Piłkarze Chicago Fire przegrali czwarty raz z rzędu, a piąty w sześciu ostatnich meczach, tym razem na Soldier Field z FC Cincinnati 1:2. Brak zwycięstwa od 19 marca powoduje, że zespół trenera Ezry Hendricksona z 10 punktami umocnił się na dnie tabeli Konferencji Wschodniej.
Nie takiej Polskiej Nocy na Soldier Field spodziewali się polonijni kibice, których było widać w białoczerwonych strojach w gronie dziesięciotysięcznej widowni. I to, obok występu Natalii Kawalec, która wykonała hymn, był jedyny pozytywny akcent sobotniego wydarzenia.
FC Cincinnati po raz drugi okazali się lepsi od “Strażaków” w meczach Polskiej Nocy. Trzy lata temu wygrali na SeatGeek w Bridgeview, teraz na Soldier Field. Wtedy byli w MLS dostarczycielami punktów i ich zwycięstwo było niespodzianką, która w konsekwencji kosztowała Fire play-off. Teraz są czołowym zespołem Konferencji Wschodniej i ich zwycięstwo nie ma już posmaku zaskoczenia. Nie musiało jednak do tego dojść.
O porażce miejscowych zadecydowały dwa błędy z udziałem Gabriela Sloniny. W 35 minucie jego niepewne zachowanie na przedpolu doprowadziło do nieporozumienia z Rafaelem Czichosem, który tak nieszczęśliwie główkował, że przelobował 17-latka, umieszczając piłkę w siatce własnej bramki.
W tym przypadku wina rozłożyła się na dwie strony. To, co wydarzyło się w 85 minucie, obciąża już tylko i wyłącznie Sloninę. Jego podanie w polu bramkowym do obrońcy zostało przejęte przez Luciano Acostę, który mimo asysty trzech rywali zdołał oddać strzał, kompletnie zaskakując bramkarza z polskim pochodzeniem, ustalając wynik meczu.
Jedyną bramkę dla Fire zdobył dwie minuty wcześniej 18-letni Kolumbijczyk Jhon Duran. Wydawało się wtedy, że gospodarze pójdą za ciosem i powalczą o pierwszy od 19 marca komplet punktów, tym bardziej że na boisku pojawił się debiutujący w barwach Fire Jairo Torres. Druga bramka przyjezdnych spowodowała jednak, że końcówką rządziły nerwy, chaos i desperackie próby odwrócenia wyniku, a to nie pomagało w potwierdzeniu, na pewno niezłych umiejętności Meksykanina.
Teraz przed Fire trzy kolejne mecze wyjazdowe. Już w środę zagrają oni z New York Red Bulls. Cztery dni później z New York City, a 28 maja z Toronto. Jeżeli w tych spotkaniach nie powiększą swojego skromnego stanu posiadania, to marzenia o grze w play-off będzie można odroczyć do przyszłego roku.
Dariusz Cisowski