1 października 1946 roku Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze ogłosił wyroki dla niemieckich zbrodniarzy wojennych. Był to proces bez precedensu. Po raz pierwszy w historii zastosowano zasadę odpowiedzialności karnej przywódców państwowych za zbrodnie międzynarodowe. W skład Trybunału weszli przedstawiciele czterech zwycięskich mocarstw: Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, ZSRR i Francji. Ani jeden z oskarżonych nie przyznał się do winy...
Dlaczego Norymberga
Na miejsce procesu wybrano Norymbergę, ulubione miasto nazistów. Chciano w ten sposób ostatecznie unicestwić ducha III Rzeszy Niemieckiej. To właśnie w Norymberdze, w 1933 roku, hucznie świętowano dojście Hitlera do władzy. Proces odbył się w Pałacu Sprawiedliwości, siedzibie sądów. Budynek przetrwał wojnę w stosunkowo dobrym stanie. Norymberga leżała w amerykańskiej strefie okupacyjnej, więc to władze amerykańskie odpowiadały za całą logistykę procesu, włącznie z wykonywaniem wyroków Trybunału.
W Norymberdze łącznie odbyło się trzynaście procesów, ostatni w sierpniu 1949 roku. W pierwszym, najgłośniejszym z nich, przeciwko głównym zbrodniarzom wojennym, sądzono 22 osoby. 12 z nich skazano na śmierć przez powieszenie. Trzech na dożywocie. Czterech na długoletnie więzienie. Trzech uniewinniono.
Podczas procesu niemieccy dygnitarze byli osadzeni w więzieniu przy Pałacu Sprawiedliwości. Ani na chwilę nie spuszczano z nich oka. Przy drzwiach każdej celi stał amerykański żandarm i przez judasza obserwował więźnia. Poza tym Niemcy byli co kilka godzin rewidowani, nie dopuszczano do nich żadnej obcej osoby. Chodziło głównie o to, aby nie popełnili samobójstwa i w ten sposób nie wymigali się od osądzenia. Mimo takich obostrzeń jednemu z nich, i to najważniejszemu spośród sądzonych, udało się uniknąć wyroku i kary Trybunału Sprawiedliwości.
Poszukiwanie egzekutorów
Amerykanie zdawali sobie sprawę, że w procesie norymberskim zapadną wyroki kary śmierci. Musieli poszukać ich wykonawców, katów po prostu. A z tym był problem. Nie mogli to być pierwsi lepsi amatorzy. Pierwszym, o którym pomyśleli, był Johann Reichhart. Pochodził z niemieckiej, katowskiej rodziny aktywnej w tym zawodzie od ośmiu pokoleń, czyli od początków XVIII wieku. W czasie całej swojej katowskiej kariery zgładził w majestacie prawa 3165 osób. Zdecydowaną większość z użyciem gilotyny.
Przed dojściem Hitlera do władzy w Niemczech tylko na gilotynie wykonywano wyroki śmierci. Za czasów panowania Hitlera Reichhart miał pełno roboty. To wtedy stał się rekordzistą. Żaden kat na świecie nie wykonał tyle wyroków co on. Jeździł między więzieniami III Rzeszy ciężarowym oplem, na którego pace woził gilotynę. Wykonywał wyroki ubrany we frak i w cylindrze na głowie. Czasami skazańców było tyle jednorazowo, że po zakończeniu pracy brodził po kostki we krwi. Dlatego Reichhart nie lubił gilotyny. Wolał szubienicę, gdzie nie musiał plamić się krwią.
Po wojnie Johann Reichhart nie został pociągnięty do odpowiedzialności. Uznano, że nie ponosi żadnej winy jako wykonawca zasądzonych prawem wyroków.
Amerykanie odnaleźli w Niemczech Reichharta, który się wówczas ukrywał. Przywieźli go do Norymbergii, aby pomógł amerykańskim katom. Ale Amerykanie takich nie mieli. Ci, którzy wykonywali wyroki śmierci w Stanach Zjednoczonych, nie chcieli przyjechać do Europy. Przypadkowo odkryli Stanleya Tillesa.
Tilles w 1945 roku skończył kurs oficerski i został wysłany do Europy. Ale już nie zdążył wziąć udziału w walkach. Zajmował się biurowymi sprawami, jak na przykład rejestrowaniem wojskowych i cywilnych aut.
