Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 21:29
Reklama KD Market

Bunkier dla każdej rodziny

Na Bałkanach, nad Adriatykiem, w kraju wielkości województwa wielkopolskiego, znajduje się około 700 tysięcy bunkrów. Są świadectwem paranoi Envera Hodży, byłego dyktatora Albanii. W razie ataku nieprzyjaciela mieli się w nich zmieścić wszyscy Albańczycy. Jeden bunkier przypadał na jedną rodzinę...

Ziemie Albanii przez 400 lat wchodziły w skład Imperium Osmańskiego. Wówczas większość ludności przyjęła islam. Jednak Albańczycy żyli po staremu, przestrzegając swoich, niemal odwiecznych zwyczajów. Ze Stambułu trudno było kontrolować kraj, którego 70 procent powierzchni to góry. Kiedy Turcja wykrwawiła się w wojnach bałkańskich, Albańczycy w 1912 roku ogłosili niepodległość. Nie wszystkim podobał się scentralizowany rząd w Tiranie. Wybuchały bunty i toczyły się walki zwalczających się klanów. A co wioska, to był inny klan.

W czasie I wojny światowej przez Albanię przechodziły wojska serbskie, włoskie, austriackie, greckie, niemieckie. W rzeczywistym zdobyciu tego kraju przeszkadzały góry i brak dróg. Albania do końca XX wieku nie miała dróg łączących ją z sąsiednimi krajami. Tak naprawdę to Albańczyków pokonał dopiero komunizm, który im ustanowił rodak, Enver Hodża.

Cios w szczękę i kula w łeb

W 1925 roku prezydentem Albanii został Ahmed Zogu. Trzy lata później ogłosił się królem. Zogu, choć rządził twardą ręką, to jednak usiłował zmodernizować kraj. Utworzył trzy szkoły średnie z francuskim językiem nauczania. Co roku wysyłał 60 młodych mężczyzn na studia zagraniczne. W jednej z tych szkół znalazł się 17-letni Enver Hodża, który później jako rządowy stypendysta wyjechał na Uniwersytet w Montpellier. Studiował tylko rok. Następnie próbował utrzymać się w Paryżu. Też nie dał rady, więc wrócił do Albanii. Został nauczycielem francuskiego w swojej dawnej szkole.

Kiedy w 1939 roku Albanię zajęli Włosi, Hodża zatrudnił się w Tiranie w sklepie tytoniowym. Ten sklep stał się z czasem miejscem spotkań komunistów, którym także stał się Hodża. W Tiranie było ich zaledwie kilkudziesięciu. Czas spędzali w sklepie, rozważając, czy w Albanii jest szansa na rewolucję robotniczą, skoro nie ma robotników. Ale, zdaje się, fanatyczni komuniści byliby zdolni wywołać rewolucję robotniczą nawet wśród beduinów na pustyni.

Hodża zorganizował Komunistyczną Partię Albanii i od razu wymyślił hasło: „Kto nie akceptuje kierowniczej roli partii, naplujemy mu w twarz i dostanie cios w szczękę, a jeśli trzeba, to i kulę w łeb”. Widać, że we Francji naczytał się Lenina.

Albania w większej części była niedostępna dla okupantów – Włochów i później Niemców – z powodu górzystego terenu i braku dróg. Było gdzie organizować oddziały komunistycznych partyzantów. Hodża, stając się partyzantem, robił się coraz bardziej popularny. Stalin wysyłał do niego politruków, ale już nie broń. Tę otrzymywał z Wielkiej Brytanii. W zrzutach z samolotów Anglicy dostarczyli partyzantom albańskim o wiele więcej broni niż zrzucili żołnierzom podziemnej Armii Krajowej w Polsce. Armia Krajowa była wielokrotnie liczniejsza niż partyzantka albańska. Ale Wielka Brytania miała swoje interesy na Bałkanach.

Zaraz po dobrowolnej ewakuacji Niemców z Albanii, Hodża ze swoimi partyzantami wkroczył do Tirany jako zwycięzca. I zaczęło się – według komunistycznego wzoru. Propaganda, terror, rozstrzeliwania, obozy pracy przymusowej, sfałszowane wybory. Hodża został premierem Ludowej Republiki Albanii, ministrem spraw zagranicznych i obrony narodowej oraz oczywiście szefem Komunistycznej Partii Albanii.

Hodża podziwiał Stalina za umiejętność rządzenia krajem i zwalczanie konkurencji wewnętrznej. Kiedy jego idol umarł, a Chruszczow wyjawił zbrodnie „ojca narodów”, Hodża uznał Chruszczowa za największego zdrajcę i złoczyńcę w dziejach ruchu robotniczego. Z czasem dyktator Albanii zaczął uznawać, że z komunistycznej drogi schodzą ZSRR i jego satelici, w tym Polska, a także Jugosławia pod rządami Tity i, już trochę później, Chiny. W 1974 roku ogłosił, że Albania jest jedynym państwem socjalistycznym na świecie. Nie dodał naturalnie, że i najbardziej zamkniętym na świecie. Z Albanii rzadko ktoś wyjeżdżał i rzadko ktoś do niej przyjeżdżał. Sam Hodża nie ruszał się z Tirany.

Bunkry Hodży

Dużo wcześniej dyktator przyjął stalinowską tezę, że przegrywający imperializm staje się coraz bardziej agresywny. Dlatego w połowie lat 60 Albania, w osobie Hodży, coraz większą wagę przywiązywała do obrony państwa przed siłami „międzynarodowej reakcji”. Albańczyków bezustannie straszono agresją na ich kraj. Inwazję na Czechosłowację w 1968 roku Hodża uznał za dowód, że atak jest możliwy w każdej chwili i z każdej strony. Albańczycy odcięci od światowych informacji, terroryzowani, nie zdawali sobie sprawy, że o ich kraju poza granicami mało kto słyszał.

Rozpoczęto masową budowę bunkrów i schronów – na ulicach, na podwórkach, na zboczach gór, w ogrodach. Na plażach budowano zapory przeciwdesantowe. Hasło Hodży „bunkier dla każdej rodziny” realizowano dosłownie. Większość z nich to małe kopulaste konstrukcje, które wystawały 2-3 metry nad ziemię. Mogły pomieścić do czterech osób. I rzeczywiście mógłby znaleźć w nich schronienie każdy obywatel 2-milionowej Albanii.

Dla siebie, i członków najwyższych władz, Hodża zbudował ogromny bunkier w rodzinnym mieście Gijrokastra – zwanym Miastem Tysiąca Schodów, dzisiaj wpisanym na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. W bunkrze Hodży było półtora kilometra korytarzy. Hitler nie miał takiego bunkra. Przy ich budowie pracowali więźniowie polityczni. A z betonu, który zużyto do budowy bunkrów, można byłoby postawić kilka miast. Budowano je do roku 1984. Nigdy nie zostały wykorzystane do obrony. Dzisiaj są atrakcją turystyczną Albanii i miejscem schronienia dla bezdomnych.

Hodża rządził Albanią przez 40 lat, do śmierci w 1985 roku. Jak większość dyktatorów na świecie, zmarł w sposób naturalny w podeszłym wieku.

Radio Tirana

Polakom mieszkającym w PRL-u Tirana, stolica Albanii, znana była ze słyszenia. I to dosłownie, bo z radia. W czasach socjalizmu popularne było słuchanie zagranicznych stacji radiowych, które nadawały programy również w języku polskim. Obok znanych większości Radia Wolna Europa czy BBC istniało kilka innych rozgłośni nadających po polsku. Jedna z nich to Radio Tirana. Nadawała kilka godzin dziennie w języku polskim, niezbyt poprawnym.

W przeciwieństwie do RWE i BBC, gdzie ujawniano brudne sprawy polskiego rządu komunistycznego, Radio Tirana zarzucało władzom PRL, że są za mało socjalistyczne, zdradzają ideały rewolucji październikowej i Lenina. Można było posłuchać ognistych tyrad przeciwko rewizjonistom, takich jak Gomułka a później Gierek. Audycje Radia Tirana nie miały większego wpływu na polskie społeczeństwo. Inaczej niż RWE.

Towarzysz Mijal

Teksty do polskiej sekcji Radia Tirana pisał Kazimierz Mijal. To w pewien sposób jedna z najbardziej niezwykłych postaci wśród polskich socjalistów. Nie było większego komunisty od niego. Najbardziej radykalny i ortodoksyjny wśród nich. Był ponoć jedynym członkiem PZPR, w którego domu w czasie świąt Bożego Narodzenia nie stała choinka. Swoich dzieci nie wysyłał ukradkiem do I Komunii świętej, jak to robili inni towarzysze z PZPR. Polacy mieli szczęście, że nigdy nie zdobył najwyższej władzy.

