Penny Whitlock, dyrektorka domu dla starców, nie przejęła się zbytnio uwagą, że jedna z jej pracownic podaje pacjentom nadmierne dawki morfiny. Wprawdzie nazwała Marty Himebaugh „aniołem śmierci”, lecz nigdy jej nie upomniała i nie sprawdziła, co robi.
Za tę obojętność Whitlock stanęła przed sądem w powiecie McHenry.
62-letnią dyrektorkę os-karżono o niedopatrzenie obowiązków i kryminalne lekceważenie obowiązków. Ponadto zarzucono jej przeszkadzanie w śledztwie, podjętym po podejrzanych zgonach sześciu mieszkańców Woodstack Residence. W czasie 15-miesięcznego dochodzenia doszło do ekshumacji zwłok trzech pacjentów.
60-letnia Himebaugh ciągle czeka na proces.
Żadna z kobiet nie jest oskarżona o morderstwo, choć pokurator Philip Hiscock twierdzi, że autopsja jednego z pacjentów wykazała zatrucie organizmu morfiną.
Oskarżyciel utrzymuje, że Whitlock zezwalała Himebaugh na podawanie pacjentom dużych dawek silnego narkotyku, by kontrolować ich zachowanie, a nawet przyspieszyć śmierć.
Świadek oskarżenia, pielęgniarka Lori McConnell zaniepokoiła się po znalezieniu prawie pustej butelki z morfiną po nagłej śmierci 78-letniej podopiecznej, Virginii Cole. Zajście to miało miejsce we wrześniu 2006 roku. Swoimi zastrzeżeniami co do niewłaściwego dozowania narktyku podzieliła się z dyrektorką. Whitlock nic w tej sprawie nie zrobiła.
Pielęgniarka, Eleanore LaRocco, zeznała, że kilka godzin przed śmiercią Jean Hannah, w kwietniu 2006 roku, widziała Himebaugh w chwili, gdy opuszczała pokój pacjentki z butelką morfiny w ręku.
Omawiając zgon Hannah z LaRocco i inną pielęgniarką, Whitlock zwróciła się do Himebaugh: „Nie obchodzi mnie, czy odgrywasz rolę anioła śmierci, tak długo, jak o tym nie wiem”.
Adwokat dyrektorki Woodstock Residence usiłuje przekonać sąd, że wysunięte przeciw niej oskarżenie sporządzono na podstawie „pomówień, niedomówień i plotek”.
Jeśli sąd uzna winę Penny Whitlock, to grozi jej kara do 3 lat więzienia.
(CST – eg)