Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 29 września 2024 02:34
Reklama KD Market
Reklama

Natłok prezydentów

Jeśli wierzyć najnowszej teorii spiskowej, które w USA rodzą się z częstotliwością godną sekundnika w zegarku szwajcarskim, prezydenta Bidena nie ma, bo wcześniej zmarł. Jason Selvig, który wraz ze wspólnikiem prowadzi program pt. The Good Liars i specjalizuje się w prowadzeniu rozmów z totalnie zagubionymi wyborcami, opublikował w serwisie Twitter wywiad z jakąś zwolenniczką Donalda Trumpa. Twierdzi ona z wielkim przekonaniem, iż Biden odszedł w zaświaty, ale ponieważ tzw. elity waszyngtońskie nie chcą tego faktu ujawnić, regularnie podstawiają różnych aktorów, którzy odgrywają rolę prezydenta na forum publicznym.

Jednym z aktorów, którzy „robią za prezydenta” jest podobno Jim Carrey. Przepytywana przez Selviga pani jest zdania, że gdy w roku 2021 Biden potknął się trzykrotnie wchodząc po schodach na pokład Air Force One, osobą, która tak naprawdę wtedy upadła, był powszechnie znany aktor komediowy, który miał mieć na sobie maskę. Jej zdaniem, Carrey celowo się potykał, by uwiarygodnić w ten sposób postać, w którą się wcielił, czyli zaawansowanego wiekiem i niedołężnego przywódcę wolnego świata. Ponadto jest przekonana, że Bidena udaje też wielu innych aktorów, np. James Woods.

I tu pojawia się pewien problem. Carrey to zdecydowany liberał, natomiast Woods jest konserwatystą. W związku z tym trudno jest sobie wyobrazić, by ten drugi aktor miał się zgodzić na maskaradę, której celem jest tuszowanie faktu, iż chwilowo nie mamy prezydenta, a jedynie podstawionych za niego facetów. Nic dziwnego, że Carrey zareagował już na doniesienia o swoich wyczynach w roli fikcyjnego Bidena, natomiast Woods milczy jak zaklęty, zastawiając się zapewne, czy jest jakikolwiek sens odpowiadania na kosmiczną głupotę.

Być może jednak nie jest to aż tak wielka głupota dla weteranów komuny. Bądź co bądź Leonid Breżniew w ostatnich latach swojego życia wyglądał jak sowiecka mumia bez sarkofagu. Do dziś niektórzy są przekonani, że gdy w końcu strzelił rewolucyjnymi kopytami, przez pewien czas Kreml utrzymywał fikcję o tym, że nadal żyje, zapewne poprzez skonstruowanie kilku stosownych figur woskowych. Kremlowska propaganda miała o tyle ułatwione zadanie, iż Breżniew na starość praktycznie się nie ruszał i niewiele mówił, a zatem odróżnienie żywej osoby od kupy wosku było dość trudne. Ponadto jego woskowa cera doskonale pasowała do wyglądu Lenina w jego moskiewskim sarkofagu.

Biden na razie nie wypowiedział się na temat swojej domniemanej śmierci, co dla wielu jest zapewne dowodem na to, że naprawdę nie żyje. Dla mnie w opisanej powyżej teorii spiskowej istnieje jednak podstawowa luka. Gdyby istotnie zmarł, prezydentem USA do następnych wyborów stałaby się automatycznie Kamala Harris, a ponieważ różnice polityczne na linii Biden-Harris są nikłe, jaki byłby sens zatajania faktu, iż Bidena już nie ma? A ponadto, kim jest ten facet, który wygłasza od czasu do czasu przemówienia i wygląda do złudzenia tak jak były senator z Delaware, a dodatkowo strzela czasami takie same gafy jak zawsze?

Fascynujące jest to, że niezidentyfikowana kobieta przepytywana przez Selviga wygłaszała swoje tezy nie w formie spekulacji czy teoretycznego gdybania, lecz w postaci udowodnionych (nie wiadomo przez kogo) pewników. Dla niej Biden naprawdę już od dawna nie żyje, a Carrey czasami przywdziewa stosowną maskę i udaje prezydenta, ku chwale ojczyzny. Być może jest wielką fanką filmu z 1993 roku z Kevinem Klinem w roli głównej pt. Dave, w którym facet wyglądający dokładnie tak jak urzędujący prezydent zostaje wynajęty przez Secret Service jako prezydencki dubler. A ponieważ prawdziwy prezydent umiera zaraz potem na atak serca w czasie seksualnych harców z kochanką, podstawiony Dave musi udawać głównego lokatora Białego Domu przez dłuższy czas, co robi z powodzeniem.

Film ten zyskał spore uznanie krytyków i Billa Clintona, choć tego ostatniego zapewne urzekł przede wszystkim aspekt seksualny filmu. Jest jednak zasadnicza różnica między hollywoodzką produkcją a rzeczywistością. Dublerzy różnych światowych przywódców bywają istotnie stosowani, ale tylko na kilka chwil, np. w celu zmylenia potencjalnych terrorystów. Zresztą nie chodzi wyłącznie o premierów czy prezydentów. Brytyjska królowa Elżbieta przez 30 lat korzystała z usług niejakiej Elli Slack, która „grała” ją w czasie żmudnych i długotrwałych prób przed różnymi transmisjami telewizyjnymi.

Józef Stalin miał dublera zwanego Raszidem, o którym jednak niczego bliższego nie wiadomo. Natomiast na kilka lat przed obecną „śmiercią” Bidena pojawiły się pogłoski, iż Donald Trump często podróżował na pokładzie helikoptera Marine One z kobietą, która była podstawiona za jego żonę Melanię. Co mnie specjalnie nie dziwi, jako że Melania zapewne nigdzie nie chciała z nim jeździć. Jednak wszystkie te przypadki dotyczą dublerów, którzy wyglądają w znacznej mierze tak jak oryginały. Nie ma mowy o żadnych maskach czy też o wygłupach polegających na potykaniu się na schodach.

Niestety we współczesnej Ameryce niemal każda teoria spiskowa ma szansę na akceptację: sfałszowane wybory, żydowskie lasery kosmiczne, QAnon, Hillary Clinton w roli przemytniczki małych dzieci, kosmici w Roswell, itd. Jednak w czasach przed Internetem, czyli w średniowieczu, wszystkie te teorie roznosiły się po świecie dość ślimaczo, a czasami po prostu znikały. Dziś wystarczy ogłosić elektronicznie, że Joe Biden to Jim Carrey i spisek gotowy.

Andrzej Heyduk


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama