REKLAMA

REKLAMA

0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaUncategorizedJamestown - Nowa Polska XVI - Opowieść o polskich osadnikach

Jamestown – Nowa Polska XVI – Opowieść o polskich osadnikach

-

Fritz szedł przez wioskę, pozdrawiał znajomych, uśmiechał się do dziewcząt… Ale myślami był gdzie indziej. Głowił się, jak wytłumaczyć Powhatanowi, że nie udało mu się zdobyć broni… Zaniepokoiła go mina komendanta… Czyżby domyślał się, na co potrzebna mu broń? Bo jeśli tak… To już po nim…

Gdy stanął przed obliczem wodza już wiedział, co powiedzieć… Wódz wysłuchał go uważnie. Ani jeden mięsień twarzy, nie zdradził co myśli. Potem odprawił go i poprosił, by przygotowano mu sweet lodge… Łaźnia parowa w szałasie z wierzbowych gałęzi służyła jako odosobnienie, w którym każdy Indianin mógł porozmawiać ze swoim duchem opiekuńczym… Powhatan bardzo potrzebował takiej rozmowy… Tego popołudnia zamknął się w wierzbowym szałasie. Przez dwa dni stamtąd nie wychodzi, usługiwał mu tylko jeden z uczniów szamana. Trzymał kamienie w ogniu, podawał je do wnętrza szałasu, przynosił wodę do ich polewania i do picia dla wodza… Po dwóch dniach postu i modlitw Powhatan wiedział już co czynić. Wieczorem zwołał naradę…

Gdy wokół ognia rady zebrała się starszyzna plemienna, obwieścił:
– Porwiemy komendanta, i w zamian za jego wolność zażądamy broni palnej…
Po zgromadzonych przeszedł szmer podziwu.
– Słusznie! Tak zrobimy!
– Słuchajcie mnie, mędrcy i wojownicy – nakazał wódz. – A wtedy uwolnimy się raz na zawsze od białych, wypędzimy ich z lasu, w którym mieszkają nasi bogowie.

Dowódcą wyprawy mianowano Paspahegha… Młody wódz wojny wiedział, że od tego, jak się sprawi, będzie zależała jego przyszłość. Może zyskać większe znaczenie i sławę, ale może się także pogrążyć… I tym samym stracić nie tylko szansę u Amonuje, ale także widoki na dowodzenie w przyszłych wyprawach… Zaczął więc zastanawiać się nad strategią, jak bez strat porwać gubernatora… Negocjacje to już sprawa starszyzny… Jego zadanie to sprowadzić do obozu Johna Smitha… Po drodze może któryś z wojowników mógłby go ostrzej potraktować, by w obliczu Powhatana był bardziej skłonny do negocjacji… Paspahegh wiedział, że ta wyprawa musi się udać… Dzięki niej chciał odzyskać nieco nadwątloną sławę, bo już w wiosce pogadywano, że duch Amonuje opętał biały z fortu. Przyprowadzi tu tego Smitha, by zamknąć usta tym złośliwym starym babom…

Trzy dni później Smith na próżno czekał na Fritza… Gdy odchodził z wyznaczonego miejsca spotkania, z krzaków wyskoczyło trzydziestu tubylców i z wyciem rzuciło się na gubernatora. Pierwszy dopadł go Paspahegh… Wszczęło się larum, Smith oddał strzały ze swoich dwóch bandoletów i zabił dwóch tubylców… Potem fechtował rapierem, ale czym jest rapier wobec kilkunastu oszczepów…

Zapanował zgiełk, a strzały usłyszano pobliskiej hucie. Polacy, gdy zmiarkowali co się dzieje, wszyscy, jak jeden mąż, rzucili się na pomoc gubernatorowi. Pierwszy Paspahegha dopadł Bogdan, Mata i Sadowski pracowali toporami, kładąc trupem dwóch Indian, reszta rozpierzchła się po pobliskich zaroślach w oka mgnieniu, zostawiając swojego wodza na pastwę białych…

Smith chciał go rozstrzelać na miejscu, ale za pojmanym ujął się Bogdan… Paspahegh rzucił mu w twarz przekleństwo. Nie chciał łaski od człowieka, który go zhańbił, odbierając mu kobietę. Jan wzruszył tylko ramionami. Ujął się za pobratymcem Amonuje, bo nie chciał, by niepotrzebnie przelewano krew. Smith zgodził się na razie darować mu życie, ale tylko do czasu, aż czyn tubylca osądzi rada kolonii, spełniająca także rolę sądu w forcie.

