25 lat temu - po północy z 30 na 31 sierpnia 1997 r. - w wypadku samochodowym w Paryżu zginęła księżna Diana, była już wówczas żona brytyjskiego następcy tronu, księcia Karola. Jej śmierć i reakcja na nią stały się jednym z najważniejszych wydarzeń we współczesnej historii Wielkiej Brytanii.
Diana, która rok wcześniej sfinalizowała rozwód z Karolem, do Paryża przyjechała wraz ze swoim ówczesnym partnerem Dodim Fayedem, egipskim producentem filmowym i synem miliardera Mohameda al-Fayeda. W stolicy Francji mieli się zatrzymać jedną noc w drodze z wakacji na jachcie na Morzu Śródziemnym do Londynu. Wypadek miał miejsce, gdy jechali z należącego do Mohameda al-Fayeda hotelu Ritz do pobliskiego apartamentu, w którym się zatrzymali.
Aby zmylić paparazzich, Henri Paul, zastępca szefa ochrony w Ritzu, wynajął samochód identyczny, do tego którym mieli przemieszczać się Diana z Dodim, by wyjechał z hotelu głównym wyjazdem. Chwilę później, o godz. 0.20 prowadzony przez Paula Mercedes-Benz W140 S-Class opuścił hotel tylnym wyjazdem. W samochodzie znajdowały się cztery osoby - Paul, Diana i Fayed oraz ich ochroniarz Trevor Rees-Jones.
Trzy minuty później przy wjeździe do tunelu prowadzącego na most przez Sekwanę, Pont de l'Alma, Paul stracił panowanie nad pojazdem. Jadący z prędkością ok. 105 km/godz., czyli ponad dwa razy większą niż dozwolona, Mercedes uderzył w przejeżdżającego obok Fiata Uno, a następnie w jeden z filarów tunelu, obrócił się i tyłem uderzył w ścianę tunelu.
Jako pierwsi na miejsce przybyli fotografowie, bo nie wszystkich udało się zmylić i część z nich jechała za samochodem, przy czym niektórzy próbowali udzielać pomocy, a inni robili zdjęcia. Policja przyjechała na miejsce wypadku ok. 0.30, karetki pogotowia - pięć minut później. Paul i Dodi Fayed zginęli na miejscu, Diana i Rees-Jones zostali zabrani do szpitala, jednak obrażenia, których doznała księżna, były zbyt poważne i o godz. 3 w nocy zmarła.
Początkowo pojawiły się sugestie, że do wypadku przyczynili się jadący za samochodem paparazzi na motocyklach. Tę wersję wykluczono w zakończonym 18 miesięcy później francuskim śledztwie, w którym wskazano, że jedyną przyczyną wypadku była utrata panowania nad samochodem przez Paula, prowadzącego pod wpływem alkoholu i leków.
Ale w przeprowadzonym kilka lat później brytyjskim śledztwie, zakończonym w 2008 r., uznano, że do wypadku przyczyniła się rażąco nieuważna jazda zarówno kierowcy Mercedesa, jak i podążających za nim motocykli. Wykluczono też wszelkie teorie spiskowe, w tym rozsiewaną przez Mohameda al-Fayeda przez kilka lat po wypadku, jakoby miał on zostać zaaranżowany przez brytyjskie służby specjalne na polecenie rodziny królewskiej, chcącej pozbyć się Diany.
Śmierć 36-letniej wówczas Diany spowodowała bezprecedensowy wybuch publicznej żałoby w Wielkiej Brytanii, zupełnie nietypowy dla powściągliwych zazwyczaj w okazywaniu uczuć Brytyjczyków. Jak uważają socjologowie, stało się to jednym z definiujących momentów dla współczesnego brytyjskiego społeczeństwa, które wówczas przechodziło przez duże zmiany społeczno-polityczne.
Z tym spontanicznym do granic histerii zachowaniem zwykłych ludzi kontrastowała powściągliwa reakcja rodziny królewskiej, która nie wyczuła nastojów społecznych. Królowa Elżbieta II miała się zgodzić na powrót ze Szkocji do Londynu i wygłoszenie orędzia do narodu dopiero po namowach nowego wówczas premiera, laburzysty Tony'ego Blaira, który przekonywał, że nastroje są takie, iż stawką jest wręcz przyszłość monarchii.
Ale krytykowane były też media, które najpierw bezpardonowo wchodziły w prywatne życie Diany, zwłaszcza od czasu jej separacji z Karolem, a natychmiast po wypadku podsycały żałobną histerię i tworzyły obraz księżnej jako współczesnej świętej.
Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)