(Korespondencja z Krakowa)
Huk silników i łoskot stalowych gąsienic na bazaltowej kostce. Jest piękna pogoda, godzina 11 rano, 6 wrześ-nia 1939 roku. Na Rynek Główny w Krakowie wjeżdża kolumna ogromnych czołgów "Tygrysów". Wieżyczki ich sięgają okien pierwszych pięter kamienic.
Niemieckie czołgi jadą ulicą Grodzką. Wjeżdżających do Rynku, żołnierzy Wermachtu wita wiązankami kwiatów spora grupa żydów i miejscowy lumpenproletariat. Podkuchenne i praczki częstują czołgistów kiszonymi ogórkami. Mieszkańcy Krakowa są przygnę-bieni patrząc z niesmakiem na to powitanie, Niemcy natomiast wyglądają na rozbawionych.
Scenę tę obserwuje z okien mieszkania przy Linii A-B siedmioletnia dziewczynka. ściska ręce mamy i babci. Nie bardzo rozumie co się dzieje. Jeszcze dziesięć dni temu była nad morzem. Zabawy na plaży z mamą i starszą kuzynką. Radość i duma, gdy ojciec zabierał ją na lody do kawiarni Yacht Clubu "Kotwica" w Gdyni. Zwiedzanie jachtu, na którym ojciec zdobywał żeglarskie uprawnienia. Powrót do Krakowa w nerwowej atmosferze. Wszyscy mó-wią o wojnie. Ogólna mobilizacja i pożegnanie z ojcem, niepewność czy jeszcze go zobaczy. Mama z babcią słuchają komunikatów, nie odchodzą od radia. Decyzja mimo oporu babci wyjazdu za granicę. Gorączkowe pakowanie się. Wyjazd z Krakowa i zarekwirowanie samochodu przez Polskie Wojsko kilkadziesiąt kilometrów za miastem. Powrót do domu na chłopskiej furmance. Ta mała dziewczynka to moja matka.
Tak wraz z wjazdem czoł-gów zaczął się pierwszy dzień niemieckiej okupacji Krakowa - koniec szczęśliwego dzieciństwa tysięcy krakowskich dzieci. Niebawem Krakowski Rynek Główny został przemianowany na "Adolf Hitler Platz", a krakowskie ulice zmieniły nazwy na niemieckie. Okupacyjne władze nakazały też, powołując się na ewentualne zagrożenie pożarem, wykopanie zbiornika wodnego. Został on umiejscowiony naprzeciwko głównego wejścia do Bazyliki Mariackiej. Mieszkańcy Krakowa przyjęli tę nowość z mieszanymi uczuciami, nazywając nowy element płyty Rynku "Sadzawką ".
Na szczęście przez cały okres wojny sadzawka nie została użyta zgodnie ze swym przeznaczeniem. Oczywiście zaraz rozeszła się wieść, rzekomo stara przepowiednia, "że gdy Wieże Mariackie przeglądną się w wodzie, wojna się skończy ". Niestety wojna trwała tyle ile trwać miała, natomiast sadzawka stała się istotnym rekwizytem rozgrywających się na Rynku zdarzeń. Było regułą, że handlujący złotem i obcą walutą ludzie uciekając przed niemiecką policją i chcąc pozbyć się obciążających dowodów wrzucali do sadzawki swoje skarby czyniąc z nich nigdy nieodebrany depozyt.
Krewkie krakowskie przekupki, pomiędzy którymi czę-sto dochodziło do rękoczynów lądowały w wodzie wepchnię-te tam podczas bójki lub uciekając przed atakiem koleżanek. Były potem ratowane przez przechodniów lub nawet niemieckich żołnierzy. Wokół sadzawki zawsze coś się działo.
Wojna skończyła się a wraz z nią okupacja. Marszałek Iwan Koniew ruchem okrążającym wyzwolił Kraków (do dziś mówi się w środowisku, że zupełnie niepotrzebnie) i zaczęła się nowa tym razem komunistyczna okupacja. Nowe władze znowu zmieniły nazwy ulic nadając im imiona polskich renegatów lub obcych ideologicznie i narodowo osobników - bohaterów nowego ustroju. Nowa administracja bardzo szybko nakazała zakopanie sadzawki fundując za to mieszkańcom miasta Nową Hutę i inne blokowiska co wyraźnie zachwiało równowagą socjalną naszego miasta.
Tu pozornie historia sadzawki powinna się skończyć, ale tak się nie stało. Niecałe dwa lata temu zaczęto prace mające na celu wymianę płyty Rynku Głównego. Ktoś wpadł na pomysł (pewnie licząc na habilitację lub profesurę), by korzystając z okazji zbadać warstwy ziemi otaczające Sukiennice i inne budowle. Nie wiem co szacowni naukowcy chcieli znaleźć? O ile mi wiadomo nie wykopano niczego oprócz jakich bezwartościowych dla nauki rzeczy, ale badaniom tym nadano duży medialny rozgłos. Prasa i rozgłośnie radiowe entuzjazmowały się tym, że np. znaleziono klamrę od paska lub resztki starego buta lub sandała. I tu nagle wyszła sprawa sadzawki. Dowiedziano się, że takaż znajdowała się w Rynku.
Przy pomocy specjalistycznego sprzętu zaczęto robić wykopy i badania mające określić jej położenie. Z kolei w kawiarni u "Noworolskiego " spotykające się tam regularnie krakowskie towarzystwo starszych pań i panów zaczęło przyjmować zakłady czy sadzawka zostanie zlokalizowana. Była to świetna zabawa, gdyż starsi pań-stwo wymieniali ze sobą uwagi a właściwie hasła ciepło-zimno. Oczywiście wszyscy zainteresowani wiedzieli świetnie gdzie była sadzawka. Picie porannej kawy nabrało koloru. Temat sadzawki stał się źródłem emocji. Prace wykopaliskowe zakoń-czono z połowicznym sukcesem. Miejsce położenia zakopanej sadzawki nie zostało oznaczone precyzyjnie.
Rodzą się pytania:
1. Czy nie warto było zapytać kogoś ze starszych krakusów gdzie była sadzawka?
2. A może ambitni naukowcy-archeolodzy myślą, że wszyscy mieszkańcy nie urodzili się w Krakowie i podobnie jak oni historię miasta znają tylko z książek?
Dlatego też w "Noworolu" powstała teza, że "kadry naukowe oparte na szerokich i mocnych ludowych podstawach, obdarzające się nawzajem najwyższymi uniwersyteckimi tytułami i korzystające nawet z osiągnięć najnowszej techniki nie dają gwarancji odkrycia czegokolwiek istotnego, natomiast stwarzają ogromne możliwości wesołej zabawy, a czasem i przeżycia jakiejś emocji".
W końcu już Stanisław Wyspiański napisał w "Weselu" i "Ot, pany się nudzą sami, to się pięknie bawią z nami ".
Marek M. Sewiński
Sadzawka
- 09/13/2005 06:17 AM
Reklama