Nowy Orlean - odbudować, czy nie
W miniony czwartek (piętnastego), z rynku Francuskiej Dzielnicy zatopionego miasta, prezydent Bush wygłosił przemówienie, w którym postanowione jest, że obszar miejski u ujścia tej ogromnej rzeki zostanie odbudowany. Prawie równocześnie burmistrz Nowego Orleanu Ray Nagin ogłasza, że mieszkańcy suchych i bezpiecznych dzielnic mogą powrócić. Bezpośrednio po prezydenckim przemówieniu pojawiły się oceny polityczne, że jego celem jest zwiększenie notowań w opinii społecznej, ostatnio wskazujących tylko 42 procent aprobaty dla prezydenta..
Jeśli spojrzy się na odbudowę Nowego Orleanu z innego punktu widzenia, wydaje się, że problem ten jest nadal otwarty tak w każdym razie rozumuje Steve Chapman, stały komentator dziennika "Chicago Tribune". Miasto leży na terenie najbardziej zagrażającym życiu i mieniu ludności, pisze Chapman i dodaje, że we współczesnych czasach nikomu nie przyszłoby do głowy, aby zakładać miasto na obszarze położonym poniżej poziomu morza, wiecznie narażonym na huragany i powodzie. Zdaniem komentatora, to miasto właściwie już nie istnieje a ludzie nie mają po co wracać (po informacji burmistrza nie ma jak do tej pory żadnych zgłoszeń o chęci powrotu).
Przywrócenie do życia miasta założonego w 1718 roku, nazwanego na cześć ówczesnego regenta Francji Filipa II, księcia Orleanu, pochłonie astronomiczne kwoty, ale nawet takie wydatki nie zmienią faktu, że nie jest to teren, na którym może zamieszkać ludność miejska. Nie dość, że rozległe tereny tego miasta są poniżej poziomu morza, to jeszcze specjaliści z Amerykańskiego Urzędu Geologicznego (United States Geological Survey) przewidują, że w ciągu nadchodzącego stulecia nowoorleański teren obniży się o dalszy metr a więc to, co teraz nie jest zniszczone powodzią, może ulec kolejnemu kataklizmowi. A huragan Katrina wcale nie przebiegał według najgorszego scenariusza, bo przed samym miastem zmienił kierunek na miejscowość Biloxi.
Miasto spełniło poważną rolę w historii politycznej i gospodarczej Stanów Zjednoczonych. To nie jest dla Chapmana najważniejszym argumentem. Do huraganu miasto było siedliskiem nędzy, wysokiego bezrobocia, zacofania gospodarczego i przestępczości. Czy to ma być odbudowane? zadaje pytanie komentator. Na szwank narażone jest również dziedzictwo kulturalne i historyczne tego miasta. Do huraganu w mieście znajdowała się najuboższa i najmniej mobilna ludność a brak perspektyw rozwoju gospodarczego, dodaje Chapman, nie skłoni takiego społeczeństwa do powrotu.
Trudno jest zrozumieć, czy ludność miasta będzie miała lepsze warunki, trudno też jest zrozumieć powody, dla których władze federalne zachęcają mieszkańców do powrotu. Chapman podsumowuje swój wywód następująco "jakaś część Nowego Orleanu bez wątpienia przetrwa, przede wszystkim tereny, które nie zostały zalane. Jednak trzeba powiedzieć ludności, która chce tam pozostać, że jeśli pozostała część społeczeństwa jest gotowa udzielić pomocy w rozpoczęciu nowego życia, nie będzie gotowa dać tej pomocy przy powrocie do miasta, które jest ciągle narażone na klęski żywiołowe.
Jeśli ta ludność chce odbudować Nowy Orlean według starego wzorca, powinna ona ponieść pełny koszt uczynienia go miejscem bezpiecznym i nadającym się do życia. Przez wiele lat Nowy Orlean prowadził z naturą wojnę, którą ostatecznie przegrał. Dlaczego więc teraz mielibyśmy tę wojnę toczyć ponownie?"
Komentarz Chapmana wcale nie jest jedynym w swym rodzaju. Już 48 godzin po huraganie, kiedy ten szedł sobie dalej na północ, w amerykańskich mediach widoczne były pytania "Czy mamy odbudowywać?" (am. "should we rebuild?"). Takie stawianie sprawy jest podejściem bardzo amerykańskim, kuszącym do dokonania porównań, choćby dlatego, że za trzynaście lat miną pełne trzy stulecia lat od założenia Nowego Orleanu.
Huragan miał trwać półtorej doby, wszystko według czasu nowoorleańskiego, od godzin rannych w poniedziałek 29 sierpnia do południa we wtorek 30 sierpnia. Jednak już wieczorem pierwszego dnia wiadomo było, że klęska żywiołowa ma skalę i zasięg dotychczas bez precedensu wspomina Michael D. Brown, były dyrektor Federalnej Agencji Zarządzania Sytuacjami Kryzysowymi (Federal Emergency Management Agency). Po otrzymaniu informacji od terenowych pracowników Agencji o tym, że władze stanowe nie poradzą sobie z wydarzeniami, na którymi nie można było zapanować, w poniedziałkowy wieczór Brown dzwonił do swego przełożonego, to znaczy do Michaela Chertoffa, Sekretarza Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Dzwonił też do szefa Białego Domu z informacjami o tym, że na terenie objętym kataklizmem nie można wprowadzić jednolitego nadzoru nad opanowaniem sytuacji. Następnego dnia Brown poprosił szefa kancelarii prezydenta Busha o to, aby Biały Dom przejął odpowiedzialność za rozwój sytuacji.
W wywiadzie dla dziennika "New York Times", były dyrektor FEMA wspomina, że reakcja władz stanu Luizjana, w tym gubernatora pani Kathleen Babineaux Blanco, była niezorganizowana, znacznie gorsza niż w ubiegłorocznych klęskach w sąsiednich stanach, czyli Mississippi i Alabama. prezydent Bush i jego doradcy, jak mówi były dyrektor, otrzymali informacje bardzo szybko, szczególnie o pogarszaniu się sytuacji. Wyjaśnienia, jakie w wywiadzie podał Michael Brown, poddają w wątpliwość twierdzenia, że z Białego Domu i od sekretarza bezpieczeństwa wewnętrznego wyszły zdecydowane i szybkie działania w zakresie pomocy dla terenów objętych katastrofą. Sytuację w Nowym Orleanie i na terenach sąsiednich została opanowana dopiero wtedy, gdy do miasta weszły amerykańskie jednostki wojskowe pod dowództwem generała Russella Honore.
Administracja jest znana z tego, pisze dziennik "New York Times", że nie przyznaje się do popełnienia błędu. Pewnym pocieszeniem jest jednak to, że prezydent Bush przyznaje się do odpowiedzialności za błędy władz federalnych w reagowaniu na stan klęski żywiołowej. Pocieszające są też prezydenckie słowa, że wydarzenie takie, jak atak huraganu Katrina, pokazuje, iż kraj nie jest właściwie przygotowany na wypadek klęski czy ataku terrorystycznego. Bedzie właściwy czas, dodaje dziennik, na zbadanie nieudolności władz federalnych, gdy komisja rozpocznie dochodzenie.
Wzięcie na siebie odpowiedzialności przez prezydenta Busha jest zrozumiałe, gdyż nastąpiło całkowite załamanie, jak pisze tygodnik "Time", amerykańskiego systemu ratownictwa w sytuacjach kryzysowych. Dotyczy to burmistrza Nowego Orleanu (na przykład, szpitale i domy opieki nie były ewakuowane w pierwszej kolejności, całkowicie załamał się system łączności), gubernatora stanu Luizjana pani Blanco (brak dobrej organizacji szczególnie w dniach poprzedzających przybycie 40 000 żołnierzy pod dowództwem gen, Honore), Federalnej Agencji Zarządzania Sytuacjami Kryzysowymi (brak profesjonalizmu w akcji ratunkowej) jak tez szczebla federalnego reprezentowanego przez Michaela Chertoffa, sekretarza Bezpieczeństwa Narodowego. Opinia tygodnika wskazuje na generalne braki w systemie ratownictwa a czytając tą opinię można dojść do wniosku, że takie braki występują nie tylko na terenie Luizjany i nie tylko w samych Stanach Zjednoczonych.
źródła:
o porzuceniu zamiaru odbudowy Nowego Orleanu za dziennikiem "Chicago Tribune", wydanie na 13 września, artykuł "Should we even rebuild New Orleans?", autor Steve Chapman,
o szczegółach działań byłego dyrektora FEMA, Michaela Browna, bezpośrednio po huraganie, za dziennikiem "New York Times", wydanie na 15 września, artykuł "ExFEMA Chief Tells of Frustration and Chaos", autorzy David D. Kirpatrick i Scott Shane,
o odpowiedzialności prezydenta Busha, po huraganie, za dziennikiem "New York Times", wydanie na 15 września, artykuł redakcyjny "Hopeful Words: On Taking Responsibility",
o załamaniu amerykańskiego systemu ratownictwa w sytuacjach kryzysowych (po huraganie Katrina), za tygodnikiem "Time", wydanie na 19 września, artykuł "Ghost Town", str. 2233.
Nowy Orlean
- 09/23/2005 07:14 PM
Reklama