Styczeń 1945 roku zapisał się tragicznie w pamięci ludności Górnego Śląska. Ślązacy padli ofiarą zbrodni i gwałtów dokonanych przez Armię Radziecką. Wielu mieszkańców regionu umieszczono w obozach pracy oraz wywieziono w bydlęcych wagonach w głąb ZSRR. Wydarzenia te, przemilczane przez lata, ujrzały światło dzienne po 1989 roku i dziś mówi się o nich jako Tragedii Górnośląskiej...
Mordy i dyskryminacja
Zanim rozegrał się dramat górnośląski, Armia Czerwona zaznaczyła swoją krwawą obecność na terenach Polski na wschód i zachód od Bugu. Na ziemiach tych żołnierze radzieccy dokonywali gwałtów, mordów, kradzieży, rabunków i deportacji. Szczególnie bezwzględnie traktowali ludność górnośląską, którą bezpodstawnie utożsamiali z Niemcami, a teren Górnego Śląska z ziemiami III Rzeszy.
W grudniu 1939 roku władze hitlerowskie rozpoczęły rejestrację ludności na ziemiach wcielonych do III Rzeszy. Do deklarowania narodowości niemieckiej nawoływał ówczesny biskup diecezji katowickiej Stanisław Adamski. Hierarcha wcześniej porozumiał się w tej sprawie z rządem generała Władysława Sikorskiego i Stolicą Apostolską, żeby uchronić w ten sposób ludność śląską przed represjami z rąk hitlerowców.
Każdy mieszkaniec Górnego Śląska od 1941 roku musiał wypełnić ankietę dotyczącą pochodzenia, statusu społecznego, uczęszczania dzieci do szkół, zatrudnienia i służby wojskowej. Na tej podstawie niemieccy urzędnicy kwalifikowali osobę do odpowiedniej grupy i wystawiali jej dokument tożsamości.
1 i 2 grupa niemieckiej listy narodowościowej Deutsche Volkslistę DVL obejmowała osoby deklarujące narodowość niemiecką. Grupa 3 składała się przede wszystkim z przedstawicieli tzw. innych narodowości, m.in. Ślązaków, Kaszubów i Mazurów oraz osób pozostających w związkach małżeńskich z Niemcami. Osoby te otrzymywały ograniczone obywatelstwo niemieckie z prawem jego odwołania. Ostatnia grupa obejmowała osoby pochodzenia niemieckiego, które się spolonizowały i w okresie międzywojennym współpracowały z polskimi władzami. Osoby niezaliczone do żadnej kategorii DVL miały podlegać wysiedleniu do Generalnego Gubernatorstwa.
Grabieże, gwałty i deportacje
Kiedy na obszar Górnego Śląska dotarła Armia Czerwona, zachowywała się bezwzględnie wobec ludności cywilnej. Żołnierze radzieccy niszczyli zakłady przemysłowe, wywozili wyposażenie elektrowni, hut i kopalń, a także tysiące ton gotowych wyrobów metalowych.
Konferencja w Jałcie pozwoliła im na uzyskanie reparacji wojennych, obejmujących zakłady pracy, maszyny i ludzi. Strona polska z łaski Kremla dopuszczona w reparacjach musiała płacić za to dostawami węgla do ZSRR po cenach dziesięciokrotnie niższych od cen światowych. Ludność Górnego Śląska stała się zatem zdobyczą wojenną Stalina. Z rąk czerwonoarmistów zginęło około kilku tysięcy osób, głównie starców, kobiet i dzieci.
W 1945 roku rozpoczęły się wywózki co najmniej 40 tysięcy cywilów, których deportowano na roboty przymusowe do ZSRR. Większość z nich trafiła do Zagłębia Donieckiego na Ukrainie. Niezwykle ciężkie warunki życia i pracy w obozach przyczyniły się do wysokiej śmiertelności wśród więźniów. Część z nich nie przeżyła nawet samej podróży do Rosji sowieckiej, trwającej czasem kilkadziesiąt dni.
