REKLAMA

REKLAMA

0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaArchiwumZmiany klimatyczne a ekozdradziecka polityka USA

Zmiany klimatyczne a ekozdradziecka polityka USA

-

Grono sceptyków twierdzących, że zmiany klimatyczne nie są wynikiem działalności człowieka znacząco topnieje. Niestety w jeszcze szybszym tempie topnieje Arktyka, a im więcej mówi się o potrzebie kontroli emisji gazów cieplarnianych w USA, tym większa ich ilość dostaje się do atmosfery. A to jedynie wierzchołek ekozdradzieckiej polityki Stanów Zjednoczonych.

fot. USA są jedynym rozwiniętym krajem, który nie ratyfikował Protokołu z Kioto, międzynarodowego porozumienia, mającego na celu walkę z ociepleniem klimatu

Jak niewiele muszą znaczyć wysiłki dążące do spowolnienia globalnego ocieplenia, skoro Amerykański Departament Energii oszacował, że emisje dwutlenku węgla są obecnie największe w historii. W 2010 roku do atmosfery wyemitowano 6 procent gazów cieplarnianych więcej niż w 2009. Główni emitenci to – Chiny, Stany Zjednoczone i Indie.

REKLAMA

Mające jedynie polityczne znaczenie, a przy okazji zupełnie nierealne, plany prezydenta Obamy zakładały redukcję emisji gazów cieplarnianych o 80 proc. do 2050 roku, jednak faktyczne kroki Agencji Ochrony Środowiska (EPA) skierowane przeciwko emitentom odkładano już trzy razy, bo… trzeba poczekać aż poprawi się gospodarka. Według rządowych planów elektryczność miała być uzyskiwana w 10 proc. ze źródeł odnawialnych w 2012 r. Tymczasem dane National Geographic, zamieszczone na blogu Anthony’ego Wattsa o tematyce klimatycznej wskazują, że odsetek ten wynosi zaledwie 2,7 procenta.

W amerykańskim Kongresie się nie udało, ale do walki z zanieczyszczeniami przystąpiła Kalifornia i przyjęła system, który nakłada limity na emisje gazów cieplarnianych. Opracowywany przez 4 lata plan ma wejść w życie od 2013 roku i do 2020 zredukować emisje do poziomu z 1990 roku. System przypomina formę handlu emisjami – zawartą w międzynarodowym Protokole z Kioto, którego USA, jako jedyny ostatni rozwinięty kraj, nie ratyfikowało – zwaną „cap & trade”, gdzie ogólny limit emisji gazów rozdzielany jest na poszczególnych emitentów zanieczyszczeń w formie uprawnień do emisji określonej ilości gazów. Firmy, które lepiej (i po niższych kosztach) radzą sobie z redukcjami emisji, mogą „nadwyżkę” pozwoleń sprzedać innych firmom. W teorii ma to zapewnić redukcję emisji przy możliwie najmniejszych kosztach.

fot. Alan-D.-Wilson/ Niektórzy naukowcy przewidują, że za 200 lat będziemy opowiadać o niedźwiedziach polarnych jak o dinozaurach

Niestety, ambicje Kalifornii stoją w zupełnej opozycji do reszty kraju. A problemy narastają. Jednym z nich jest na przykład brak nadzoru wydobycia gazu łupkowego metodą zwaną „kruszeniem hydraulicznym” i co za tym idzie brak ogólnokrajowych standardów pozbywania się zanieczyszczonej płuczki (mieszanki wody, piasku i chemikaliów), potrzebnej do jego wydobycia. Część skażonej wody wpompowuje się głęboko pod ziemię, ale część wraca do fabryk, które nie dysponują odpowiednim sprzętem, by ją oczyścić i taką, jaka jest – wlewają do rzek.

Na aplauz nie zasługuje również zniesienie przez rząd moratorium na wykonywanie wierceń w poszukiwaniu ropy w rejonie arktycznym. Firma Shell dostała zgodę na wstępne wiercenia na Morzu Czukockim i Morzu Beauforta – na terenach, w których od wieków łowią pożywienie Inuici zamieszkujący Alaskę. Faunie morskiej zagrożą nie tylko ścieki, ale i hałas z platform, który może wpłynąć na zwyczaje migracyjne zwierząt morskich i pozbawić autochtonów ich podstawowego źródła pożywienia. Uprzemysłowienie kusi nowymi miejscami pracy, ale tylko tymczasowo. Do czego ci ludzie wrócą, gdy złoża się wyczerpią?

