Omikron powoduje w Ameryce bezprecedensowy wzrost liczby przypadków Covid i przeciąża szpitale. Pojawiają się jednak opinie części naukowców i lekarzy, że może to prowadzić do uzyskania odporności zbiorowej i już w przyszłym miesiącu pandemia osłabnie.
Niektórzy eksperci ponawiają wezwania do zaostrzenia środków ostrożności, jak noszenie maseczek w miejscach publicznych i w pomieszczeniach zamkniętych. Pozwoli to zredukować liczbę zachorowań i odciążyć przez następne kilka tygodni szpitale, zanim sytuacja się poprawi.
"Musimy podjąć ostatni wysiłek, abyśmy mogli dotrwać do wiosny" - apelowała cytowana przez portal „The Hill” Janis Orlowski, główny specjalista ds. opieki zdrowotnej w Stowarzyszeniu Amerykańskich Uczelni Medycznych (AAMC).
„W USA odnotowuje się ponad 700 tys. nowych przypadków dziennie i liczba ta wzrasta, co jest bez precedensu, chociaż wiele z nich jest łagodnych lub bezobjawowych. Wynika to ze szczepień i mniej groźnego niż inne warianty Covid Omikronu” – podkreśla portal.
Eksperci wciąż jednak ostrzegają, że o wiele lepiej jest uzyskać odporność w rezultacie szczepień i dawek wzmacniających niż od zachorowania na koronawirusa. Może to bowiem mieć długotrwałe skutki, nawet jeśli nie jest na tyle groźne, aby wymagało hospitalizacji.
"W tym tempie możemy rzeczywiście być w stanie osiągnąć odporność stada, ponieważ będziemy mieć tak wiele osób w populacji zainfekowanych, że w pewnym momencie może to stanowić jakby początek końca pandemii, przynajmniej w tym kraju" - ocenił profesor chorób zakaźnych Uniwersytetu Medycznego Emory, Carlos del Rio. Przewidywał, że szczyt pandemii w USA może przyjść "między trzecim tygodniem stycznia, a pierwszym lub drugim tygodniem lutego."
Zdaniem Del Rio wśród pacjentów leczących się w szpitalu z powodu Covid-19 ok. 80 do 90 proc. jest nieszczepionych, lub w niektórych przypadkach otrzymali dwie dawki szczepionki (bez zastrzyku wzmacniającego), a także mają choroby towarzyszące.
Na razie jednak w USA odnotowuje się wzrost hospitalizacji do ponad 128 tys. dziennie. Według „New York Timesa” liczba ofiar śmiertelnych utrzymywała się tej pory „na stosunkowo stałym poziomie około 1400 dziennie”.
Coraz bardziej dotkliwe są braki kadrowe w amerykańskich szpitalach, a także innych instytucjach. W Nowym Jorku w czwartek prawie jedna czwarta pracowników miejskiego wydziału sanitarnego i 28 proc. załóg pogotowia była chora, wobec przeciętnej 8 do 10 proc. Ostatnio nie zjawiła się jedna piąta część operatorów metra i konduktorów - 1300 osób. Nieobecnych było dwa razy więcej niż zwykle strażaków.
W Los Angeles, ponad 800 pracowników policji i straży pożarnej w czwartek zachorowało, co opóźniło reakcje tych służb na wezwania.
Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)