W Nowym Jorku przez ostatnie 20 lat odnotowywano spadek przestępczości. W porównaniu z rokiem ubiegłym zmalała ona o 2 procent. Dziwi zatem fakt, że wskaźnik morderstw w „Wielkim Jabłku” wzrósł w 2010 o 15 proc. – od 1 stycznia do 31 października odnotowano 450 zabójstw.
Z pewnością obraz miasta pełnego graffiti na wagonach metra, zaśmieconych ulic i walczącego z epidemią uzależnienia kokainowego – które w latach 70. i 80. skutecznie odstraszały turystów – odszedł już w zapomnienie. Jednak chyba za wcześnie, by Nowy Jork mógł uważać się za jedno z najbezpieczniejszych miast w Ameryce.
Statystyki wskazują jasno – wskaźnik morderstw i gwałtów wzrósł w tym roku o 15 proc. Co zawiodło? Czy strategie walki z przestępstwami? Opinie są podzielone.
– Zmierzamy w złym kierunku – podsumował krótko radny Nowego Jorku, Peter Vallone, przewodniczący Komisji Bezpieczeństwa Publicznego. Dodał, że za wzrost zabójstw częściowo odpowiada chwiejna sytuacja gospodarcza zmuszająca m. in. do cięć budżetowych i redukcji etatów w policji, a także złagodzenie kar dla przestępców narkotykowych.
Stróże prawa podważają jednak jego teorię. Rzecznik lokalnej policji twierdzi, że luki w domowym budżecie nie zamieniają od razu obywateli w kryminalistów. Natomiast komendant nowojorskiej policji, Ray Kelly, podkreśla ogólny spadkowy trend w przestępczości na przestrzeni lat i skuteczność policji. W porównaniu z rokiem 2001 odsetek morderstw spadł o 17 proc. W policji służyło wówczas 41 tys. funkcjonariuszy. Dziś liczba ta jest dużo mniejsza i ogranicza się do 35 tys. policjantów. Natomiast w 1993 roku, kiedy przestępczość osiągała w Nowym Jorku swoje apogeum, morderstw było o 73 proc. więcej,w 1990 zarejestrowano ich 2,262.
Zobacz też:
Policja w NYC nie dostanie pieniędzy… bo jest zbyt skuteczna
as (Reuters)
Copyright ©2010 4NEWSMEDIA. Wszelkie prawa zastrzeżone.