Zła wiadomość jest taka, że zdaniem naukowców w kierunku Ziemi pędzi gigantyczna kometa, która waży 500 trylionów ton. Jej średnica wynosi aż 85 mil, a zatem jest to obiekt większy od całego stanu Rhode Island. Natomiast dobrą wiadomością jest to, iż ten kosmiczny intruz w 2031 roku zbliży się wprawdzie na odległość miliarda mil od Słońca, ale potem zacznie się oddalać...
Kosmiczne klocki Lego
Informacje te pochodzą ze zdjęć wykonanych przez teleskop Hubble’a, który wciąż działa. Wkrótce jednak ma zostać zastąpiony przez nowy teleskop, który został niedawno wysłany w przestrzeń kosmiczną. Kometa została po raz pierwszy zaobserwowana w 2010 roku, ale dopiero teraz pomiary teleskopowe pozwoliły ustalić jej wielkość. Naukowcy z agencji NASA nazywają wszystkie komety „lodowatymi klockami Lego”, gdyż są to w pewnym sensie odrzuty. Powstały w czasie formowania się planet, a dziś krążą wokół Układu Słonecznego w tzw. Chmurze Oort, która pełni rolę swoistego, kosmicznego wysypiska planetarnych śmieci.
Kometę po raz pierwszy zidentyfikowali astronomowie Pedro Bernardinelli i Gary Bernstein, na podstawie danych, które znaleźli w archiwach Dark Energy Survey, przechowywanych w chilijskim Cerro Tololo Inter-American Observatory. Man-To Hui z Macau University of Science and Technology twierdzi, że ten obiekt kosmiczny jest pod wieloma względami zdumiewający, szczególnie jeśli chodzi o jego rozmiary. Zwykle znajduje się w znacznej odległości od naszego Układu Słonecznego, mknąc z prędkością 22 tysięcy mil na godzinę po eliptycznej orbicie. Obecnie jednak podróżuje niemal prosto w kierunku Słońca.
Tak się dziwnie składa, że wieści o wielkiej komecie zbiegły się z nowymi doniesieniami na temat znacznie mniejszego, ale niezwykle intrygującego ciała niebieskiego znanego jako Oumuamua. Słowo to w języku hawajskim znaczy „pierwszy posłaniec”, a według badaczy jest to pierwsze zaobserwowane pozasłoneczne ciało niebieskie o bliżej niezdefiniowanej strukturze, które pojawiło się w naszym układzie planetarnym.
Oumuamua prawdopodobnie przybyła do Układu Słonecznego z kierunku Wegi, gwiazdy oddalonej o ok. 25 lat świetlnych od Ziemi. To hipoteza przyjęta na podstawie analizy uwstecznionych parametrów orbitowania obiektu, o tyle wątpliwych, że naukowcy nie posiadają żadnych informacji na temat wpływu innych gwiazd na ruch asteroidy. Ustalono natomiast precyzyjnie szybkość jej przemieszczania się. Asteroida porusza się ze średnią prędkością 26 kilometrów na sekundę.
Obiekt ten został dostrzeżony przez kanadyjskiego fizyka i astronoma Roberta Weryka, prowadzącego obserwacje nieba z wykorzystaniem teleskopu Pan-STARRS 1 (Panoramic Survey Telescope and Rapid Response System). Jesienią 2017 roku tajemnicza skała znajdowała się na hiperbolicznej orbicie, 30 milionów kilometrów od Ziemi. Nie ma na razie jednoznacznej opinii co do tego, czym jest Oumuamua. Początkowo przyjęto, że to samotnie dryfująca w kosmosie planetoida, ale w połowie 2018 roku zaobserwowano, że ciało niebieskie wyrzuca z siebie gaz lub pył i nabiera niegrawitacyjnego przyspieszenia. Tego typu zjawisko charakteryzuje wcześniej obserwowane komety. Wietnamsko-amerykańska badaczka Jane Luu poszła jeszcze dalej w swojej ocenie i stwierdziła, że obiekt Oumuamua jest kosmicznym kurzem, utrzymywanym w zwartym skupieniu przez elektryczność statyczną.
Statek obcej cywilizacji?
Oumuamua wyróżnia się nietypowym kształtem. Przypomina cygaro lub dysk, a nawet placek naleśnika. Ma długość 400 metrów i szerokość dziesięciokrotnie mniejszą. Niemal automatycznie przywołuje na myśl statek kosmiczny pozaziemskiej cywilizacji, żywcem przeniesiony z hollywoodzkich produkcji filmowych i literackiej fantastyki. Badacze dostrzegli w nim niejednolitą strukturę odbijającą światło słoneczne i zmienne „fazy świecenia”. Dla fanów teorii spiskowych jest to sygnałem, że ktoś tym pojazdem steruje, używając przy okazji kamuflażu.
Jednym ze zwolenników teorii, że Oumuamua jest mieniącym się czerwono-brązowymi kolorami statkiem kosmicznym obcej cywilizacji jest astronom z Harvardu, profesor Abraham Loeb. 9 września 2017 roku obiekt zbliżył się do Słońca, wyraźnie przyspieszając, co przekonało Loeba do teorii o „kosmicznej technologii” obiektu. Po minięciu słonecznej gwiazdy Oumuamua nadal przyspieszała. Astronom uznał to za dowód na istnienie „systemu napędowego” obiektu. Są to jednak tezy, których nie sposób udowodnić.
W roku 2019 dwóch badaczy obserwujących Oumuamuę przez dłuższy czas opublikowało pracę, w której sugerowali, iż niezwykle szybko przemieszczający się meteoryt, jaki znalazł się w ziemskiej atmosferze w 2014 roku, był również obiektem spoza naszego Układu Słonecznego. Ich zdaniem mógł być nawet w jakiś sposób spokrewniony z Oumuamuą. Jednak początkowo publikacja ich pracy została zablokowana z powodu faktu, iż niektóre zawarte w niej dane były objęte tajemnicą na mocy decyzji Pentagonu. Przed kilkoma tygodniami informacje te odtajniono, a jeden z dowódców U.S. Space Command, generał John Shaw, poinformował o tej decyzji agencję NASA.
W ten sposób stało się możliwe potwierdzenie, że ten niewielkich rozmiarów meteoryt istotnie dotarł do nas spoza układu planetarnego, przez który następnie pędził z prędkością 60 kilometrów na sekundę. Rozpadł się całkowicie w górnych warstwach ziemskiej atmosfery, choć zapewne drobne jego szczątki spadły gdzieś do Pacyfiku. Odnalezienie tych szczątków jest z oczywistych powodów niemożliwe, choć byłoby niezwykle ekscytujące, gdyż – zdaniem astronomów – obiekty kosmiczne spoza naszego Układu Słonecznego mogłyby nosić w sobie ślady życia, gdyby takie gdzieś w kosmosie istniało.
Jeśli chodzi o obiekt zwany Oumuamua, za mniej niż dziesięć lat będzie on rekordowo blisko Ziemi i być może wtedy jego obserwacja będzie przez pewien czas znacznie bardziej efektywna. Jednak miliard mil to nadal ogromna odległość.
Marcin Nowak