Aż wysłano go do Landsberga, urokliwej bawarskiej miejscowości, słynącej z więzienia, w której karę odsiadywał Hitler po nieudanym puczu monachijskim. Do celi, w której siedział, z całych Niemiec pielgrzymowali członkowie Hitlerjugend. Zwiedzali celę więzienną jak świątynię. W 1945 roku więzienie w Landsbergu, otoczone wysokim murem, przejęła armia amerykańska. Utworzyła tam Więzienie dla Zbrodniarzy Wojennych nr 1. Cele, także była cela Hitlera, wypełniły się mniejszej rangi dygnitarzami nazistowskimi, członkami załóg obozów koncentracyjnych i pospolitymi zbrodniarzami wojennymi.
Już działające amerykańskie sądy wojskowe nie cackały się. Orzekały wyroki śmierci jeden po drugim. Ale ktoś musiał je wykonywać. Padło na porucznika Tillesa. Z dnia na dzień dostał rozkaz: przygotować i przeprowadzić egzekucje skazanych na śmierć. Tilles nie miał żadnego doświadczenia w tej dziedzinie. Mimo to dobrze sobie poradził. Zbudował szubienicę w jednym z więziennych skrzydeł. Pierwszymi, którzy zawiśli pod jego nadzorem, byli policjanci z Hesji. Zastrzelili amerykańskiego pilota, który został zestrzelony nad Hesją.
Te osiągnięcia Tillesa były znane dowódcy amerykańskiej żandarmerii w Europie, pułkownikowi Claytonowi. Bez większego wahania przekazał mu zorganizowanie spodziewanych wyroków śmierci w Norymberdze. Do jego dyspozycji oddał Johanna Reichharta i Amerykanina Johna Woodsa.
Jak zostać katem
John Woods był w 1945 roku jedynym amerykańskim katem w amerykańskiej armii w Europie. Oryginał. Tak go opisał jeden z żandarmów: „Mundur nosił łamiąc wszelkie regulaminy armii. Jego buty nie widziały pasty od miesięcy, spodnie były poplamione, płaszcz wygnieciony, tak jakby w nim spał. Do tego furażerkę nosił w sposób urągający przepisom. Był niedomyty, śmierdziało mu z ust, nadużywał alkoholu”. Ale generałowie na jego widok podrywali się z krzeseł i serdecznie ściskali mu dłoń. Kat na etacie amerykańskiej armii to nie byle kto. Chociaż jeśli chodzi o sprawne i szybkie wykonywanie wyroków śmierci to Woods, w przeciwieństwie do Reichharta, był fuszerem.
Woods karierę wojskową zaczynał od marynarki wojennej. Służył na stacjonującym w San Diego lotniskowcu USS Saratoga. Miał problemy z dyscypliną. Po kilku miesiącach służby nie wrócił już na okręt. Ukrył się w Kolorado. Został schwytany i postawiony przed sądem wojskowym. Najwyraźniej uznano, że jest z nim coś nie tak, gdyż został tylko dyscyplinarnie wyrzucony z marynarki wojennej z adnotacją, że w ogóle nie nadaje się do służby w wojsku.
Z obiegiem dokumentów w amerykańskiej armii szwankowało, gdyż w 1943 roku znowu powołano go do wojska. Został szeregowym w wojskach inżynieryjnych. Wziął udział w lądowaniu wojsk alianckich w Normandii. Na Omaha Beach zginęło wielu kolegów z jego oddziału, a on sam nabawił się wtedy czegoś więcej niż strachu. Nie chciał już nigdy znaleźć się w pierwszym szeregu. Więc gdy tylko usłyszał, że armia szuka wśród żołnierzy kata, natychmiast się zgłosił na ochotnika.
Skłamał, że ma doświadczenie i wiedzę, bo asystował w egzekucjach w Teksasie i Oklahomie. Wojskowi nie sprawdzili, czy to prawda. Takie było oficjalne wyjaśnienie. Ale prawdopodobnie, widząc w dokumentach przebieg służby Woodsa, uznali, że tak czy owak nadaje się na kata. I Woods z dnia na dzień został awansowany z szeregowca na starszego sierżanta.
