(Z Moniką DerędowskąźRosado, dyrektorem Programu Imigracyjnego Centrum Polskoź Słowiańskiego w Nowym Jorku rozmawia Waldemar Piasecki)
Podczas niedawnego pobytu w Nowym Jorku Aleksandra Kwaśniewskiego usłyszeliśmy, że jest powiew optymizmu w trudnej dla Polaków i delikatnej kwestii wiz do USA. Po trzech dniach okazało się, że właśnie wylecieliśmy z programu loterii wizowej DV 2007... Czy domyśla się pani dlaczego?
Oficjalnie dlatego, że w ciągu ostatnich pięciu lat budżetowych liczba wiz imigracyjnych dla obywateli Polski przekroczyła 50 tysięcy, a więc nie spełniamy kryterium "niedoreprezentowania" w amerykańskim tyglu imigracyjnym, który powinien być stosownie zróżnicowany etnicznie. Kwota nieprzekraczająca tej granicy przesądza. Trzeba zaznaczyć, że ten 50tysięczny limit obejmuje wizy uzyskane w innym trybie niż loteryjny. Głównie w związku z łączeniem rodzin i sponsorowaniem przez pracę.
O ile go przekroczyliśmy?
Oficjalne dane Departamentu Stanu pokazują 10.114 imigrantów w 2000 roku, 11.818 w 2001 r., 12.746 w kolejnym, 10.526 (2003) i 14.250 przed rokiem. Razem: 59.454.
A więc jednak więcej niż 50 tysięcy...
Pod warunkiem, że to zostało poprawnie wyliczone.
Mogło nie być?
Mogło. System ustalania kwot imigracyjnych nie uległ zmianie od 1990 roku. Ten sam jest algorytm ich naliczania, tymczasem wiele się w rzeczywistości amerykańskiej zmienia i to powinno być na bieżąco korygowane. Poza tym praktyka pokazuje także przypadki błędów rachunkowoewidencyjnych, podwójnego liczenia imigrantów, którzy prawo stałego pobytu nabierali z różnych tytułów. Otrzymywali oni numery imigracyjne, na przykład, z tytułu sponsorowania przez pracę i łączenia rodzin. Sama mogę wskazać osoby, którym nadano nawet trzy numery imigracyjne. To może zaciemnić obraz na naszą niekorzyść. Poza tym bilans przyrostu populacji grupy etnicznej powinien obejmować "napływ" i "odpływ". Od 2001 roku deportowano ze Stanów 1,7 tys. Polaków posiadających "zieloną kartę". Czy ich odjęto o liczby przybywających? To samo dotyczy osób zmarłych.
Co może pani powiedzieć o samych kwotach loteryjnych?
Przypomnę, że loteria ma historię sięgająca 1989 roku, kiedy przeprowadzono ją po raz pierwszy na podstwie artykułu 203 (c) Ustawy o Imigracji i Obywatelstwie. Na tej podstawie można wydać rocznie 50 tysięcy wiz stałego pobytu czyli tzw. zielonych kart dla nacji niedostatecznie reprezentatywnych. By wypełnić tę 50tysięczną kwotę, losowanych jest z zapasem około 9095 tysięcy szczęśliwców, którzy są rejestrowani jako uprawnieni do złożenia aplikacji. Potem rozpoczyna się wyścig, bo decyduje kolejność rozpatrywania.
Czyli fakt wylosowania wcale nie oznacza jeszcze "zielonej karty"?
W żadnym razie. Powiem nawet więcej: liczba wylosowanych nie pokrywa zwykle nawet przyznanej kwoty. Dla Polski wynosiła ona 3,5 tys. wiz. I tak, w 2002 roku liczba wylosowanych Polaków wyniosła 4.707, ale przybyło 2.464, w 2003 roku odpowiednio 3.855 i 2.548, a rok temu 5.467 i 2.850. Zliczając tylko te trzy lata mamy różnicę 2.638 wiz. I pytanie czy różnica nie powinna zwiększać limitu wiz danego kraju w następnym roku? Kolejne jeżeli jakiś kraj nie wypełni limitu, to co się dzieje z wizami?
Ostatnia loteria DV 2006 zaskoczyły wynikami losowania. Panią także?
