Miało być ostro, wyszło mdło. Podczas szczytu ONZ wieńczącego jej 60lecie przewidywano starcie krytycznych racji artykułowanych przez Stany Zjednoczone i racji defensywnych kierownictwa tej organizacji. Przewidywano, że wystąpienie Georgeąa Busha otworzy krucjatę na rzecz zreformowania ONZ wedle modelu amerykańskiej korporacji biznesowej, że wzbudzi ferment i dostarczy mediom "newsowego" paliwa. Usłyszeliśmy tony neutralne i pojednawcze, co było dość nieoczkiwane, choć pozytywne, a co wyraźniej i z satysfakcją akcentował, podczas spotkania z polskimi mediami obsługującymi szczyt, szef MSZ Adam Daniel Rotfeld.
Kiedy Bush, z pominięciem parlamentu, nominował na ambasadora w ONZ, Johna Boltona, spodziewano się, że siedzibą Narodów Zjednoczonych wstrząsać będą konflikty. Wręcz, że misją Boltona jest zakończenie kadencji Annana przed jej upływem. Pretekstem miał być skandal korupcyjny związany z programem "Ropa za żywność", z którego wyprowadzono na lewo 1,7 mld dolarów. Jednak raport ONZowskiej komisji Paula Volckera miał pognębić Kofi Annana, a stwierdził, że "odpowiedzialność jest w dużej mierze podzielona między członków Rady Bezpieczeństwa". A w niej pierwsze skrzypce grają przecież Stany Zjednoczone. Wzmocniony raportem Annan oznajmił, iż nie ma zamiaru wcześniej rezygnować. Zbiegło się to dodatkowo z atakiem huraganu "Katrina", który w kompromitujący sposób obnażył słabości obecnej administracji USA. Pogoda na dowodzenie, że Stany wiedzą, jak uporządkować ONZ, kiedy nie wiedziały, co począć z tonącym Nowym Orleanem, najwyraźniej się załamała. Annan przyjął "pełną odpowiedzialność" za aferę z "Ropą za żywność". To samo Bush zrobił z "Katriną".
Mecz Busha z Annanem
W konsekwencji Bush nie ciskał gromów. Apelował o zdecydowaną walkę ONZ z terroryzmem i jasne uświadominie tego wszelkim przywódcom wspierającym tę metodę dialogu. Dostrzegać jednak, że wylęgarnią terroru jest bieda, a więc walka z nią jest także walką z terrorem. Uznał za wielkie wyzwanie XXI wieku pomoc cierpiącym na całym świecie. Zapowiadał zniesienie przez USA subsydiów dla produkcji rolnej i innych barier hamujących rozwój rolnictwa i gospodarki żywnościowej w krajach Trzeciego świata (oczywiście, gdy kraje UE zrobią to samo). Akcentował amerykańskie "specialite de la maison" czyli powołanie Rady Praw Człowieka ONZ, mniej licznej i uważniej wybranej, niż dotchczasowa Komisja Praw Człowieka obsadzana rotacyjnie (ze skutkami m.in. przewodzenia jej przez państwa tak prawa człowieka miłujące jak Libia brygadiera Kadafiego).
Zauważył, że ONZ powinna się zreformować, stać wolna od patologii i być liderem przestrzegania wysokich standardów i norm przez nią samą stanowionych. Jednak także, że to przed tą organizacją stoją wielkie wyzwania. Nie omieszkał także podziękować ONZ za pospieszenie z pomocą ofiarom kataklizmu w Nowym Orleanie i solidarnoś w nieszczęściu.
W zasadzie nie było w mowie Busha nieczego, czego nie mogłoby zawierać otwierajace sesję wystąpienie Kofi Annana. Dodatkowo ubolewał on nad tym, że społeczności międzynarodowej nie udało się osiągnąć wspólnego stanowiska w kwestii nierozprzestrzeniania broni nuklearnej i rozbrojenia, a także zapobiegania zbrodniom ludobójstwa w wyniku czystek etnicznych. Lokował w tym katalogu także brak zgody na automatyczne dysponowanie przez kraje rozwinięte 0.7% PKB na pomoc światowym biedakom. Nie dało się także uzgodnić żadnej koncepcji rozszerzenia składu Rady Bezpieczeństwa ONZ. W tym, mającej jak sądzono największe szanse, idei G4 (o Niemcy, Japonią, Brazylię i Indie); czemu notabene kibicowała Polska.
Choć nie było boksu Busha z Annanem na sesji jubileuszowej, dość ambitny projekt końcowej deklaracji został rozmyty właśnie wskutek rywalizacji o władzę w ONZ pomiędzy Stanami rozdającymi karty w Radzie Bezpieczeńtwa, a blokiem państw Trzeciego świata, które z kolei są silniejsze w Zgromadzeniu Ogólnym. Dlatego "New York Times" skomentował, że szczyt zakończył się nim się rozpoczął. Trafności nie da się tej diagnozie odmówił.
Polska w grze
Widoczny podczas sesji jubileuszowej był niewątpliwie Aleksander Kwaśniewski. Najpierw przewodniczył on jednemu z czterech stołów dyskusyjnych, przy którym zasiadało 50 przywódców państw i rządów oraz międzynrodowych organizacji. Stół nr. 2 analizował blaski i cienie dokumentu końcowego. Do tych pierwszych da się zaliczyć, przy pewnym wysiłku dobrej woli, Radę Praw Człowieka i Komisję Budowania Pokoju. Postulowano pilną potrzebę zajęcia się edukacją w skali globalnej. świat cierpi nie tylko głód chleba, ale także słowa. Ludzie głodni i nieoświeceni realizują się najczęściej przy pomocy bumbum osiąganych za pomocą bomby i kałacha. Niby proste...
Podczas 11minutowego wystąpienia na forum Zgromadzenia Ogólnego prezydent włożył wysiłek edukacyjny w przypomnienie światu o tym, co Polska mu dała, a co rok bieżący uświadamia. Chodziło o rocznicę 25lecia Solidarności, jako ruchu, który powinien być inspiracją współpracy każdego z każdym i wyczulenia każdego na każdego. Przede wszystkim zaś o postać Jana Pawła II, który zmienił oblicze świata w sposób bezdyskusyjny, m.in. inspirując kreację Solidarności i łańcuch kolejnych zdarzeń. Rozwijając tą myśl, Kwaśniewski, mówił, że nie można naiwnie liczyć na "zesłanie" czy narzucenie komuś wolności, bez procesu wykreowania jej od dołu, od korzeni. Musi dojrzewać w tych, których ma wyzwolić. Oczywiście nie są to poglądy Che Guevary, a raczej Karola Wojtyły.
Kwaśniewski na sekretarza?
Mimo solennych zapewnień, że szczyt z udziałem 151 liderów nie miał się zajmować kwestią sukcesji poannanowskiej, kuluary i tak pokazały, iż ten motyw nie był ani banalny, ani marginalny.
Nim słowo o potencjanych kandydatach, generalia. Dotąd było tak, że sekretarza rotacyjnie obsadzały poszczególne kontynenty, a z gry, z góry, wypadali obywatele pięciu państw stałych członków Rady Bezpieczeństwa. Przyszedł John Bolton i usłyszeliśmy, że to są jakieś anachronizmy. Co to za jakieś "pozamerytoryczne" kryteria? Sekretarzować ma najlepszy z najlepszych, a nie z "rozdzielnika". Pełną zgodność wykazał z Amerykaninem, polski szef dyplomacji.
Uważam, że to jest kompletne nieporozumienie, kiedy dobiera się ludzie za względu na kolor skóry czy miejsce urodzenia. Uważam za zasadne, aby wreszcie zrezygnować z zasady, że nigdy nie będzie wybrany na sekratarza generalnego przedstawiciel wielkiego mocarstwa z Rady Bezpieczeństwa przekonywał dziennikarzy Adam Daniel Rotfeld.
Dziennikarze byli skłonni przyjmować zakłady czy to miało być poparcie dla ewentualnego kandydata Chin czy Rosji lub może dla Billa Clintona, o którym spekulowano wszak, jako o świetnym materiale na sekretarza.
Schodząc z poziomu żartów, idea boltonowskorotfeldowska ma marne szanse na poparcie, niestety także u samych potencjanych zainteresowanych z Rady: Rosjan i Francuzów. I jedni i drudzy nie widzą potrzeby pchania się w tym kierunku. Można podyskutować o rotacji, ale i tu Rosjanie zdecydowanie optują za wyborem zgodnie z nią, kandydata z Azji.
Jeszcze dwa miesiace temu wydawało się , że azjatyckim typem jest szef tajlandzkiej dyplomacji, świetnie wyeedukowany (prawo, ekonomia i dyplomacja w Harvradzie, Cambridge i Tufts) i lubiany, a do tego mistrz kometki Surakiart Sathirathai. Dziś zdecydowanie wyprzedza go były zastępca sekretarza generalnego ONZ d/s rozbrojenia w latach 19982003 Jayantha Dhanapala ze Sri Lanki. Od czasu, kiedy został w 1984 roku mianowany ambasadorem w ONZ w Genewie, związany z organizacją, jak własną kieszenią. Przedtem zaś na placówkach w Londynie, Pekinie, Waszyngtonie i New Delhi. Dhanapala zna wszystkich. Obecnie sformował profesjonalną ekipę zajmujacą się lobbowaniem go w świecie.
Wymieniani wcześniej, jako ewentualni kandydaci europejscy: Mircea Dan Genoana szef dyplomacj rumuńskiej i jego bułgarski kolega Solomon Passy raczej przestali się liczyć. Aleksander Kwaśniewski kilkakrotnie pytany w Nowym Jorku czy zamierza ubiegał się o stanowisko, odpowiadał, że zna oczywiście przymiarki wymieniające jego osobę, ale nie podjął w tej sprawie żadnej decyzji.
Kwaśniewski jest znakomitym kandydatem mówi pragnący pozostać anomimowym wysoki urzędnik ONZ. Jest prezydentem, jest szanowany, ceniony za rozwagę i przewidywalność. Co niezmiernie ważne nie ma wrogów. Miałby zapewne poparcie Ameryki i Wielkiej Brytanii, zapewne uzyskałby Francji. Kluczem jednak jest stanowisko Rosji, z którym mogłoby się potem ewentualnie identyfikować Chiny. Wbrew wielokrotnie powtarzanemu stanowisku, że Rosja zamierza poprzeć kandydata z Azji, uważam, że nic nie jest jeszcze przesądzone. Polska powinna zdecydować się na kampanię na rzecz Kwaśniewskiego, bo takiej szansy zapewne przez długie już lata mieć nie będzie. Przy całym zrozumieniu, jak delikatną może być kwestia pozyskania dla idei Rosji, z którą Polska ma ostatnio nie koniecznie najlepsze stosunki.
Teoretycznie rozmówca ma rację. Praktycznie czynnik abstracji jest wysoki. Kto w Polsce miałby się zajmować lobbingiem? Kogo po zakończeniu prezydentury Kwaśniewskiego będzie interesowała w Polsce jego kariera międzynarodowa? Nie trzeba nadmiaru wyobraźni, by założyć, że znajdą się chętni do uniemożliwienia jej.
Pamięć polska w ONZ
Wracając do głównego motywu jubileuszowego szczytu, warto zwrócić uwagę na ważny polski ślad towarzyszący rodzeniu się przed 60 laty ONZ. Kiedy w marcu 1943 roku Franklin Delano Roosevelt polecił swojemu sekratarzowi stanu Cordellowi Hullowi napisanie projektu Karty Narodów Zjednoczonych, dokumentu mającego uporzadkować powejnną rzeczywistość i stać się fundamentem dla przyszłej Organizacji Narodów Zjednoczonych, ten był świeżo po lekturze sprawozdania, jakie składał młody emisariusz Polski Podziemnej i kurier Rządu RP na Wychodźstwie Jan Karski. Koncentrował się na kwestii hitlerowskiego ludobójstwa żydów na terenie okupowanej Polski, ale także na sytuacji suwerennego Państwa Podziemnego, któremu tę suwerenność odbierano decyzją Moskwy. Karski chciał doprowadzić do świadomości mocarstw, że oddawanie Polski po wpływy sowieckie nigdy nie powinno uzyskać sankcji międzynarodowej, jak zresztą oddawanie jakiegokolwiek państwa w pod wpływy innego. 29letni wtedy, młody polski dyplomata formułował poglądy, jakie znalazły odzwierciedlenie w Karcie Narodów Zjednoczonych. Tworzący ten dokument Cordell Hull korzystał z raportu Karskiego, w którym przykłady narodów żydowskiego i polskiego dobitnie wskazywały, że przyszłe urządzenie świata pod kontrolą społeczności międzynarodowej musi takim dramatom zapobiegać. Hull uznał raport za tak ważny, iż zarekomendował Rooseveltowi osobiste przyjęcie polskiego emisariusza. Doszło do tego 28 lipca 1943 roku. W sierpniu Hull prezentował w Białym Domu projekt Karty Narodów Zjednoczonych zawierający m.in. odpowiedź na dezyderaty raportu Karskiego. 24 października 1945 roku w San Franisco narodziła się Organizacja Narodów Zjednoczonych. 10 grudnia tegoż roku Cordell Hull odebrał Pokojową Nagrodę Nobla za fundamentalny wkład w jej stworzenie.
Jeśeli wśród wielu źródeł, jakie legły u podstaw tworzenia ONZ wymieniana jest także misja Jana Karskiego to trzeba o tym pamiętać także w Polsce. Podobnie jak i o tym, że dziedzictwo Karskiego wypełnione zostało także w ONZowskiej Konwencji o Zapobieganiu i Karaniu Zbrodni Ludobójstwa z 9 grudnia 1948 roku czy Międzynraodowej Konwencji o Eliminacji Wszelkich Form Dyskryminacji Rasowej z 7 marca 1966 roku. Kiedy w grudniu 1993 roku Rezolucją 48/141 Zgromadzenia Ogólnego ONZ ustanowiono urząd Wysokiego Komisarza d/s Praw Człowieka, laureat Pokojowej Nagrody Nobla Elie Wiesel dedykował ów dokument Janowi Karskiemu.
W dniach 60lecia ONZ przypomina o tym zastępca sekretarza generalnego Eugeniusz Wyzner.
Ten polski dyplomata jest autorem celnego dowcipu oddajacego sens związków amerykańskoonzetowskich. Biblijny Adam zaniepokojony oziębłością Ewy, pyta wreszcie: "Czy jest ktoś inny?". Mimo całej niedoskonałości ONZ, nikogo innego nie ma i nie będzie. Nie będzie zatem i rozwodu.
Taki polski akcent...
Waldemar Piasecki, Nowy Jork
Rozwodu nie będzie
- 10/03/2005 02:38 PM
Reklama