Paspahegh nie chciał zeznawać. Całą winę za napad wziął na siebie. Twierdził, że chciał porwać nie Smitha, a Bogdana, by szukać odwetu za Amonuje… Bogdan zdziwił się, bo nic nie wiedział o afektach młodego wodza wobec jego ukochanej.

Tymczasem wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. Smith wysłał do Powhatana drużynę, by pod strażą sprowadzić do fortu Niemców. Powhatan wydał ich bez zmrużenia powiek. Od wszystkiego umył ręce.
Kilka dni później w Jamestown pojawiła się karawana tubylców, którzy przynieśli okup za Paspahegha. Biali dostali za niego dodatkowo ponad sto koszy kukurydzy i tuzin wiązek skór bobrowych… Niemców zamknięto w areszcie.

Polacy skończyli chatę dla Powhatana w tydzień, ale Smith nie pozwolił iść Bogdanowi, aby nie narażać i tak napiętych stosunków z Indianami, na kolejny konflikt.

Dni były coraz dłuższe. Wiosna przyszła nagle. W ciągu trzech dni stopniały śniegi, a po tygodniu zarośla i trawy odzyskały swoją zieloną, soczystą barwę… Zrobiło się cieplej, tylko nocami jeszcze przymrozki dawały im się we znaki.

Stefański wyrabiał coraz ładniejsze ozdoby, za które jednak nie dostawali już tak dobrych cen, jak na początku działalności. Powodem był chyba zakaz handlu z białymi, jaki wydał Powhatan. Zatem tylko nieliczni decydowali się na wymianę ziarna. Mogli przebierać, bo wiedzieli, że Polacy i tak nie mają wyjścia. Mimo to, jadła w hucie nigdy nie brakowało. Zmniejszyli jedynie produkcję paciorków i naczyń, stawiając teraz na jakość, staranność wykonania, a nie na ilość.

Smith próbował przesłuchiwać Niemców, ale ich zeznania były sprzeczne. Mimo to trwały przygotowania do procesu… Posuwały się jednak bardzo wolno… Tymczasem na wyrębisku pracowali tylko czterej Polacy, mając do pomocy kilkunastu Irlandczyków i Szkotów… Praca przy wyrębie posuwała się więc naprzód. Coraz większe obszary były wykarczowane i Smith zarządził zasiew pszenicy… Początkowo spadła produkcja potażu, ale po wyznaczeniu kilku spośród służących londyńskich paniczyków, wszystko wróciło do normy. Dni upływały podobnie, układając się w tygodnie i miesiące… W tym czasie Amonuje wyzdrowiała i Bogdan widywał ją niezbyt często, ale regularnie. Paspahegh, okryty hańbą, odszedł z wioski Powhatana do odleglejszych obozowisk. Nikt więc nie czynił dziewczynie wstrętów. Może oprócz Koracha, który niechętnie patrzył na jej kontakty z białymi. Paspahegh nie mógł znaleźć sobie miejsca i pogodzić się z porażką. Wyruszył na wyprawę po świętą glinę na święte fajki. To miało sprawić, że będzie mógł wrócić do rodzinnej wioski. Nie oznaczało to jednak, że młody wojownik odzyska miano wodza wojny.

Latem do Jamestown przybył admirał Newport z armadą trzech okrętów. Przywiózł konie, bydło, a także kolejnych Polaków, zakontraktowanych przez Łowickiego w Gdańsku i Elblągu – samych zdolnych robotników, nawykłych do ciężkich robót, drwali, cieśli, smolarzy, budników i korabników… Byli wśród nich Mateusz Gramza, Jędrzej Małyszko, Gwidon Stójka, Jan Miętus, Karol Źrenica i Janko Kulawy…

