Podsumowanie pierwszego roku kadencji prezydenta Joe Bidena w dziedzinie polityki imigracyjnej nie może wypaść pozytywnie. I to zarówno w oczach zwolenników otwarcia systemu imigracyjnego, jak i przeciwników szerszego otwarcia bram USA na nowych imigrantów. Sytuacja, z którą mamy do czynienia, to wynik zderzenia ambitnych oczekiwań z polityczną rzeczywistością.
Podczas konferencji prasowej podsumowującej pierwszy rok prezydentury Joe Biden zaledwie napomknął o próbie zreformowania systemu imigracyjnego, co odczytano jako sygnał zmiany priorytetów demokratycznej administracji.
Huczny początek
Rok temu prezydent zaczynał przecież urzędowanie od przesłania do Kongresu obszernego projektu zmian w systemie imigracyjnym z propozycją legalizacji nieudokumentowanych imigrantów, odwołał kilka rozporządzeń wykonawczych Trumpa, odciął finansowanie budowy ogrodzenia na granicy z Meksykiem, czy utworzył zespół, którego zadaniem było łączenie rodzin rozdzielonych na granicy.
Ale potem nastąpił przestój, który zauważyli zarówno imigranci, jak i wyborcy. Brak konkretów i pogorszenie sytuacji na południowej granicy sprawiły, że według sondażu Gallupa zaledwie co trzeci Amerykanin wyraża się pozytywnie o polityce imigracyjnej prezydenta.
Największy zawód przeżyli przede wszystkim sami imigranci liczący na legalizację pobytu w USA, skrócenie kolejek w urzędach imigracyjnych i szybsze połączenie z najbliższymi członkami rodzin. Nowy prezydent nadal nie wpuszczał do Stanów oczekujących na granicy azylantów, powołując się na wprowadzone przez poprzednika rozporządzenie antycovidowe – Title 42. Obrońcy imigrantów oskarżają także Bidena o rozszerzenie Migrant Protection Protocols (MMP), które zmuszają osoby ubiegające się o azyl do oczekiwania w Meksyku na rozpatrzenie wniosków – to polityka określana jako „remain in Mexico”. Prezydent początkowo chciał się z niej wycofać, ale sąd federalny zmusił do przywrócenia MMP. Rzeczniczka Białego Domu Jen Psaki zapewniała, że zdaniem prezydenta polityka „pozostań w Meksyku” jest nieefektywna i niehumanitarna, ale jednocześnie musiała tłumaczyć dziennikarzom, że po decyzji sądu administracja musi „w dobrej wierze” dostosować się do decyzji sądu.
Imigranci: Biden jak Trump
Mimo deklaracji i kilku decyzji podjętych już na samym początku urzędowania nie udało się zapewnić milionom ludzi przebywającym w USA poczucia bezpieczeństwa. Zwolennicy reform imigracyjnych i uregulowania statusu większości spośród 11 milionów nieudokumentowanych cudzoziemców przebywających obecnie w USA wręcz oskarżają Joe Bidena o kontynuowanie najbardziej restrykcyjnych praktyk swojego poprzednika. Co więcej, niezdolność obecnej administracji do wycofania obostrzeń wprowadzonych za czasów Trumpa rodzi obawy, że pozostaną one na stałe. Administracja zrezygnowała co prawda z „nalotów” na miejsca pracy, w których pracują nielegalni imigranci i wzmocniła program Deferred Action for Childhood Arrivals (DACA), z którego korzystają Dreamersi (osoby wwiezione do USA jako dzieci), ale to za mało, aby odtrąbić sukces. Rezygnacja z „public charge rule”, czyli restrykcyjnego traktowania osób starających się o zielone karty, a korzystających z form pomocy socjalnej, była jedynie odwołaniem decyzji poprzednika. Część posunięć, takich jak zmiana priorytetów Immigration and Customs Enforcement (ICE), które ma obecnie skupić się na zatrzymywaniu i deportowaniu osób z przeszłością kryminalną i stanowiących zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego, stanowiło z kolei powrót do polityki z czasów Baracka Obamy. Niewiele działań nowego prezydenta można było określić jako proaktywne.
Konserwatyści: rozbudzono fałszywe nadzieje
Przeciwnicy reformy imigracyjnej i nowego otwarcia systemu na nowo przybyłych uważają z kolei, że podejście nowej administracji do problemu imigracji sprowokowało kolejne fale cudzoziemców szturmujących południową granicę USA. Zdaniem środowisk konserwatywnych Biden dał imigrantom fałszywą nadzieję na przedostanie się do Ameryki i zatrzymanie się w niej na stałe. W rezultacie służby graniczne zatrzymały w minionym roku fiskalnym rekordową liczbę 1,7 miliona ludzi, próbujących przedostać się przez granicę. Zwolennicy ścisłej kontroli imigracji przypominają też, że mimo obietnic sytuacja na południowej granicy nie uległa znaczącej poprawie.
Według mainstreamowych mediów frustracja związana z niepowodzeniami polityki dotyczącej imigrantów może mieć poważne polityczne konsekwencje dla Demokratów w wyborach do Kongresu w listopadzie 2022 roku. Republikanie nie ukrywają, że będą atakować swoich politycznych przeciwników, wskazując na kryzys na granicy jako dowód na nieudolność administracji i strasząc wyborców perspektywą zalewu Ameryki przez hordy imigrantów z Południa.
Demokraci z kolei mają problemy z latynoskim elektoratem, próbując wytłumaczyć, dlaczego mimo posiadania większości w Kongresie i Białym Domu nie udało się wprowadzić żadnych reform.
Przedstawiciele Białego Domu zapewniają, że prezydent nie zrezygnował z wprowadzenia zmian w systemie imigracyjnym, choć o przeprowadzeniu większej legislacji przez Kongres można tylko pomarzyć. Prezydentowi pozostało jedynie operowanie w granicach obowiązującego obecnie porządku prawnego. Np. 21 stycznia weszły w życie nowe instrukcje dla US Citizenship and Immigration Services (USCIS), zwiększające możliwości sprowadzania do USA naukowców i inżynierów zajmujących się najnowszymi technologiami. Kolejny mały krok w dobrym kierunku, ale z pewnością daleki od oczekiwań zwolenników poważnych reform.
Imigracja z pewnością będzie jednym z głównych motywów politycznego sporu w nadchodzącej kampanii wyborczej. Według sondażu Associated Press i NORC Center for Public Affairs Research imigracja należy do trzech najważniejszych problemów życia publicznego. Wskazuje na nią 32 proc. badanych Amerykanów i ustępuje ona jedynie ekonomii (68 proc.) i pandemii COVID-19 (37 proc.). Z badań Gallupa wynika, że tylko 31 proc. Amerykanów opowiada się za ograniczeniem liczby osób wjeżdżających do Stanów. Dyskusja na temat reform niekoniecznie musi odbierać głosy kandydatom z Partii Demokratycznej w wyborach do Kongresu. Jeśli promować się będzie mądre rozwiązania, a nie uciekać po raz kolejny od problemu, istnieje szansa na przekonanie wyborców, że antyimigracyjna retoryka na dłuższą metę nie popłaca. Ale do tego potrzebna jest stanowczość i konsekwencja.
Jolanta Telega[email protected]