Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 23:24
Reklama KD Market

Fałszywy Kopciuszek

To była kariera jak z bajki o Kopciuszku. Z chłopskiej chaty na Podkarpaciu przenosiny na arystokratyczne dwory w Polsce, Austrii, we Włoszech i Francji. I to w XVII wieku, gdy były tak wyraźne podziały społeczne. Chłopu, jeśli podszywał się za szlachcica, groziła nawet kara śmierci. Agnieszka Machówna wszystkich wyprowadziła w pole. Nie była cnotliwa, jak bajkowy Kopciuszek, wręcz przeciwnie. Za to była piękniejsza i stokroć bardziej inteligentna...

Książęce geny?

Agnieszka Machówna urodziła się w złych czasach dla Polski. Powstanie Chmielnickiego na Ukrainie, potop szwedzki – to był początek nieszczęść państwa polskiego. Jednak na życie Machówny nie miało to większego wpływu. Jej matka, chłopka, pracowała jako służąca w pałacu magnatów Lubomirskich w Kolbuszowej na Podkarpaciu – wówczas jednej z największych rezydencji w Polsce. Po urodzeniu córki w 1648 r. zmarła. Agnieszką zajęły się ciotki.

O ojcu nic formalnie nie wiadomo. Jednak w Kolbuszowej wszyscy wiedzieli, że prawdziwym ojcem Agnieszki był pan na tamtejszych włościach – książę Aleksander Michał Lubomirski, wojewoda krakowski. Nie pierwszy raz uwiódł lub zgwałcił służącą. Agnieszka Machówna geny inteligencji na pewno przejęła od księcia.

Dorastająca dziewczyna, wyróżniająca się niezwykłą urodą, dostała pracę w pałacu Lubomirskich. Usługiwała córkom gospodarzy. Tam ujawniła się jej wrodzona inteligencja. Przysłuchując się guwernerom, którzy uczyli dzieci książąt, przyswoiła sobie informacje z zakresu historii, geografii i genealogii. Poza tym, rozmawiając z młodymi księżnymi, nauczyła się języka francuskiego. Miała wybitną pamięć ze słuchu. Znała cały zestaw łacińskich maksym, co jej później bardzo pomagało w oszustwach. Ktoś, kto zna łacinę, musi pochodzić z lepszego rodu.

Z roku na rok Agnieszka stawała się coraz piękniejsza. W wieku 16 lat zaczęła budzić duże zainteresowanie mężczyzn. Zauważyła to Helena Tekla Lubomirska. Chcąc uniknąć skandali i awantur, zwłaszcza w swojej rodzinie, wydała urodziwą służącą za dworskiego kozaka Bartosza Zatorskiego. Zatorski, jako dobosz milicji książęcej, miał pensję, chatę. Ale Machównie rola gospodyni w chłopskim domu zupełnie nie odpowiadała. W pałacu Lubomirskich napatrzyła się lepszego życia i marzyła o podobnym.

Niebezpieczna gra

Niedługo po ślubie uciekła do Krakowa. Tam szybko znalazła adoratorów. Przez jakiś czas żyła za to, co od nich wyłudziła. Jednak uznała, że mężczyźni, których poznała w Krakowie, są zbyt niskiego pochodzenia, aby mogli spełnić jej pragnienia.

Na krótko wróciła do Kolbuszowej. Zatorski przyjął ją z otwartymi ramionami. Uwierzył, że drogie ciuchy, jakie miała Agnieszka, kupiła za pieniądze zarobione wyrobniczą pracą. Pobyt w Kolbuszowej wykorzystała na wyrobienie fałszywej metryki urodzenia. Planowała wyjazd do Warszawy.

Jeszcze pracując w pałacu Lubomirskich, szczególnie dokładnie przysłuchiwała się opowieściom o rodach magnackich. Przy tym, podglądając lekcje szlachetnie urodzonych dzieci, zaczęła zachowywać się jak arystokratka. Była jak kameleon. Później potrafiła się wtopić w najlepsze towarzystwo.

To była niebezpieczna gra. Najgorszym koszmarem polskiej szlachty było to, że jakiś karierowicz podlejszego stanu wniknął w jej szeregi, by cieszyć się licznymi przywilejami ludzi herbowych. Pisarz Walerian Trepka z uporem maniaka tropił takich podszywających się pod szlachtę. Doliczył się ich dwa i pół tysiąca, a nazwiska oszustów spisał w Liber Chamorum, czyli księdze chamów. To dzieło w odpisach krążyło po polskich dworach.

W Warszawie Agnieszka Machówna występowała już jako Aleksandra Zborowska, potomkini starego magnackiego rodu. Nie bez powodu wybrała tę familię. Zborowscy byli już niemal na wymarciu. Ryzyko zdemaskowania przez rzekomych krewnych było niewielkie. Wymyśliła sobie barwny życiorys, ze szczegółami. Na przykład w dzieciństwie musiała ukrywać się w chłopskiej chacie przed wrogimi wojskami, a później przebywała na wielu arystokratycznych dworach.

