Milion czeka na sportowego jasnowidza
Na czterech kanałach telewizyjnych – CBS, TNT, TBS oraz TruTV – Ameryka będzie oglądać od czwartku, 17 marca, na żywo, każdy mecz kolejnej edycji „Marcowego Szaleństwa”, turnieju z 68 drużyn wyłaniającego uniwersyteckiego mistrza USA w koszykówce mężczyzn. Prezydent Barack Obama uznał swoje typowanie za tak ważne, że ESPN filmowało wypełnianie przez niego tabelek w Białym Domu, a sponsorzy aż pchają się, by wydać 1,3 miliona dolarów za 30-sekundową reklamę w trakcie turnieju.
W Super Bowl reklama kosztuje więcej? Kosztuje trzy miliony, ale stacja telewizyjna może sprzedać tylko tyle reklam, ile mieści się w ciągu trzygodzinnego meczu. A „Marcowe Szaleństwo” trwa trzy tygodnie. Nie brakuje też stron zachęcających do udziału w typowaniu wyników, zaś dla tego, który trafi komplet, od lat czeka nagroda miliona dolarów w gotówce. Na razie nikomu ta sztuka się nie udała…
Fenomen Marcowego Szaleństwa
Nikomu w Polsce, czy szerzej – w Europie nie da się wytłumaczyć faktu, że rozgrywki jakby nie było STUDENTÓW, pokazywane są na większej liczbie stacji telewizyjnych niż np. igrzyska olimpijskie, nie mówiąc już o piłkarskich mistrzostwach świata. Tak jak nikt nie zrozumie, że w Stanach jest więcej sal koszykarskich na uniwersyteckich kampusach, sal potrafiących pomieścić nawet 18 tysięcy kibiców, niż jest takich obiektów we wszystkich krajach świata razem wziętych.
Wykorzystując tradycję, że w Stanach Zjednoczonych śledzi się rozwój sportowca od szkoły średniej do przejścia na zawodostwo, turniej obywa się w terminie, kiedy tak naprawdę nic się w amerykańskim sporcie nie dzieje – nie grają futboliści NFL, bejsbol w wykonaniu MLB się nie rozpoczął, podobnie jak playoffs w wykonaniu hokeistów NHL i koszykarzy NBA.
Nowy kontrakt władz turnieju – Stowarzyszenia Sportów Studenckich (NCAA) – z dwoma stacjami telewizyjnymi, które po raz pierwszy pokazały „Marcowe Szaleństwo” musiał się obu stronom opłacać. NCAA skasowało za kontrakt wygasający w 2025 roku aż szokujące 10,8 miliarda dolarów, zaś stacje telewizyjne ciągle są przekonane, że zrobiły znakomity interes.
Podobnie jak bukmacherzy, jak wynika z nieoficjalnych obliczeń, każdego roku Amerykanie przeznaczają na zakłady March Madness nie mniej niż siedem miliardów dolarów! W 95 proc. w nielegalnych zakładach, bo w tych legalnych, składanych w kasynach Las Vegas, suma wynosi „tylko” 90 milionów.
Dodajmy do tego raporty, że strata wydajności Amerykanów w ciągu turnieju – większość meczów pierwszej i drugiej rundy rozpoczyna się w południe – przekracza 3,8 miliardów. Po prostu: do początku kwietnia Stany Zjednoczone będą żyły studencką koszykówką.
Każdy jest faworytem
Potęgą turnieju jest fakt, że jeden mecz decyduje o wszystkim, a wszystko może się zdarzyć w ciągu 40 minut pojedynku . Z grona 68 zespołów rozstawionych w zależności od tego, jak radziły sobie w ciągu sezonu i turniejach kończących rozgrywki, są faworyci i ci, od których najbardziej spodziewać się można niespodzianek. Bukmacherzy, o których mówi się, że nikt od nich lepiej nie zna się na sporcie, bo ryzykują własnymi pieniędzmi, za zespoły najgoźniejsze dla faworytów uważają (w nawiasach rozstawienie w turnieju):
- Gonzaga Bulldogs (11)
- Richmond Spiders (12)
- Utah State Ages (12)
- Florida State Seminoles (10)
Faworyci, to grupa zespołów, które nie tylko mają najbardziej wyrównaną grupę zawodników, jak te w których grają koszykarze z szansami na miliony dolarów i występy wśród zawodowców NBA. Dla wielkich, uznanych szkół, miejsce w Elite Eight (najlepszej ósemce „Marcowego Szaleństwa”) to minimum, a już udział w Final Four (zespoły, które awansują do półfinałów rozgrywek) gwarantuje trenerom przedłużenie kontraktów, a szkole zapewnia olbrzymie wpływy ze sprzedaży reklam.
W historii rozgrywek, niedoścignionym wzorem pozostaje UCLA (11 tytułów mistrzowskich, ostatni w 1995 roku, pierwsze dziesięć do 1975 roku). W ostatnich dekadach najciekawsza jest natomiast rywalizacja Uniwersytetu Północnej Karoliny (5 tytułów) oraz Duke University (4 tytuły), mistrzów z ostatnich dwóch lat. Polaków zawsze bliższe będzie Duke, bo trudno nie kibicować Mike’owi (Michałowi) Krzyżewskiemu, legandarnemu trenerowi tej drużyny, ale także zdobywców złotego olimpijskiego medalu w Pekinie i mistrzostw świata. Nie dlatego, że ciągle – o czym sam się przekonałem podczas igrzysk – doskonale rozumie język polski. Jak nie kibicować dziś legendzie koszykówki uniwersyteckiej USA, który wyrósł w „polskiej” dzielnicy Chicago, którego tata pracował jako windziarz, a mama sprzątała domy?
W tym roku Duke jest jednym z faworytów na udział w finałowej czwórce, zaś oprócz ekipy Krzyżewskiego najczęściej wymienia się drużyny Ohio State, Pittburgha oraz Kansas. Tak samo typował prezydent Barack Obama, który co prawda zgadł zwycięzcę w 2009 roku (Północna Karolina), ale nowojorczycy i tak nigdy mu nie wybaczą, że w tym samym roku z błędem napisał nazwę Syracuse University…
Przemek Garczarczyk