Pierwszy wypatrzył ich Sadowski i słysząc polską mowę zagadnął. Zaraz też przyprowadził ich do huty. Mata widząc rodaków, wytoczył baryłkę gorzałki… Tego dnia już nie wrócili do pracy…
– A czemuż to, Janko, zwą cię Kulawym… Takie twoje imię?
– A zaś by… Ja z Chramcówki, z gór jestem… W ciesiółkę od maluchnego z ojczulkiem żem się wprawiał… Tak i fach w rękach mam… A że do Gdańska zawędrowałem, to i dałem się namówić na zamorską podróż… bom świata ciekawy…

– Ale czemuż Kulawym cię zwą, toż chodzisz jak każdy inny…
– Jak mnie zapisywali w Londynie na okręt, nijak Janko z Chramcówki zapisać nie umieli… Aż tu Mateusz Gramza z Gwidonem Stójką wpadli na pomysł, że Chramiec kojarzy się z chromym… A chromy to kulawy.. I zapisali mnie jako Collaway… Jeno oni dla skrótu zwą mnie Kulawy…
Uśmiali się… Gaworzyli do świtu, łapiąc jedynie godzinę snu przed pracą. Nowi byli ciekawi nowego świata, warunków życia i pracy…. Starzy zaś wieści z ojczyzny… z Gdańska. Szybko też okazało się, że mają wspólnych znajomych, że bywali w tej samej karczmie pod Żurawiem i w okolicznych składach… Znają te same warsztaty, mistrzów, kupców, nawet przekupki…
Stefański zreflektował się, że przecież jeszcze rok nie minął, od 1 października, gdy są na nowej ziemi, a jemu się zdaje, jakby całe wieki na nowej ziemi przeżył…

– Czas szybko płynie… Nie zauważycie, jak miną pierwsze tygodnie, miesiące…
– Aż przypłyną nowi – wtrącił Bogdan, a Gramza dodał:
– A będą tu nowi Polacy. Pan Łowicki wciąż robi nabory, tumaniąc ludzi, jaki to los na loterii mają do wygrania za wielką wodą…
– Ale pewnie ni słowem nie wspomina, że to on robi na tym największy interes? – zaśmiał się Mata…
– Ano, nie wspomniał – zgodził się Źrenica.
*
Nowi Polacy zamieszkali w hucie. Smith chętnie przydzielił im tam kwatery, oszczędzając miejsca w obrębie fortu. Co było niebagatelne, zważywszy na ilość przybyłych, a także na aprowizację… Wiedział, że Polacy wyżywią się sami i przynajmniej wykarmienie tych kilku nowych będzie miał z głowy…
Z Newportem do Jamestown przybył też sir Gabriel Archer, śmiertelny wróg gubernatora, ten który już dwa lata wcześniej, tuż po wylądowaniu chciał go wieszać za rzekomy bunt… U jego boku indyczył się napuszony Ratcliffe, którego zarząd Kompanii Wirgińskej w Londynie postanowił ponownie mianować członkiem zarządu Rady Kolonii.
Wypadki potoczyły się szybko. Smith został pozbawiony godności, władzę nad Wirginią przejęła Rada Kolonii, której tymczasowym szefem został właśnie sir Ratcliffe. I tak się jakoś porobiło, że zamiast sądzić Niemców, o zdradę oskarżono Smitha, a trzej Niemcy zostali w jego procesie świadkami…

Nie aresztowali go, ale wszyscy się od niego odsunęli. Mógł jedynie liczyć na swoich przyjaciół w hucie. Najczęściej zresztą tam przesiadywał. Czasami też nocował. Nie wypytywali go, wychodząc z założenia, że jeśli zechce, sam będzie o tym mówić… Smith jednak zaciął się w sobie i milczał. Nie odzywał się całymi dniami. Czasem spacerował po pobliskich zaroślach trzymając w pogotowiu broń. Tłumaczył, że poluje, ale chyba obawiał się o swoje życie. Kto mógł teraz na niego czyhać? Czy tylko tubylcy? Czyżby obawiał się odwetu ze strony pohańbionego Paspahegha? A może niebezpieczeństwo groziło mu ze strony Niemców, którzy od czasu przybycia Newport nie byli już trzymani pod kluczem? Chętnie pozbyliby się niebezpiecznego adwersarza. Jego zeznania mogłyby ich poważnie obciążyć…
Któregoś dnia Smith wrócił po jednej z rozpraw i zapytał Jana, czy zgodziliby się świadczyć w jego sprawie…
– Bezapelacyjnie! – Stefański, Bogdan i Sadowski jak jeden mąż opowiedzieli się z ochotą…

– Ino jeszcze nikt nas nie zawezwał – nastroszył się Janko Mata, który na tyle nie mówił po angielsku, by świadczyć przed sądem. A jego tłumaczem mógł być tylko jeden ze świadków, na co sąd zwyczajowo by nie zezwolił, bo nie była to osoba postronna.