Wśród deportowanych znaleźli się powstańcy śląscy, żołnierze Armii Krajowej i uczestnicy kampanii wrześniowej oraz więźniowie hitlerowskich obozów koncentracyjnych. Byli to przede wszystkim ludzie o wysokich kwalifikacjach zawodowych.
Masowe deportacje z Górnego Śląska przyniosły nie tylko cierpienie, głód i katorżniczą pracę wywiezionych. Były one także przyczyną tragedii dla ich rodzin, które pozostały na Górnym Śląsku bez środków do życia. Około 30 procent wywiezionych na wschód nie powróciło już z sowieckich łagrów. Największą grupę deportowanych stanowili mieszkańcy Bytomia, Zabrza i Gliwic.
Stalinowskie obozy
Od 1944 roku władze komunistyczne rozpoczęły tworzenie obozów pracy, do których wysyłano tzw. wrogów klasowych. Do stalinowskich obozów pracy trafiały osoby podejrzane o wrogi stosunek do władzy. Byli to przede wszystkim działacze niepodległościowi, żołnierze Armii Krajowej, Ślązacy, obywatele II RP, którzy podczas wojny podpisali tzw. Volkslistę, oraz Niemcy, Ukraińcy i Łemkowie. Decyzję o osadzeniu podejmowali funkcjonariusze UB i NKWD, co nie było poparte orzeczeniem sądu. Często wystarczał tylko fałszywy donos.
Tak jak w niemieckich obozach koncentracyjnych, w stalinowskich obozach pracy istniała funkcja kapo nazywanych „gońcami” lub „blokowymi”. Największy peerelowski gułag komunistyczny powstał na Górnym Śląsku. Szczególnie złą sławą cieszył się obóz w Świętochłowicach-Zgodzie. Uwięziono w nim około 6 tysięcy ludzi, a śmierć poniosło ponad 2 tysiące. Cześć z nich, w tym wiele kobiet i dzieci, zmarło latem 1945 roku, kiedy w obozie wybuchła epidemia tyfusu.
W pamięci więźniów szczególnie źle zapisał się komendant obozu, Salomon Morel, który był odpowiedzialny za krańcowe wyniszczenie, głodzenie i bicie obozowych więźniów. Zachęcał także swoich podwładnych do gwałtów i pobić. Po 1989 roku katowicka prokuratura oraz Główna Komisja Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu wytoczyły komendantowi proces o ludobójstwo. Ten, by uniknąć sprawiedliwości, wyjechał z Polski do Izraela. Tel Awiw odmówił ekstradycji Morela, twierdząc, że popełnione przez niego zbrodnie uległy przedawnieniu. Kat z obozu w Świętochłowicach-Zgodzie zmarł w Izraelu w 2007 roku.
Przełomowa publikacja IPN
Na początku grudnia ubiegłego roku Instytut Pamięci Narodowej (IPN) opublikował biogram 46,2 tysięcy Ślązaków, aresztowanych i deportowanych z Górnego Śląska do ZSSR. Publikacja obejmuje trzy tomy. Prace nad nią trwały 15 lat. Biogramy powstały w oparciu o archiwa polskie, rosyjskie i niemieckie. Autorem publikacji jest dr Dariusz Węgrzyn, historyk Oddziałowego Biura Badań Historycznych IPN w Katowicach. Publikacja IPN stanowi przełom w badaniach nad losem deportowanych Ślązaków w głąb ZSRR. Z pewnością jednak nadal istnieje wiele niewyjaśnionych wątków. Czas pokaże, czy ujrzą one światło dzienne.
Tragedia Górnośląska stanowi jedną z najbardziej bolesnych kart w historii Górnego Śląska. Większość jej sprawców nie została ukarana. Ślad wielu ofiar przepadł bezpowrotnie. Ich ciała spoczywają teraz w bezimiennych grobach na terenach byłego ZSRR lub w okolicznych lasach i polach.
Alicja Jarosz Gunawardhana