W czasach stalinowskich Mijal należał do grupy najbardziej wpływowych polityków polskich. Miał poparcie towarzyszy ze Związku Radzieckiego. Im się podobał ideologiczny radykalizm Mijala i jego wrogość wobec wszelkich odstępstw od doktryny leninowskiej. Po wojnie, kiedy władzę na krótko sprawował Władysław Gomułka, „zesłał” Mijala do Łodzi, gdzie ten został prezydentem.

Po przejęciu władzy przez Bieruta, Mijal natychmiast odzyskał wpływy. Wrócił do stolicy, aby objąć stanowiska: szefa kancelarii prezydenta Bieruta, ministra gospodarki komunalnej i szefa Urzędu Rady Ministrów. Choć jemu przede wszystkim marzył się urząd ministra spraw wewnętrznych, jeśli już nie I sekretarza PZPR.

Gomułka wrócił do władzy w 1956 roku, po patriotycznym zrywie Polaków. Na ile mógł, starał się zwiększyć autonomię Polski wobec ZSRR. Mijal uznał to za zdradę, za co został odsunięty od najwyższych stanowisk. Ale wylądował zupełnie dobrze, na stanowisku szefa Banku Inwestycyjnego. Gomułka nic więcej nie mógł mu zrobić. Dobrze wiedział, kto stoi za plecami Mijala. A ten czuł się tak pewnie, że drukował i kolportował ulotki, w których wyrażał się jak najgorzej o rządzących krajem. Nawet powołał do życia konspiracyjną Komunistyczną Partię Polski, z myślą, że ona kiedyś przejmie władzę. Służba Bezpieczeństwa udawała, że niczego nie widzi.

Uznając, że nic nie wskóra, w 1966 roku nielegalnie, z pomocą ambasady albańskiej, Mijal wyjechał z Polski. Przez Berlin i Paryż udał się do Tirany, gdzie rządził najbardziej socjalistyczny przywódca na świecie – Enver Hodża. Myślał, że tylko w Albanii mogą się spełnić jego marzenia o prawdziwym komunizmie. Mijal zamieszkał w Tiranie w willowej dzielnicy, a wszelkie koszty pokrywał rząd Hodży. Zadaniem Mijala było rozwinięcie polskiej sekcji Radia Tirana.

Hodża był już skłócony z „rewizjonistycznym” rządem Związku Radzieckiego. Wówczas jego głównym sojusznikiem były maoistowskie Chiny. Ale w socjalistycznej doktrynie Mijal przebijał samego Hodżę. Dyktator Albanii chciał rządzić w podobny sposób jak Tito w Jugosławii – wszyscy ulegają rotacji na stanowiskach, tylko nie wódz. Mijal skrytykował to rozwiązanie jako sprzeczne z nauką Lenina. I z kolei uciekł z Tirany do Chin. Tam również zamieszkał w willowej dzielnicy, tyle że Pekinu. Tylko miał pecha, bo akurat Mao umarł, a rządy objął Deng Xiaoping. I wówczas Chiny zaczęły wstępować na drogę, która doprowadziła je do obecnego kapitalizmu komunistycznego. To dla Mijala była kolejna zdrada.

Do Polski wrócił potajemnie w 1983 roku. Został aresztowany, ale tylko na trzy miesiące. Nie wytoczono mu żadnej sprawy. Ktoś inny za to, co zrobił Mijal, siedziałby w więzieniu kilkanaście lat. Jego przyjaciele z ZSRR wciąż o nim pamiętali – nie wiadomo, może się jeszcze przydać, zwłaszcza kiedy w Polsce powstał potężny ruch Solidarności. Mijał uznał go za zgubę dla Polski i optował za interwencją ZSRR.

Zaraz na początku utworzenia III RP usiłował odtworzyć Komunistyczną Partię Polski. Ale, zdaje się, miał tylko kilku chętnych do wstąpienia do partii. Kazimierz Mijal, całkowicie marginalizowany i zapomniany, zmarł w 2010 roku. Osiem miesięcy brakowało mu do ukończenia 100 lat.

Ryszard Sadaj

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama