Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 29 września 2024 00:26
Reklama KD Market
Reklama

Toksyczna Gloria

Zanim zmarła, powaliła na kolana kilkadziesiąt osób. Bynajmniej nie osobistym urokiem. Jej historia to jeden z najbardziej tajemniczych i sensacyjnych przypadków medycznych ostatnich dziesięcioleci...

Niezwykły przypadek

Gloria Ramirez czuła się coraz gorzej. Pod wieczór, przestraszona mocnymi palpitacjami serca, wezwała karetkę. Niedługo potem ekipa paramedyków w szpitalu Riverside w Kalifornii walczyła o jej każdy oddech. 31-latce podano diazepam, midazolam i lorazepan. Mieszanka, która zwykle błyskawicznie uspokaja rytm serca, w tym przypadku, ku zdziwieniu lekarzy, nie przynosiła efektu. Doktor Julie Gorchynski przeszła na defibrylator. Pochylając się nad kobietą, dostrzegła zagadkową oleistą substancję pokrywającą jej ciało i poczuła zapach czosnku.

Gdy w następnej minucie pielęgniarka, Susan Kane, pobierała krew od Glorii, poczuła ostry chemiczny odór dochodzący z miejsca wkłucia. Rozpoznała amoniak. Zaintrygowana podała doktor Gorchynski strzykawkę z krwią wskazując na dziwne jasnobrązowe kryształy. Potem straciła równowagę i zemdlała. Chwilę później mdłości i zawroty głowy dopadły również lekarkę. Gorchynski dostała drgawek i także zasłabła. Jako trzecia straciła przytomność terapeutka oddechowa, Maureen Welsh. Wkrótce reszta personelu medycznego obecna na sali, z identycznymi objawami zaczęła osuwać się na ziemię.

Panika postawiła na nogi dyrekcję szpitala. Nie było jasności, czy problemem jest wirus, czy też toksyna w powietrzu. Nakazano ewakuację całego oddziału. Na parkingu zapanował armagedon, wywożono chorych podpiętych pod kroplówki, a personel rozebrany do bielizny spryskiwano płynem antyseptycznym. Glorię przeniesiono do izolatki, gdzie po 45 minutach zmarła. Ciało zamknięto w hermetycznej trumnie i odesłano do lekarza medycyny sądowej. Był 19 lutego 1994 roku. Z 24 chorych pracowników hospitalizowano tego dnia pięcioro. Dwójkę w stanie ciężkim. Dr Gorchynski z niesprawną trzustką, zapaleniem wątroby i martwicą w kolanach spędziła dwa tygodnie na oddziale intensywnej terapii.

Masowa histeria lekarzy

Dlaczego zdrowi dotąd ludzie padli nagle jak muchy? W całym budynku szpitala nie stwierdzono obecności żadnych substancji trujących. Wyniki badania krwi chorego personelu dały normalne odczyty. Jedynym, co łączyło ofiary, był kontakt z Glorią Ramirez. Błyskawicznie wysłano do analizy próbki jej krwi i tkanki. Ku zdziwieniu, nie wykryto jednak żadnych toksyn ani nawet śladów infekcji. Podczas autopsji ustalono jedynie, że przyczyną śmierci chorującej na raka kobiety była niewydolność nerek.

Zagadkowy przypadek należało jednak jakoś wytłumaczyć. Do akcji wkroczył Kalifornijski Departament Zdrowia. Na podstawie wywiadu z 34 lekarzami pełniącymi tej nocy dyżur na oddziale ustalono, że winna jest… masowa histeria. Argumentowano, że rozchorowały się głównie kobiety, notabene wszystkie klinicznie zdrowe. To rozwścieczyło dr Gorchynski. Na ostrym dyżurze zajmując się codziennie ciężkimi przypadkami, miałaby zemdleć na widok umierającej osoby? Nie zgodziła się zostać rzekomą ofiarą histerii. Naciskała na dalsze, poza lokalnym, śledztwo.

Naukowcy z Forensic Science Center w Livermore National Laboratory zgodzili się zbadać ponownie próbki Glorii. I odkryli sulfon dimetylu (DMSO2), produkt reakcji sulfotlenku dimetylu (DMSO), znanego rozpuszczalnika. Ma on również właściwości przeciwzapalne, dlatego w krajach trzeciego świata pacjenci z rakiem stosują go jako domowy środek przeciwbólowy. A smakuje jak czosnek. Ani DMSO, ani DMSO2 nie są groźne. Za to ich kuzyn, siarczan dimetylu (DMSO4) to silny, trujący gaz, który wywołuje niemal każdy z objawów opisanych przez chory personel szpitala.

Gaz czy narkotyk?

Tak pojawiła się pierwsza hipoteza. Chora na raka Gloria użyła DMSO jako antidotum na ból. Chore nerki nie wydaliły go z krwiobiegu. A kiedy w karetce podano jej tlen, pod wpływem reakcji DMSO zamienił się w DMSO2. Następnie pobrana w szpitalu krew pełna DMSO2 ostygła w strzykawce do temperatury pokojowej i skrystalizowała się, co zauważyła pielęgniarka Kane. Finalnie DMSO2 przekształciło się w zabójczy gaz DMSO4, a jego opary zatruły wszystkich obecnych na sali. Ostatnią reakcję spowodować miał wstrząs defibrylacyjny lub nagły spadek temperatury ciała Glorii. A ponieważ DMSO4 szybko odparowuje bez śladu, nie wykryto jego obecności w szpitalu.

Patowi Grantowi, autorowi powyższej teorii, sceptycy zarzucili, że opierał się jedynie na przeprowadzonym w warunkach laboratoryjnych eksperymencie i nie był w stanie udowodnić, jakim sposobem DMSO2 zamienił się w DMSO4. W rzeczywistości nigdy nie odnotowano takiej reakcji. Argumentowano, że objawy zatrucia DMSO4 pojawiają się najwcześniej po 6 godzinach, tymczasem personel rozchorował się błyskawicznie. I nie płakał. Tymczasem początkowym objawem zatrucia siarczanem dimetylu są łzy. Dlatego używany jest on do produkcji gazu łzawiącego. Grant bronił się, że choć jego hipoteza ma pewne słabości, jednak nikt nie zaproponował lepszego wyjaśnienia. Są za to gorsze.

Chodziło o inną hipotezę, która pojawiła się w magazynie New Times ukazującym się w Los Angeles. Według tej brzmiącej dość sensacyjnie teorii, pracownicy szpitala wykorzystywali własne laboratorium do produkcji składników metamfetaminy, a następnie przemycali je w workach do kroplówek. Pech chciał, że jeden z tych worków pomyłkowo podłączono do żyły Glorii. Tygodnik cytował chemika sądowego, który twierdził, że takie objawy jak nudności, drgawki, bóle głowy czy omdlenia są typowe dla ofiar zatrucia oparami metamfetaminy.

Nigdy nie zbadano, co zawierał worek, z którego sączono kroplówkę do żyły Glorii. Tymczasem bezwodny amoniak, gaz o ostrym charakterystycznym zapachu, którego obecność wyczuli lekarze na sali, jest prekursorem narkotyku. Podkreślano, że hrabstwo Riverside to jeden z największych w Stanach Zjednoczonych rynków nielegalnej produkcji metamfetaminy. W poprzednich latach wykryto tu ponad tysiąc pirackich laboratoriów, więc szpital mógł być jednym z takich miejsc.

Choć do dziś przyczyna zachorowań lekarzy pozostaje oficjalnie nieznana, władze przyjęły za prawdopodobne tłumaczenie Granta. Jednak rodzina Ramirez nigdy nie pogodziła się ze scenariuszem, zgodnie z którym opary unoszące się z ciała Glorii zatruły ponad dwadzieścia osób.

Joanna Tomaszewska


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama