Kilkanaście portów lotniczych w Stanach Zjednoczonych, w tym chicagowskie O’Hare, padło w poniedziałek ofiarą cyberataków. Prokremlowska grupa hakerów Killnet wzięła odpowiedzialność za cyberataki.
Dotknięte zostały m.in. strony internetowe chicagowskiego O’Hare, lotniska Hartsfield-Jackson w Atlancie i w Los Angeles. Mieszczą się one wśród 10 portów lotniczych o największym ruchu na świecie.
Według władz systemy, które stały się celem ataku, nie obsługują kontroli ruchu lotniczego, wewnętrznej komunikacji, koordynacji linii lotniczych ani bezpieczeństwa transportu. Wystąpiły natomiast niewielkie zakłócenia tzw. denial-of-service (DDoS), uniemożliwiające dostęp do strony internetowej poprzez przeciążenie serwerów.
Rzecznik Krajowej Rady Bezpieczeństwa Białego Domu John Kirby w rozmowie z ABC News w programie „Good Morning America” mówił, że nie ucierpiały żadne operacje lotnicze. Nie było też zagrożenia bezpieczeństwa. Dodał, że jest za wcześnie jeszcze by stwierdzić, czy stoi za tym Kreml.
„Będziemy to badać, będziemy próbować dotrzeć do sedna sprawy i oczywiście traktujemy sprawę odporności na ataki cybernetyczne bardzo, bardzo poważnie. Niezależnie od tego, co stało się na tych lotniskach” – dodał Kirby.
Prokremlowska grupa hakerów Killnet wzięła jednak odpowiedzialność za cyberataki, które dotknęły strony internetowe międzynarodowego lotniska w Los Angeles, chicagowskiego O’Hare, Hartsfield-Jackson International w Atlanta oraz wiele innych.
Killnet w poście opublikowanym na Telegramie zwraca uwagę na inne wrażliwe amerykańskie witryny, które mogą ulec podobnym atakom DDoS, w tym terminale morskie i obiekty logistyczne, centra monitorowania pogody, systemy opieki zdrowotnej, systemy metra oraz giełdy i systemy handlu online. (tos. PAP)
