- fot.S.Sobczak/Młodzież polonijna niosąca wszystkie 96 klepsydr – ten obraz utkwił mi w pamięci najbardziej.
Marsz żałobny w intencji ofiar tragicznego wypadku prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem był zwieńczeniem 8.dniowej żałoby jaką przeżywali Polacy nie tylko nad Wisłą ale wszędzie tam gdzie jesteśmy. Czyli niemal...wszędzie. Jest nas w Chicago kilkaset tysięcy i nic dziwnego że ok. 10 tysięcy naszych rodaków zdecydowało się osobiście oddać hołd zmarłej podczas pełnienia służby parze prezydenckiej, parlamentarzystom i mniej lub bardziej ważnym urzędnikom państwowym.
Organizatorzy jednakowo pięknie potraktowali zresztą wszystkich obenych na pokładzie nieszczęsnego Tu-154, nie zapomnieli o gościach prezydenta , pilotach, stewardessach czy pracownikach BOR. Młodzież polonijna niosąca wszystkie 96 klepsydr – ten obraz utkwił mi w pamięci najbardziej. I dźwięk przybijania do specjalnej ściany kartoników z krzyżem i nazwiskiem kolejnej ofiary. Symboliczna ściana płaczu usytuowana przy bocznym wejściu do katedry Archidiecezji chicagowskiej porażała swą wielkością .
Dziesiątki harcerzy pomagało szybko i sprawnie umieścić niemal setkę kartonów na pionowej konstukcji, gdzie młody góral z cyrkową wręcz sprawnością przybijał je jedne obok drugich. W głowie jeszcze miałem huk dział oddających 21 salw pod Wawelem, nie przebrzmiał mi jeszcze dźwięk Dzwonu Zygmunta, gdy przygwoździło mnie echo wystrzałów budowlanego pistoletu.
W sercu Chicago , na ulicy od której odmierzamy wschód i zachód miasta, wielotysięczny tłum Polaków upominał się o pamięć poległych 70 lat temu i tych zmarłych przed zaledwie tygodniem.
To dobrze, że marsz zarejestrowały najważniejsze amerykańskie telewizje, to naprawdę ważne, że nad kościołem św. Trójcy latał reporterski śmigłowiec. To jest nasza szansa, by uświadomić Ameryce czym była i jest dla Polski ta potworna zbrodnia stalinowska z 1940 roku. Niech wreszcie któraś z dużych stacji telewizyjnych wyemituje „Katyń” Andrzeja Wajdy , niech się politycy amerykańscy zaczną bić w piersi za swoich poprzedników, którzy sprzedali prawdę o Katyniu za uścisk dłoni
Iosifa Wissarionowicza Dżugaszwiliego.
Ale z drugiej strony powinniśmy być wdzięczni władzom chicagowskim, które w środę ustanowiły jednomyślnie piękną rezolucję żałobną i zrobiły wszystko, by przemarsz tak dużej grupy odbył się bezpiecznie i bezproblemowo.
Ze swojej strony pełen jestem podziwu nad talentem organizacyjnym garstki działaczy którzy w ciągu kilkudziesięciu (!) godzin w profesjonalny sposób zorganizowali akcję informacyjną w mediach, w mieście i bezbłędnie przeprowadzili przemarsz tak dużej grupy przez newralgiczną część miasta. I mojej oceny nie zmienia fakt, iż do środka Holy Name Cathedral nie dostały się tłumy chętnych. Względy bezpieczeństwa przeważyły, co mam nadzieję rozumieją wszyscy, którzy uczestniczyli w mszy świętej koncelebrowanej przez kardynała Francisa Georga i biskupa Tomasza Paprockiego stojąc na zewnątrz.
Zbliża się północ , jest kilka godzin od zakończeniu chicagowskich uroczystości żałobnych, kilkanaście godzin po krakowskich. Prawie dwieście godzin temu o smoleńską ziemię rozstrzaskał się polski samolot. Ponad siedemdziesiąt lat temu zwyrodnialcy z NKWD strzałami w tył głowy zabili tysiące polskich jeńców wojennych. Tyle zdarzeń, tyle pytań!
Dlaczego więc mnie nieustannie nurtuje jedno: czy dźwięk wystrzału z pistoletu sowieckiego żołnierza był podobny do słyszanego dziś przeze mnie w down town Chicago odgłosu kontraktorskiego urządzenia?
Sławomir Sobczak
Copyright ©2010 4NEWSMEDIA. Wszelkie prawa zastrzeżone.