W zakończonej niedawno edycji DV 2006 do loterii dopuszczono obywateli 183 państw i terytoriów. Nie znalazły się na niej tradycyjnie już m.in: Chiny, Indie, Rosja i Wielka Brytania, także Pakistan i Korea Południowa, Wietnam i Filipiny, amerykańscy sąsiedzi: Kanada i Meksyk, także Dominikana, Salwador, Jamajka i Haiti. Z nimi Ameryka prowadzi od lat inne rozliczenia imigracyjne, bo nie ma mowy o niedoreprezentowaniu. Dlatego ze zdumieniem przyjęła "rewelacje " polskich mediów, że te kraje wypadły z obecnej loterii DV 2007 razem z Polską. One nie wypadły, bo ich tam w ogóle nie było! O co tu chodziło? O próbę pocieszenia opinii publicznej? Osłabienie negatywnego efektu? Wracając do zaskoczenia, zdumiewa wynik osiągnięty przez państwa islamskie. Wygrała Etiopia przed Egiptem, Nigerią, Marokiem i Bangladeszem. W pierwszej "20 " są jeszcze Albania, Turcja, Algieria, Uzbekistan oraz Kamerun (22% populacji muzułmańskiej) i Togo (20%). Z kolei Polska miała wyraźnego pecha. Nie tylko osiagnęliśmy najgorszy wynik w historii startów w loterii, ale nie wypełniliśmy nawet puli kwotowej przypadającej na Polskę czyli 3500. Jest prawdą, że nadesłaliśmy o 18,5% mniej aplikacji niż rok wcześniej, ale spadek liczby wylosowanych nastąpił aż o... 45%.
Czy takie wyniki losowania mogą mieć wpływ na bezpieczeństwo Ameryki?
Jest to pytanie do władz imigracyjnych, na ile masowy napływ muzułmanów uszczęśliwionych przez loterię wizow
ą jest zjawiskiem pożądanym i oczekiwanym przez społeczeństwo.
Czy jest możliwe, że przy bardziej skupulatnym prowadzeniu imigracyjnej statystyki Polska nie zostałaby z loterii wyeliminowana?
Jest takie prawdopodo bieństwo.
Jak w takim razie zabezpieczyć się na przyszłość przed takimi sytuacjami?
Uważam, że Polska powinna mieć możliwość dyskusji ze stosownymi organami imigracyjnymi w USA na temat kryteriów, jakie stosowane są wobec obywateli jej kraju oraz wglądu w statystyki wizowe. Tu nie chodzi o jakieś specjalne przywileje, a rzeczowe wyjaśnianie wątpliwości czy jesteśmy sprawiedliwie traktowani, czy czegoś nie przeoczono na naszą niekorzyść.
Coś na kształt rzecznika interesu imigracyjnego?
A dlaczego nie? Polska jest typowym przykładem kraju emigracyjnoimigracyjnego. Powinna mieć możliwości jak najlepszego zabezpieczania interesów swego wychodźstwa. To kwestia polskiej racji stanu. Proszę zobaczyć, jak o swoich rodaków w USA troszczy się, na przykład, Meksyk. Jestem pewna, że taki rzecznik miałby co robić nie tylko w USA, ale wielu innych krajach, gdzie obecni są Polacy. Także zwracać uwagę na interes naszej grupy etnicznej w świecie władzom RP.
Ale ktoś powie, że takie funkcje pełni "Wspólnota Polska ", albo MSZ?
Nic podobnego. "Wspólnota Polska " jest polską pozarządową organizacją kulturalnooświatową. Nie ma tytułu do interweniowania czy egzekwowania interesu imigracyjnego. Z kolei MSZ prowadzi generalnie politykę zagraniczną Polski, a nie imigracji polskiej. To nie koniecznie i nie zawsze musi być to samo. Kiedy dzień po wykluczeniu Polaków z loterii, minister Rotfeld powiedział, że rodakom współczuje, ale Amerykanów rozumie, to ja mogę się zastanawiać, czy mógł poprosić o dodatkowe wyjaśnienia i informacje czy też czymś ograniczany nie mógł lub nie chciał. Rzecznik interesu imigracyjnego po prostu musiałby z urzędu takie pytania zadać.
Wiara w loterię jest zapewne potrzebna, ale poleganie na rzeczniku być może pewniejsze. Dlatego może warto go mieć. Polonia powinna się go od Polski domagać.
To nie jest pomysł z księżyca... Co na to Kongres Polonii Amerykańskiej?
Rozmawiał:
Waldemar Piasecki, Nowy Jork