Było jasne, że sir Archer całą sprawę chciał wykorzystać przeciwko Smithowi, by go ostatecznie usunąć z Rady. Pokumał się nawet z Ratcliffem, którym bezgranicznie gardził z racji pochodzenia i niecnej przeszłości, a nawet z porucznikiem Percym, którego wyśmiewał za jego melancholijne usposobienie.
Nie dopuścił Polaków przed sąd, tłumacząc to z jednej strony ich niskim pochodzeniem, a z drugiej, faktem, że nie są poddanymi brytyjskiej korony…
– Jakby to wyglądało, gdyby pospólstwo, do tego obce, świadczyło za lub przeciw słowu angielskiego szlachcica?

Sir Archer był inteligentny i uczony w prawie. Znał też na wylot pismo święte, którego wersetami nie tylko sypał jak z rękawa, ale potrafił też nimi manipulować dla własnych celów. Czasem po prostu zmieniał jedno niewinne słówko, które mogło wypaczyć znaczenie wersetu… W rozmowach z porucznikiem Percym użył odpowiedniego zestawu argumentów prawno-obyczajowych. Przekupstwo bowiem w ogóle nie wchodziło w rachubę. Obaj byli szlachcicami wielkiej krwi, więc Archer po prostu „podpuścił” Percy&#146ego przeciw Smithowi, obwiniając byłego komendanta o zarazę, straty w ludziach, głód, i wszystko co złe, a nawet o poczynania „rewolucyjne”, gdy wprowadził równy dzień pracy dla wszystkich, dając tym policzek szlachcie… Wygrał też na osobistych animozjach, sugerując, że Smith chciał się pozbyć porucznika, wysyłając go, częściej niż innych, na szczególnie trudne i niebezpieczne wyprawy aprowizacyjne…

Kapitan Ratcliffe, który jak nikt inny, może z wyjątkiem Archera, szczerze nienawidził byłego gubernatora, wiedział o sympatii, jaka zawiązała się między Smithem a Pocahontas. W obliczu sądu, któremu przewodniczył admirał Newport, oskarżył Smitha, że ten chciał poślubić córkę Powhatana, a po śmierci jej ojca zostać królem wszystkich plemion. Osadników miał rzekomo zmusić do powrotu za ocean lub nawet – najpierw zagłodzić, a resztę słabych wyciąć lub zastrzelić… To zmieniło dotąd przychylnie nastawionego do Smitha admirała.
Przed oblicze sądu wezwano Niemców… Ci zeznali, że zostali uwięzieni bez powodu, że nie było żadnego handlu bronią, a Smith to gwałtownik, który chciał ich otruć trucizną na szczury. Do świadków dołączyli londyńscy panowie, uprzednio zmuszeni do 6-godzinnego dnia pracy. Wśród nich rej wodził sir Forrest.