Taka historia, zwłaszcza w ustach magnetycznie pięknej kobiety wywodzącej się ze znanego rodu Zborowskich, robiła wrażenie. W Warszawie nosiła się po wielkopańsku. Na ulicy pokazywała się wyłącznie w towarzystwie służącej. Uchodziła za wzór cnót niewieścich. Zaczęto ją zapraszać do pałaców, w końcu była ze Zborowskich. Zobaczył ją będący przejazdem w Warszawie austriacki hrabia Giordano Callatti von Ekerin. Uległ urokowi Agnieszki do tego stopnia, że się z nią ożenił i zabrał do Wiednia.

Ratunek u cesarza

Wyglądało na to, że marzenia niezwykle inteligentnej chłopki z Kolbuszowej spełniły się. Tym, że jest bigamistką, nie przejmowała się. Kto w Wiedniu miałby się dowiedzieć o jej mężu doboszu? Używała magnackiego życia na całego, tak jakby się urodziła w magnackim łożu. Callatti byli zapraszani nawet na dwór cesarski. Tylko że źle się działo w ich sypialni. Agnieszka potrzebowała erotycznych uciech, a hrabia Giordano, jak to określił poeta Wespazjan Kochowski, był „tępy ku Wenerze”. Takie sprawy zazwyczaj źle się kończą.

Callatti – nie wiadomo, dlaczego, może na przykład Agnieszka kaleczyła język francuski? – nabrał podejrzeń co do pochodzenia swej żony. Pojechał do Polski, aby sprawdzić jej przeszłość. Dowiedziawszy się prawdy, był osłupiony i wściekły. Oto on, potomek pradawnego rodu, padł ofiarą intrygi prostej dziewczyny z polskiej wsi. Po powrocie do Wiednia wygnał małżonkę z domu. W tej sytuacji małżeństwo uznał za nieważne.

Ale hola! Nie docenił Agnieszki. Ta udała się ze skargą do samego cesarza Austrii, Leopolda Habsburga. Tam odegrała wielką aktorską rolę. Cesarz uwierzył, że jest córką polskiego marszałka, i w to, że Callatti porwał ją z klasztoru i po ożenku roztrwonił cały jej posag. Uwierzył, bo nieziemska uroda często zaćmiewa inteligencję. Callatti musiał oddać Agnieszce rzekomo zagarniętą fortunę w złocie i klejnotach. Z rozkazami cesarza się nie dyskutuje, tylko wykonuje.

Za świeżo pozyskane pieniądze Agnieszka wyjechała do Włoch. W Rzymie rozkochała w sobie kilku kardynałów, którzy, wiadomo, do biednych nie należą. I następnie – co za tupet – wróciła do Wiednia, by szukać kolejnej ofiary. Stał się nią liczący zaledwie 16 lat kasztelanic sądecki, Stanisław Rupniewski. Dziedzic wielkiego majątku, do tego sierota. Chłopak stracił głowę dla pięknej i doświadczonej, choć dopiero 27-letniej kobiety. Gdy zapoznała go ze swą biegłością w ars amandi, uległ zupełnie i wziął ślub z Agnieszką. Dla niej to był trzeci ślub, o czym Rupniewski nie miał pojęcia.

W rękach kata

Kiedy Agnieszka urodziła syna, Rupniewski nieoczekiwanie zmarł. Z dzieckiem wróciła do Polski, aby przejąć majątek zmarłego męża. I zaczęły się problemy. O majątek po Stanisławie Rupniewskim zaczęła się starać także jego starsza siostra, Anna Szembekowa, bardzo wpływowa kobieta w Polsce. Przed trybunałem lubelskim wytoczyła Agnieszce proces, żądając rodzinnych dóbr dla siebie. Starała się dowieść, że jej brat, żeniąc się, był niepełnoletni, a poza tym, że Callatti nadal jest mężem Agnieszki. Ale sędziowie byli pod tak wielkim wpływem urodziwej Aleksandry ze Zborowskich, że w kilku procesach wydali wyroki na jej korzyść.

Tymczasem Agnieszka znalazła obrońcę w czwartym mężu, staroście łukowskim Kazimierzu Domaszewskim. Był łasy tyle na jej wdzięki, co na pieniądze po Rupniewskim. Jednak Szembekowa nie odpuszczała. Prześwietliła przeszłość Agnieszki. Dotarła do zubożałych kuzynów rodu Zborowskich, którzy za pieniądze zobowiązali się poświadczyć przed trybunałem, że „Aleksandra” nie jest ich krewną.

Przed posiedzeniem trybunału Agnieszka jeszcze większą sumą przekupiła kuzynów Zborowskich. Potwierdzili autentyczność sfałszowanej metryki, według której Agnieszka była córką Marcina Zborowskiego, urodzoną w 1651 roku. I ta data okazała się zgubna dla Agnieszki. W procesie wdowa po Marcinie Zborowskim zeznała, że jej małżonek pożegnał się ze światem w roku 1649. Nie mógł być więc ojcem „Aleksandry”.

Fałszując metrykę, Agnieszka chciała się ponadto odmłodzić o trzy lata. Ta próżność ją zgubiła. Przez to została zdemaskowana. Usłyszała zarzut bigamii i podszywania się za szlachciankę. Skazano ja na okrutną kaźń. Kat miał rozszarpać jej piersi rozżarzonymi szczypcami, a później toporem uciąć głowę. Wyrok wykonano na lubelskim rynku, gdy Machówna kończyła 33. rok życia.

Ryszard Sadaj

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama