Kaligula, Neron, Attyla, Iwan IV Groźny, Rasputin, Stalin, Hitler, Pol Pot, Amin, Mao, Husajn, Kadafi a w obecnych czasach Putin i Erdoğan – dyktatorzy istnieli od zawsze. I choć ich rządy wywoływały i wywołują fale protestów, rządzili przez lata a nierzadko nawet całe dekady. Jak udało im się zdobyć i utrzymać władzę?
Kult jednostki
Dyktatorzy są odpowiedzialni za budowanie własnego kultu. Zaczynają od promowania swojej osoby jako wybitnego przywódcy, obdarzonego niezwykłymi przymiotami. Kiedy Kim Jong-il, ojciec Kim Dzong Una, postanowił przekazać władzę synowi, musiał do tego najpierw przygotować koreańskie społeczeństwo. Zaczął więc od stopniowego budowania mitu syna jako wybitnego geniusza. Na dwa lata przed przejęciem władzy Un dołączył do kierownictwa Partii Pracy Korei, a rok później otrzymał stopień generała.
Propaganda państwowa przez kolejne miesiące promowała przyszłego wodza jako światłego ekonomistę i wybitnego wojskowego. Młody, 27-letni wówczas polityk nie był w ogóle znany na arenie międzynarodowej. Budził sensację, a eksperci od spraw azjatyckich sądzili, że nie poradzi sobie z rządzeniem pogrążonym w biedzie krajem. Jednak okazało się, że Kim dobrze odrobił lekcję dyktatury i okazał się nie gorszym „słońcem narodu” niż ojciec. Rządzi nieprzerwanie od 2011 roku, a jego władza jest silniejsza niż kiedykolwiek.
Media pod kontrolą
Jednym z pierwszych działań każdego dyktatora jest zwykle kontrolowanie swobodnego przepływu informacji, ponieważ zamyka to potencjalny kanał krytyki. Dyktator zamienia media w maszynę propagandową, tak jak to robił Hitler, a teraz chociażby Kim Dzong Un i Erdoğan. Wścibskich opozycyjnych dziennikarzy ucisza i ogranicza dostęp do niezależnego Internetu, który mógłby stać się narzędziem w rękach rewolucjonistów. O „fatalnych” skutkach dostępu do mediów społecznościowych przekonali się na własnej skórze przywódcy obaleni w wyniku Arabskiej Wiosny, kiedy to demonstranci organizowali protesty za pośrednictwem Facebooka.
Aby uniknąć takiego ryzyka, dyktatorzy dążą do tego, by odciąć społeczeństwo od dostępu do informacji innych niż rządowe i budować własne imperium medialne. Były premier Włoch Silvio Berlusconi był właścicielem prawie połowy włoskich mediów, w tym ogólnokrajowych kanałów telewizyjnych, stacji radiowych, gazet i czasopism. Nic dziwnego, że media te starannie zarządzały publicznym wizerunkiem Berlusconiego i chroniły go przed krytyką.
Zakładanie kagańca mediom jest najbardziej skuteczne w uporządkowanym społeczeństwie: sondaż przeprowadzony w 2007 r. na zlecenie BBC wśród ponad 11 tys. mieszkańców 14 krajów wykazał, że 40 procent respondentów – od Indii po Finlandię – uważa, iż harmonia społeczna jest ważniejsza niż wolność prasy.
Rządy strachu
Kult jednostki ma przekonać ludzi, że ich przywódca jest wielkim geniuszem, a nieprzekonanych i niepokornych machina państwowa ma zmusić do uległości. Kiedy w telewizji ogląda się relacje z Korei z jakichkolwiek uroczystości związanych z Ojcem Narodu, na twarzach ludzi widać całą gamę emocji – od szczęścia po uwielbienie, poprzez łzy. Trudno jednak uwierzyć, że cały naród tak kocha Kim Dzong Una. Ta część społeczeństwa, która nie dała się dobrowolnie przekonać do pokochania swojego wodza, siłą została zmuszona do posłuszeństwa i podporządkowania się.
Przeciwnicy prezydenta Putina wiele razy wychodzili na ulice protestować przeciwko jego dyktatorskiej władzy. Jednak cały aparat państwowy – policja, służby wewnętrzne, sądy, system więziennictwa – zostały tak przygotowane, aby niepokorni albo zmieniali zdanie, albo byli skutecznie izolowani.
Eliminacja wrogów politycznych
Posługiwanie się terrorem najlepiej służy utrzymaniu pozycji. Idi Amin, który doszedł do władzy w Ugandzie w wyniku wojskowego zamachu stanu, był gorącym zwolennikiem pozbywania się swoich przeciwników. Szacuje się, że w ciągu ośmiu lat sprawowania władzy zabił od 80 tys. do 300 tys. ludzi. Jego ofiarami byli zwykli obywatele oraz osoby z najwyższych kręgów władzy – ministrowie, przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości, bankierzy, intelektualiści, dziennikarze a nawet były premier jego kraju. Oznacza to średnio 27 egzekucji dziennie.
Libijski przywódca Muammar Kadafi stworzył system represji, który przyniósł śmierć tysiącom jego przeciwników. Bezwzględnie rozprawiał się z opozycją, a egzekucje swoich wrogów kazał transmitować w telewizji. W Afganistanie długą tradycję mają egzekucje przeciwników politycznych na stadionach wypełnionych widzami.
Jednak przeciwników politycznych można zneutralizować w jeszcze inny sposób – przekupstwem. Zgodnie ze starym przysłowiem, że przyjaciół powinno trzymać się blisko, ale wrogów jeszcze bliżej, część dyktatorów wybiera tę drogę oswojenia przeciwnika. Eksponowane stanowiska i wysokie pensje potrafią skutecznie zmienić przekonania polityczne.
Wykorzystał to były dyktator Zimbabwe Robert Mugabe, który w odróżnieniu od wielu afrykańskich kacyków porzucił niepopularną praktykę mordowania politycznych rywali i zamiast tego przekupywał ich wysokimi urzędami. Dyktatorzy powinni również zadbać o rodziny swoich oponentów politycznych, zapewniając również im intratne pozycje. Nic bowiem tak nie przekonuje do niepopularnej władzy jak szczęśliwa, dopieszczona przez tę władzę rodzina.
Fortuna w rodzinie
Nepotyzm i korupcja zawsze wiążą się z dyktaturą. Kadafi, szczęśliwy ojciec aż siedmiu synów i jednej córki, doskonale wiedział, że obsadzanie rodziny i przyjaciół na najbardziej eksponowanych stanowiskach w państwie może przynieść same korzyści. Nie dość, że zapewnia bezpieczeństwo i gwarantuje długie lata rządów, to jeszcze sprawia, że cała fortuna pozostaje w rodzinie.
Dlatego przewidział dla swoich potomków błyskotliwe kariery na szczytach władzy. Syn z pierwszego małżeństwa dyktatora, Muhammad, był prezesem firmy kontrolującej libijskie sieci telefonii komórkowej i komunikacji satelitarnej. Hannibal był konsultantem Komitetu Zarządzającego Państwowego Przedsiębiorstwa Transportu Morskiego, a Muttasi doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego i podpułkownikiem armii libijskiej.
W Egipcie nepotyzm i korupcja sięgnęły szczytów. Kiedy wybuchła Arabska Wiosna, okazało się, że prezydent Hosni Mubarak i jego rodzina zgromadzili w tym biednym kraju, w którym 80 proc. społeczeństwa musiało przeżyć za 2 dolary dziennie, fortunę wartą 70 mld dolarów. Sam prezydent oficjalnie miał na koncie „tylko” 17 mld, reszta należała do członków jego klanu.
Dyktator dobroczyńca
Dyktatura nie zawsze musi wiązać się z terrorem. Jak uczy historia, można praktykować również tzw. dobroczynną dyktaturę, gdzie z jednej strony ogranicza się wszystkie podstawowe wolności, a z drugiej rozwija kraj gospodarczo. Takie dobroczynne rządy autorytarne sprawował przez 31 lat Lee Kuan Yew, premier Singapuru.
Skutecznie eliminował on wszelką opozycję, przetrzymując jej członków całymi latami w aresztach, zdelegalizował wszystkie partie poza jedną oraz zlikwidował wolne media i niezależne sądownictwo. Z drugiej jednak strony stawiał na rozwój ekonomiczny, przekształcając Singapur w jedno z najbogatszych państw świata. Jego mieszkańcy tolerowali działania władzy, bowiem dużo bardziej cenili sobie swoje bezpieczeństwo ekonomiczne od wolności obywatelskich.
Wspólny wróg
Dyktatury żywią się wojnami i innymi zagrożeniami zewnętrznymi, ponieważ uzasadniają one ich istnienie. Wprawdzie wojny nie są popularne wśród wyborców, ale i na to jest sposób. Aby zyskać poparcie, władca musi być postrzegany jako obrońca, a nie podżegacz wojenny. Taką taktykę obrał obecnie Władimir Putin – nie przedstawia się w pozycji najeźdźcy, ale występuje jako rzekomy obrońca uciśnionej ludności ukraińskiej, gnębionej przez rzekomych narkomanów-nazistów.
Dyktatorzy często wykorzystują wojny w momencie, gdy ich władza się chwieje. Wszak nic tak nie jednoczy społeczeństwa i nie przekonuje go do władzy jak wspólnie pokonany wróg.
Historia uczy, że wszyscy dyktatorzy odznaczali się wspólnymi cechami oraz talentem: umiejętnością manipulacji otoczeniem, zdolnościami aktorskimi i charyzmą. Wszyscy odznaczali się niepohamowaną żądzą władzy i zupełnym brakiem jakichkolwiek zasad moralnych. Połączenie tych cech wynosiło ich na szczyt i pozwalało długo się na nim utrzymać. Jednak zwykle kończyli w taki sam sposób – obaleni przez własnych obywateli. Pozwala to zachować nadzieję, że współczesne kraje rządzone twardą ręką despotów też w końcu pozbędą się swoich destrukcyjnych „zbawców”.
Maggie Sawicka