Jako, że oddział drwali i cieśli został uzupełniony przez Polaków, a Niemcom Archer nie chciał wypłacić wynagrodzenia za czas przesiedziany w areszcie, zdecydował się na kuriozalne rozwiązanie konfliktu… Smith wróci do Anglii, by stanąć przed radą Kompanii Wirgińskiej, a Niemców należy uznać winnych konszachtów z Indianami i przykładnie powiesić… Tak też uczyniono.
Nowym gubernatorem Newport mianował sir Thomasa Dale&#146a. Kilku Anglików wiernych Smithowi zadeklarowało powrót razem z nim. Polakom nie pozwolono, choć chętnie zabraliby się ze starym gubernatorem, z którym bardzo się zaprzyjaźnili i wiele przeżyli… Nie odrobili jednak jeszcze kosztów podróży i kontraktu. Archer podjął ostateczną decyzję. Mieli odpracować dług wobec Kompanii Wirgińskiej dopiero po siedmiu latach. Zostało jeszcze sześć.
Jedynie Bogdan był zadowolony z takiego obrotu sprawy. Dla niego powrót do Anglii oznaczałby zerwanie kontaktu z Amonuje… Smith także nie chciał, by wracali… W ostatnią noc przed odpłynięciem odwiedził ich w hucie. Wypili strzemiennego… Bogdan odprowadził go kawałek w stronę fortu. Smith rzekł wtedy:
– Ja tu wrócę, a ty miej oczy i uszy otwarte…
Z decyzji sir Archera, który nakazał pozostanie Polaków w Wirginii nie był zadowolony także John Lyndon, pierwszy wirgiński małżonek, wciąż zazdrosny o swą połowicę Annę Burras.
– Szkoda, że nie jedziecie – mówił otwarcie.
Wkrótce urodziło im się dziecko, ale Lyndon nie do końca wierzył, że to jego potomek. Anna ustatkowała się, choć przy każdej okazji posyłała tęskne spojrzenia za Bogdanem… Co rusz miewała niewinne flirciki z niektórymi panami szlachcicami…
Statek z Newportem i Smithem na pokładzie odpłynął, a życie w kolonii toczyło się dalej. Mało kto już wspominał o nowej drodze do Indii i o rzekomych kosztownościach, kopalniach złota… Mówiło się o rozwoju kolonii i perspektywie jej rozwoju, nadziei, jaką każdy z przybyszów miał na godziwe życie w Nowym Świecie. Miała to zapewnić nowa „Karta Królewska” i nowy gubernator, sir Dale…

Stefański oderwał się od zapisanych drobnym pismem kart… Spojrzał na misterny stateczek stojący na półce i uśmiechnął się… Co by nie powiedzieć o Wirginii, tam obok ciężkiej pracy, zaczęło się także jego szczęście… Sięgnął po fajkę, przeczyścił cybuch i nałożył najprzedniejszego wirgińskiego tytoniu… Drzazgę, gdy zajęła się od świecy, przyłożył do cybucha… zaciągnął się. W ustach poczuł smak dalekiego lądu, tamtej odległej krainy, która przez wiele lat była jego domem. Wypuścił dym i znów się zaciągnął, jakby nabrał świeżego powietrza, bryzy znad zatoki Chesapeake… Odżyły dawne wspomnienia… Sięgnął po nowe pióro, bo czubek starego już się stępił. Sprawnie je naciął ostrym nożem i zerknął do kałamarza… Wewnątrz nie pozostało już zbyt wiele inkaustu. Na tyle dużo jednak, by opisać jeszcze ten jeden epizod…

– Wraz z kolejnym transportem Polaków, do Jamestown przypłynęły też rodziny osadników. Wśród nich była siedemnastoletnia Holenderka, Bertie, która przybyła do Wirginii wraz z matką i starszym bratem. Gus pracował w lesie, razem z nami… A ona przynosiła mu jadło i napitek. Tak ją poznałem… Po dwóch miesiącach postanowiliśmy się pobrać. Jej matka nie miała nic naprzeciw, wręcz odwrotnie. Nasz status materialny był powszechnie znany i był też przedmiotem zazdrości ze strony angielskich panów, tak więc stało się jasne, że matka dając nam błogosławieństwo na ślub, pragnie zagwarantować swojej córce, a pośrednio także i sobie dobrą, zasobną przyszłość… Zamieszkaliśmy z Bertie przy hucie. Huta zresztą stale się rozbudowywała. Drzewa przecież nam nie brakowało, a zatem powstawały kolejne pomieszczenia, komórki i magazyny. Jeden z nich przerobiliśmy na mieszkanie dla Bertie i dla mnie, za zgodą wszystkich starszych Polaków… Starszych, czyli tych, którzy byli w Jamestown od 1 października 1608 roku. Ci, którzy przypłynęli później tak nas zresztą traktowali… I radzili we wszystkim… Bo wiadomo, jak trudno urządzić sobie życie w nowej rzeczywistości, gdzie nie zna się zwyczajów…
CDN
Andrzej Dudziński

REKLAMA

2090901490 views

REKLAMA

2090901790 views

REKLAMA

2092698250 views

REKLAMA

2090902073 views

REKLAMA

2090902220 views

Złote dziecko

Walka o Dzień Matki

Gary zawodowiec

Doktor Śmierć

REKLAMA

2090902366 views