Wojna jest najpoważniejszym testem, jaki może przytrafić się politykowi. Wołodymyr Zełenski zdaje egzamin – mówi PAP Wojciech Konończuk z warszawskiego Ośrodka Studiów Wschodnich. Zełenski wkroczył do polityki ze świata showbiznesu. 20 maja 2019 roku został zaprzysiężony na prezydenta Ukrainy. W lutym br. stał się prezydentem czasu wojny.
Jego oponenci zarzucali mu brak doświadczenia i zbyt bliskie kontakty z oligarchą Ihorem Kołomojskim. Niektórzy wręcz nazywali go „projektem Kremla”, oczekując, że młody polityk zgodzi się na koncesje w sprawie Donbasu, którego część Rosjanie okupowali od 2014 roku.
31 grudnia 2018 roku Wołodymyr Zełenski wystąpił w należącej do Kołomojskiego telewizji 1+1 z „przemówieniem noworocznym”, w którym ogłosił swój start w wyborach. Trzy miesiące później w cuglach pokonał w drugiej turze dotychczasowego prezydenta Petra Poroszenkę.
„Zrealizował w rzeczywistości scenariusz swojego filmu +Sługa Narodu+, w którym przypadkowy człowiek, nauczyciel historii, zyskuje popularność i zostaje prezydentem po tym jak jeden z uczniów nagrywa i publikuje w internecie jego wypowiedź” – powiedział PAP Wojciech Konończuk z OSW.
Zełenski jako prezydent ciągle się uczył i zmieniał się, co było widać m.in. w kluczowej dla Ukrainy po rosyjskiej aneksji Krymu i rozpoczęciu wojny w Donbasie sprawie tzw. uregulowania.
„Zełenski obejmował urząd, sygnalizując gotowość do ustępstw, ale na zasadzie kompromisu z Rosją. Trochę idealistycznie uważał, że uda mu się z Moskwą +dogadać+. Druga strona uznała jego młody wiek i brak doświadczenia za szansę, by +docisnąć+. Z czasem Zełenski zrozumiał, że ustępstwa zbyt drogo by go kosztowały wewnątrz kraju, oznaczałyby kolejny Majdan” – mówi Konończuk.
Rosyjska inwazja stała się dla Zełenskiego godziną próby, a jego postawa, skuteczne dowodzenie obroną i kierowanie państwem w warunkach wojny sprawiły, że nie tylko zaczął mówić o nim z podziwem cały świat, lecz przede wszystkim stał się bohaterem Ukraińców.
„Takiego prezydenta nie było i nie będzie (…). Nie głosowałem na niego w pierwszej turze, ale teraz gotów jestem za niego umrzeć” – to słowa, wypowiedziane przez Ołeksandra Poworozniuka, lokalnego działacza i szefa klubu sportowego, trafiły do jednego z najpopularniejszych muzycznych hitów czasów wojny. Refren nie nadaje się do dosłownego przytoczenia ze względu na nienormatywną leksykę, ale generalnie jest apelem do „Wowy” – Wołodymyra Zełenskiego, by „walił” we wroga.
„Zełenski nie był bohaterem części elit, wśród których jeszcze do niedawna można było usłyszeć nawet, że jest +projektem Kremla+. Dzisiaj podziwiają go i popierają niemal wszyscy. Z poziomu mniej więcej 30 proc. przed wojną jego notowania wzrosły do ponad 90 proc.” – mówi Konończuk.
W pierwszych dniach wojny, która według planów Rosji miała być „szybkim spacerem nad Dnieprem”, Zełenski otrzymał od władz USA propozycję ewakuacji, z której nie skorzystał. Według legendy miał odpowiedzieć, że „nie potrzebuje podwózki, ale broni”.
„Być może gdyby Zełenski był właśnie takim standardowym, +doświadczonym+ politykiem, zracjonalizowałby to sobie, uwierzył, że w sytuacji zagrożenia powinien wyjechać i działać spoza kraju. On rozumiał, że jego postawa będzie miała ogromne znaczenie dla morale armii, wszystkich obywateli” – ocenia Konończuk.
Według politycznego kalendarza następne wybory prezydenckie powinny się odbyć na Ukrainie w 2024 roku, a więc Zełenskiemu pozostały jeszcze dwa lata na stanowisku.
„Pytanie, jaka to będzie prezydentura po wojnie. Zełenski zbudował sobie gigantyczny kredyt zaufania, ale gdy wojna się skończy, zaczną się bolączki: bezrobocie, problemy związane z odbudową kraju i gospodarki, zubożenie” – mówi ekspert OSW. (PAP)