszcze w tym miesięcu wytoczeniem oskarżenia wobec zastępcy szefa Białego Domu Karla Roveąa oraz szefa kancelarii wiceprezydenta, I. Lewisa (Scootera) Libbyąego.
Jeśli do tego dojdzie, wprowadzony zostanie plan operacyjny, który zakłada, jak pisze tygodnik "Time", rezygnację z urzędu albo przejście na urlop bezpłatny Karla Roveąa. To ostatnie jest najmniej prawdopodobnym rozwiązaniem. Takie samo rozwiązanie przewiduje się dla szefa kancelarii wiceprezydenta Cheneyąego. Odejście Roveąa ma mieć charakter radykalny, bez żadnego doradztwa politycznego z pozycji zakulisowych. Teraz wszędzie się mówi, że prowadzący dochodzenie prokurator Fitzgerald oskarży obu urzędników o kłamanie pod przysięgą (krzywoprzysięstwo, am. perjury). To jednak nadal pozostaje tajemnicą, tak samo jak pierwotne źródła informacji dla Roberta Novaka, który ujawnił w prasie prawdziwe zajęcie pani Plame. Podobno prokurator Fitzgerald zna nazwisko pierwotnego informatora, ma to być osoba spoza Białego Domu. Reporterka Judith Miller, po 85 dniach odbywania kary więzienia za odmowę udzielenia zeznań przed sądem, ujawniła, jak dodaje tygodnik, że Libby miał przekazać jej informację o tym, gdzie pracuje pani Plame, na sześć dni przed publikacją prasową autorstwa Roberta Novaka.
Biały Dom podobno zastanawia się już teraz, jak pisze wspomniany dziennik, nad przebudową całego zespołu doradców prezydenta Busha, na wypadek odejścia Karla Roveąa. Jednak na rozwój sytuacji trzeba poczekać jeszcze przynajmniej przez kolejny tydzień. Tymczasem polityczny guru prezydenta Busha, jak pisze tygodnik "Newsweek", podejmuje obronę korzystając z usług adwokata, szeroko znanego w Waszyngtonie, mocno związanego z partią demokratyczną (bronił Clintonowskich prominentów w sądach). Adwokat już oświadczył, że prokurator Fitzgerald nie traktuje Karla Roveąa jako celu swego dochodzenia, ale pominął wiadomość, że prokurator nie wyklucza jego oskarżenia.
Podobnie, coś jest nie w porządku w innej dziedzinie federalnych władz, jak odnotowuje dziennik "Washington Post". Chodzi o Central Intelligence Agency, gdzie dyrektorem jest Porter Goss, sam zresztą były agent. Zgrzyty występują w Agencji tak mocno, że sam dyrektor Goss został wezwany na przesłuchania przed senacką Komisję ds. Wywiadu (Senate Intelligence Committee), za zamkniętymi drzwiami. Najważniejsze są konflikty personalne (kilku pracowników podało się do dymisji, kilku przeszło do pracy w innych instytucjach), na tle różnic w podejściu do perspektywicznej pracy amerykańskiego wywiadu i w wyniku prowadzonych zmian w amerykańskich służbach wywiadowczych. Dyrektor Agencji nie jest już najważniejszą postacią i nie on udziela codziennych briefingów prezydentowi Bushowi. Podlega on teraz dyrektorowi ds. wywiadu narodowego, którym jest John Negroponte, kolega dyrektora Gossa z czasów studiów na Yale University, były ambasador w Iraku.
Gdy zasiadał jeszcze w Izbie Reprezentantów, Goss bardzo krytykował CIA za nieudolną pracę, ale nie spodziewał się, jak pisze dziennik, że zostanie wyznaczony na jej dyrektora. O pozostanie na stanowisku przewodniczącego Komisji ds. Wywiadu w Izbie Reprezentantów poprosił go wiceprezydent Dick Cheney i to w efekcie doprowadziło do jego nominacji na dyrektora CIA. Na spotkaniach z obecnymi podwładnymi Goss zapewnia, że Agencja pod jego kierownictwem zostanie najważniejszą służbą wywiadowczą. Naraził się wszakże Białemu Domowi za narzekanie na przeciążenie pracą i za wypowiedź o rzekomej wiedzy o tym, gdzie znajdować się może bin Laden.
Po wyborach parlamentarnych, zapowiadają się zmiany w służbach specjalnych również w Polsce. Podobno Amerykanie przestrzegają przed radykalnymi zmianami w tych służbach.
O wyborach w Stanach Zjednoczonych, na łamach dziennika "Chicago Tribune" pisze komentator Steve Chapman. Zwraca on uwagę na to, że przy istniejących granicach okręgów wyborczych aż 98 procentom członków Izby Reprezentantów udaje się ponowny wybór, dokładnie przez wiele kadencji, na przykład dyrektor Goss był kongresmanem przez osiem kadencji. Jakiś czas temu Chapman powiedział, że nie głosowałby za Arnoldem Schwarzeneggerem, gdyby ten znalazł się na liście kandydatów do urzędu prezydenckiego. Jednak teraz chwali gubernatora Kalifornii za Propozycję 77 (Proposition 77), której celem jest zreformowanie systemu wytyczania granic okręgów wyborczych. Propozycja ta zmierza do tego, aby nie politycy a sądy wyznaczały specjalne komisje do wytyczania granic okręgów wyborczych. Podobne zmiany przewiduje się w stanie Ohio, gdzie tym zadaniem ma zająć się niezależna komisja. Zdaniem komentatora, takie zmiany mają przywrócić prawdziwą demokrację wyborczą w Ameryce.
źródła:
o prawdopodobnym oskarżeniu Roveąa i Libbyąego, 1) za tygodnikiem "Time", wydanie na 24 października, artykuł "A Contingency Plan", autorzy Viveca Novak i Mike Allen, str.str. 1718; 2) za tygodnikiem "Newsweek", wydanie na 24 października, artykuł "Karl Roveąs Consigliere", autor Michael Isikoff, str. 53; 3) za dziennikiem "Washington Post", wydanie na 21 października, artykuł "A Palpable Silence at the White House", autorzy Jim Van de Hei i Peter Baker, str. A01,
o niedobrej sytuacji w CIA za dziennikiem "Washington Post", wydanie na 19 października, artykuł "A Year Later, Gossąs CIA Is Still in Turmoil", autorka Dafna Linzer, str. A01,
o próbach zmian w trybie wytyczania granic okręgów wyborczych, za dziennikiem "Chicago Tribune", wydanie na 20 października, artykuł "Regaining control of fractured elections", autor Steve Chapman.
Dni niepewności
- 10/30/2005 07:44 PM
Reklama