Działania USA na tym polu w skali globalnej prezentują się jeszcze mizerniej. W 2005 roku doszło do interwencji grupy rdzennych mieszkańców Arktyki w Międzynarodowej Komisji Praw Człowieka, która zarzuciła USA łamanie praw Inuitów przez antagonistyczne podejście do światowych negocjacji i odmawianie zredukowania emisji gazów cieplarnianych. Ponadto mieszkańcy Arktyki borykają się z płynącymi z południa zanieczyszczeniami, które dostawały się do układów pokarmowych ssaków morskich, spożywanych przez Eskimosów. Kolejna interwencja poprawiła sytuację, ale jeszcze niedawno u Inuitów wykrywano jedne z najwyższych na świecie poziomy skażenia rtęcią i PCB.

fot. Może tak jak USA nakładają sankcje za broń nuklearną, ktoś powinien nałożyć sankcje na USA za rujnowanie naszej planety?

To jednak nie koniec ekologicznych grzechów USA. Podobny przypadek dotyczy elektroniki, której toksyczne odpady wysyła się… do rozwijających się krajów.  Do istniejącej od 1989 roku twz. Basel Convention, regulującej zarządzanie toksycznymi odpadami przemysłowymi, ONZ w 1995 roku dołączyło aneks wprowadzający konwencję w życie i zmuszający kraje do radzenia sobie ze śmieciami na własnym podwórku. Teraz ONZ chce dołączyć kolejny aneks już ewidentnie zakazujący robienia z krajów rozwijających się toksycznego śmietniska. Problem w tym, że Stany Zjednoczone, jeden z największych eksporterów elektronicznych śmieci, nie podpisały nawet pierwotnej konwencji z 1989 roku. W praktyce wygląda to tak, że prywatna amerykańska firma oznacza śmieci etykietą „eksport” i wysyła, unikając jakichkolwiek podatków czy opłat…

Jak długo USA będzie jeszcze grało na zwłokę? Zmian we wzroście temperatury na co dzień nie odczuwamy, ale załamania pogody i ekstremalne zjawiska atmosferyczne co chwilę trafiają na nagłówki gazet, wystarczy przywołać tegoroczne huragany czy susze w Teksasie. To oczywiste, że klęski zawsze występowały, ale wraz ze zmianą klimatu zmieni się ich nasilenie. Coraz cieplejsze powietrze oznacza zmianę w dynamice burz, ich miejscach uderzenia i sile. I problem jest dużo szerszy, bo do tych zmian przyczyniają się nie tylko gazy cieplarniane, ale też czynniki socjoekonomiczne jak przeludnienie, rozwój miejski czy zarządzanie systemami wodnymi.

Ale dlaczego naukowcy i ekolodzy aż tak biją na alarm w kwestii topnienia arktycznych lodów? Zagrożenie nosi poważną nazwę „pozytywnego sprzężenia zwrotnego”, ale w rzeczywistości rzecz jest banalna. Topnienie lodów postępuje w stałym tempie, ale tylko na razie, gdy jest gruby i jest w stanie odbijać promienie słoneczne. Wraz z zanikiem lodu, woda zacznie pochłaniać światło, nagrzewać się i topić lód od spodu, przyspieszając kilkakrotnie całe zjawisko.

Ci, których nie przekonują teorie naukowe, może znajdą dla siebie inny argument do walki z globalnym ocieplenie. Chłodu i arktycznego powietrza szukają ostatnio… olbrzymie serwery Facebooka. Pękający w szwach od 800 mln użytkowników portal ogłosił, że w Lulei w Szwecji, zaledwie 60 mil od koła podbiegunowego północnego, umieści zespół swoich serwerów. Maszyny mają się mniej nagrzewać i tym samym zużywać mniej energii.

Pytanie tylko, kto ma przystąpić w końcu do działania? Mieszkańcy USA, których 80 proc. żyje w miastach i utraciło już kontakt z naturą czy młode pokolenie, które spędza na dworze połowę czasu mniej niż kiedyś ich rodzice?

Anna Samoń

REKLAMA

2090975804 views

REKLAMA

2090976106 views

REKLAMA

2092772566 views

REKLAMA

2090976389 views

REKLAMA

2090976535 views

REKLAMA

2090976684 views