Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 29 września 2024 02:33
Reklama KD Market
Reklama

Horror w Ibadan

22 marca 2014 roku Abakuda ocknął się w ciemnościach. Wspomnienie poprzedniego dnia było jak senny koszmar. Ten pracujący na motocyklu taksówkarz z Kabi w Nigerii został porwany, pobity, zrzucony do dołu i pogrzebany żywcem. Abakuda złapał za komórkę, którą udało mu się cudem przemycić. Działała, nawet pod ziemią. Wycisnął numer znajomego. Ostatniej osoby, którą widział przed uprowadzeniem. – Nie wiem, gdzie jestem! Gdzieś w Soka. Kończy mi się bateria! – krzyknął przerażony, gdy tamten odebrał...

Trupy na łańcuchach

Soka to rozległy obszar Ibadan w stanie Oyo w Nigerii. Miejsce mroczne, opuszczone, zarośnięte krzakami, z rzeką i lasem. Miejscowi zaglądają tu rzadko, jednak 22 marca 2014 roku teren pełen był ludzi i policji. Szukali Abakudy. Wiadomo było, że poprzedniego wieczoru odebrał tu pasażera. A potem zniknął. Gdy na brzegu rzeki znaleziono jego motocykl, uznano, że zatonął. Jednak o 5.00 po południu „nieboszczyk” zadzwonił do kolegi. Żył. I był blisko. Tyle że pod ziemią.

Zaczęto nerwowo przeczesywać okolicę, zataczając coraz szersze kręgi. Dla Abakudy każda sekunda mogła być chwilą, kiedy bierze ostatni oddech. – Jesteście nade mną! Słyszę kroki! – odezwał się nagle do komórki. Chwilę potem telefon zamilkł.

Zażądano od władz przekopania okolicy. Obiecane koparki nie dotarły jednak na miejsce. Sfrustrowani miejscowi, walcząc z czasem, szukali motocyklisty dalej już na własną rękę. W pewnym momencie natknęli się na opuszczony budynek. W środku czekała na nich makabryczna niespodzianka – przykuci łańcuchami do ścian wygłodzeni ludzie. Niektórzy bliscy śmierci, inni już nieżywi. Odór gnijących ciał mieszał się z jękiem ocalałych. Budynków było więcej, w każdym ten sam koszmar.

Obok trupów leżały przedmioty należące do porwanych: paszporty, prawa jazdy, zdjęcia, ubrania, buty. I zabawki dzieci. Niedaleko, w lesie, znaleziono rozrzucone po krzakach części ciała. A także kolejnych ludzi przykutych łańcuchami i zwłoki w dołach w różnych fazach rozkładu. Z obciętymi kończynami, brakującymi organami. Niektóre nie miały głów. W sumie ponad 20 zmasakrowanych ciał i kilkaset ludzkich czaszek. Podejrzewano, że wielu zakopano żywcem. Jak Abakudę.

Historie, które opowiadali ocaleni, nadawały się na scenariusz mrocznego horroru. Jedna z kobiet przetrzymywana była w lesie od 2008 roku. Systematycznie gwałcona, urodziła oprawcom ośmioro dzieci. Adewale, nauczyciela informatyki z liceum w stolicy Lagos, porwano w autobusie. – Konduktor wyjął nóż. Krzyczał, że zarżnie każdego, kto się odezwie. Gdy dojechaliśmy do Soka, rozebrano nas i ogolono nam głowy – mówił wykończony. Jeden z oprawców złapał starszego mężczyznę i na oczach Adewale obciął mu głowę. – Zabił go jak krowę. I ostrzegł, że wszystkich nas czeka ten los – dodał.

Nafiu Shittu, sprzedawcę leków, porwano na ulicy. Odpoczywał właśnie po dniu pracy w Ibadan, niedaleko Bramy Agodi. – Nagle zatrzymał się autobus. Wyskoczyło z niego dwóch mężczyzn. Wciągnęli mnie do środka. Tyle pamiętam – opowiadał dziennikarzom w miejskim szpitalu Adeoyo, do którego trafił. Więziono go przez 4 miesiące. Innych przez 6, 9 czy 12 miesięcy, a nawet kilka lat. Większość w chwili odratowania była bliska śmierci z wycieńczenia. Karmieni raz w tygodniu, przypominali szkielety.

– Przykuty do ściany nie miałem sił, by walczyć. Z dnia na dzień stawałem się coraz słabszy. Codziennie słyszałem krzyk kogoś mordowanego. I płacz kobiet. Potem wynoszono zwłoki – opowiadał Tunji. – Wielu umierało. Modliłam się do Boga, na łańcuchu w rogu pokoju – mówiła Titi Dokpesi. Miała 45 lat, wyglądała na 60.

Czarna magia

Wieść o makabrycznym odkryciu szybko rozniosła się po Nigerii. Okolicę Soka zaczęto nazywać Lasem Horroru. Policja, która do tej pory bagatelizowała liczne zgłoszenia o zaginięciach ludzi z Ibadanu, ogrodziła teren kordonem i wszczęła śledztwo. – Dotrzemy do korzeni tego przerażającego mordu – zapewniał tłumy komisarz Mohamed Indabawa. Na miejsce wysłano zespół ekspertów medycyny sądowej. Naoczni świadkowie zeznali, że w dniu odkrycia makabry widzieli uciekającą z budynków grupę uzbrojonych mężczyzn. Kilku więzionych twierdziło, że mordercy podawali się za urzędników państwowych. Ani jedni, ani drudzy nie potrafili jednak zidentyfikować porywaczy.

Spekulowano, że rzeź w Lesie Horroru była formą rytualnych zabójstw zleconych przez zamożnych Nigeryjczyków. W tym pracowników policji i urzędników na wysokich stanowiskach. Zwłoki, z których wycięto organy, świadczyć miały o handlu częściami ludzkiego ciała. Być może używanymi w czasie ceremoniałów czarnej magii. Zakrwawiona tablica znaleziona w jednym z budynków mogła być ołtarzem wyznawców mrocznego kultu. Był to scenariusz paraliżujący. Jednak w ubogiej Nigerii, gdzie zabobony i rytuały są częścią krajobrazu, dość prawdopodobny. Na sprzedaży organów wykorzystywanych do czarów czy zaklętych mikstur można tu dobrze zarobić. „Biznes” kusi szczególnie biednych Nigeryjczyków. Zostają mordercami na kontraktach szamanów z prozaicznego powodu – by utrzymać swoje rodziny.

Jeszcze jakiś czas po odkryciu makabry miejscowi przychodzili do Soka z własnymi maczetami. Przekopywali teren w nadziei, że pod ziemią znajdą ocalałych członków rodziny. Wśród nich byli też bliscy Abakudy. Bez skutku. Mimo aresztowania siedmiu podejrzanych, w tym funkcjonariuszy i ochroniarzy, nikogo nie oskarżono. Gniew na policję i władze wzrastał. Zaczęły się zamieszki. Tymczasem gubernator stanu Oyo, Abiola Ajimobi, jeszcze przed zakończeniem śledztwa zarządził zburzenie budynków. Choć nakaz chwilowo wstrzymano, ludzie pytali, dlaczego władze wydały taką decyzję. Czy chciały coś ukryć?

Porywaczy nigdy nie zidentyfikowano. Lasu Horroru, miejsce największej rytualnej masakry w Nigerii, zamieniło się w swoistego rodzaju mekkę, do której ściągały masy ciekawskich z całego kraju. Dla rodzin zaginionych bez śladu stało się zaś symbolicznym cmentarzem.

Joanna Tomaszewska


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama