Amerykańska telewizja pełna jest seriali kryminalnych, w których zasadniczą rolę pełnią wydziały CSI (Crime Scene Investigation). To specjalne jednostki policyjne zajmujące się oględzinami i badaniem laboratoryjnym śladów pozostawionych w miejscu popełnienia przestępstwa. Ludzie ci mają do dyspozycji doskonałe narzędzia techniczne pozwalające na odzyskiwanie cennych informacji nawet na podstawie mikroskopijnych śladów, np. pojedynczego włosa ludzkiego...
Pseudonauka w kryminalistyce
Kiedy ogląda się te seriale, można odnieść wrażenie, iż współczesna nauka jest w stanie wykryć każdego przestępcę i udowodnić mu winę w sposób niepodlegający dyskusji. Jednak w rzeczywistości jest inaczej. Liczni naukowcy coraz częściej krytykują niektóre metody stosowane przez śledczych, nazywając je pseudonaukowymi.
Moda na ową pseudonaukę rozpoczęła się w latach 70. ubiegłego stulecia. Po lądowaniu pierwszego człowieka na Księżycu wykształciło się przekonanie, iż nauka poczyniła tak znaczne postępy, że jej zastosowanie w policyjnych śledztwach zawsze musi przynosić odpowiednie rezultaty. Jednak już wtedy, jak twierdzą specjaliści, sprawy zostały niejako postawione na głowie. Normalny proces badań naukowych jest taki, że w obliczu jakiegoś problemu stawiana jest hipoteza, którą następnie testuje się empirycznie. Jednak we wczesnych latach tworzenia oddziałów CSI najpierw zakładano, że dana osoba jest winna zarzucanego jej przestępstwa, a następnie szukano jakiejś metody naukowego udowodnienia winy.
Bardzo szybko zaowocowało to tym, iż karierę w sądach zaczęli robić rozmaici eksperci. Jeśli na przykład policja znajdowała na ciele ofiary morderstwa ślady jakiejś substancji, zatrudniano odpowiedniego eksperta, którego zadaniem było wykazanie związku tej substancji z osobą podejrzaną o dokonanie zabójstwa. Równie popularni stali się patolodzy kryminalistyczni, którzy promowali coraz to nowe, rzekomo naukowe metody śledcze, takie jak „mikroskopia włosów”, „spektrometria głosowa”, „identyfikacja narzędzi zbrodni” i „analiza porównawcza nabojów”.
Wkrótce patolodzy kryminalistyczni stali się niemal gwiazdami. Doktora Miltona Helperna z Nowego Jorku nazywano „Sherlockiem Holmesem z mikroskopem”. Jego następca, doktor Michael Baden, stał się na tyle popularny, że w telewizji HBO miał przez pewien czas własny program, w którym opisywał rozwiązywane przez siebie zagadki kryminalne.
Nie trzeba było długo czekać na to, by do grona tego rodzaju ekspertów dołączyli dentyści. Pod koniec lat 70. powstała dziedzina badań o nazwie odontologia kryminalistyczna. Jednym z jej pionierów był doktor Gerald Vale, który działał jako praktykujący dentysta tylko przez parę lat, by następnie poświęcić się karierze biegłego sądowego. On i kilku innych stomatologów byli przekonani, że uda im się stworzyć naukowe metody analizowania i interpretowania ran kąsanych na podstawie danych dentystycznych. Chodziło o wypracowanie procedur, które pozwoliłyby na zidentyfikowanie ponad wszelką wątpliwość sprawcy przestępstwa w oparciu o charakterystykę zadanej przez niego rany. Odontologia sądowa zaczęła być powszechnie stosowana, ale jej skuteczność jest sprawą bardzo kontrowersyjną.
Wątpliwości i kontrowersje
13 maja 1985 roku zamordowana została w Andalusii w stanie Alabama Julie Bonds. Jej mąż, Charles McRory, który żył z nią w separacji, został oskarżony o popełnienie tej zbrodni na podstawie tego, iż rana kąsana na ciele ofiary miała pasować do uzębienia oskarżonego. Analiza DNA nie wchodziła w rachubę, gdyż wtedy jeszcze jej nie stosowano. Na procesie McRory’ego świadkiem koronnym był dentysta Richard Souviron, który wystąpił w roli eksperta. Zeznał on, że dwa ślady zębów na ramieniu ofiary „były ponad wszelką wątpliwość zgodne z uzębieniem podsądnego”.
Zanim Souviron pojawił się na procesie w Alabamie, odgrywał rolę eksperta w wielu innych przewodach sądowych. Mimo że tak naprawdę był zwykłym dentystą z Florydy, który nie posiadał żadnych specjalnych kwalifikacji kryminologicznych. Na podstawie jego zeznań McRory został skazany na dożywotnie więzienie i pozostaje za kratkami do dziś. Jednak obecnie wiadomo niemal na pewno, iż to nie on zabił Julie Bonds.
Współcześni eksperci twierdzą, że odciski zębów na ciele człowieka nie nadają się do jednoznacznego zidentyfikowania. W roku 2009 National Academy of Science opublikowała obszerny raport, w którym ostro skrytykowała 13 różnych metod badawczych stosowanych przez śledczych. Najpoważniejsze zarzuty w raporcie dotyczyły odontologii. Autorzy dokumentu napisali: „Teza, iż dentyści mogą zidentyfikować przestępcę na podstawie śladów ugryzienia, nie jest poparta przez jakiegokolwiek badania naukowe”. Innymi słowy, dowody zaprezentowane w czasie procesu McRory’ego były produktem pseudonauki.
Po procesie Charlesa pojawiły się też inne wątpliwości dotyczące jego winy. Na miejscu zbrodni policjanci znaleźli kłębek włosów w zaciśniętej dłoni ofiary. Materiał ten zbadano i ustalono, że włosy nie należały do McRory’ego. Okazało się też, że na budowie w bezpośredniej bliskości domu Bonds pracował mężczyzna, który kilka tygodni później dotkliwie pobił i zgwałcił kobietę. Jednak śledczy mieli już swojego podejrzanego i nie interesowali się innymi okolicznościami.
W roku 2019 Souviron odwołał swoje zeznania z 1985 roku. Stwierdził, że się pomylił i że gdyby proces McRory’ego został powtórzony, zeznałby, iż rana kąsana na ramieniu ofiary nie może być naukowo skojarzona z konkretnym człowiekiem. W obliczu tej sensacyjnej wieści prawnik skazańca, Charles Fabricant, wystąpił z wnioskiem o ponowne osądzenie swojego klienta. W przeddzień przesłuchania w tej sprawie Charlesowi zaproponowano natychmiastowe zwolnienie z więzienia w zamian za przyznanie się do winy. Nie zgodził się na to, twierdząc, że jest niewinny i nie zamierza się do niczego przyznawać. Dzień później sędzia Charles Short odrzucił wniosek o wszczęcie nowego procesu. Skazaniec pozostanie w więzieniu, mimo że niemal na pewno jest niewinny.
Andrzej Heyduk