Brytyjski rekordzista
Podczas II wojny światowej przed sądami wojskowymi stanęło 67 tysięcy żołnierzy armii amerykańskiej. 141 zostało skazanych na śmierć, najczęściej za gwałty i morderstwa. Przed lądowaniem w Normandii armia amerykańska powierzała wykonywanie wyroków śmierci słynnemu brytyjskiemu katowi Albertowi Pierrepointowi. Ten jednak do wyzwalanej Francji nie chciał przylecieć. Musiał zastąpić go Woods.
Z czego słynął Pierrepoint? Pochodził, jak i Reichhart, z katowskiej rodziny. Jego pierwszą egzekucją, po otrzymaniu nominacji na Naczelnego Kata Zjednoczonego Królestwa, było powieszenie gangstera Antonio Manciniego. W ogóle powiesił 433 mężczyzn i 17 kobiet. Był rekordzistą w szybkości wykonania wyroku śmierci. James Inglis, zabójca prostytutki, został powieszony przez niego w ciągu zaledwie 7 sekund od momentu wyprowadzenia z celi. Po pierwszych procesach norymberskich został potajemnie przewieziony do Niemiec, gdzie powiesił około 200 zbrodniarzy wojennych.
John Woods nie miał doświadczenia w wykonywaniu wyroków śmierci. A zabijanie za pomocą stryczka nie jest proste, jeśli chce się egzekucję wykonać profesjonalnie. Trzeba dobrać odpowiednią długość sznura do wagi skazańca. Gdy sznur jest za długi, siła spadającego ciała może urwać głowę. Gdy za krótki, nie dojdzie do zerwania rdzenia kręgowego i skazańca czeka powolne duszenie się. Ważne jest też to, w jaki sposób założyć stryczek na szyję. Woods nie miał o tym wszystkim pojęcia. A rad Reichharta nie bardzo słuchał. Wielu powieszonych przez niego długo konało na szubienicy. Przełożeni nie robili z tego problemu. Ja też bym nie robił. W końcu, jeśli chodzi o zbrodniarzy wojennych, zadawali oni śmierć w o wiele boleśniejszy sposób.
Zbrodniarze na szafocie
Szafoty z szubienicami wykonano w więzieniu w Landsbergu. Ciężarówkami przewieziono je go Pałacu Sprawiedliwości w Norymberdze. Wszystko to robiono w ukryciu, gdyż spodziewano się zamieszek wśród cywilnej ludności. Poza tym nie chciano, aby skazańcy dowiedzieli się, że ich koniec jest blisko. Ale nie dało się bezgłośnie zbudować szafotów w Pałacu Sprawiedliwości, w sali gimnastycznej. Skazańcy dowiedzieli się o tym. Jeden z nich, Hermann Göring, ów najważniejszy ze skazanych, na dwie godziny przed wykonaniem wyroku połknął cyjanek potasu. Do dzisiaj nie wiadomo, skąd wziął truciznę. Miał ją w zębie, w pępku? Czy ktoś mu ją przyniósł do celi?
Ostatnia trasa, jaką mieli do pokonania nazistowscy dygnitarze skazani na śmierć, wynosiła około 100 metrów. Pierwszym miał być Göring, ale już nie żył. Jako drugiego wprowadzono Joachima Ribbentropa, ministra spraw zagranicznych III Rzeszy. Woods założył mu stryczek na szyję, pociągnął dźwignię i Ribbentrop przez otwartą zapadnię poleciał w dół. Następnym był feldmarszałek Wilhelm Keitl. Zanim Woods otworzył zapadnię, Keitl zdążył powiedzieć: – Teraz dołączę do swoich synów.
I tak po kolei. Ernst Kaltenbrunner, kontrolujący niemiecki aparat terroru i ludobójstwa. Hans Frank, generalny gubernator w okupowanej Polsce. Julian Streicher, wydawca gazet siejących nienawiść do Żydów. Rdzeń kręgowy Streichera nie pękł. Skazaniec dusił się, wisząc. Woods zszedł z pomostu na dół i pociągnął za nogi wiszące ciało. Streicher dokonał żywota.
Następni w kolejce byli: Fritz Sauckel, odpowiedzialny za wykorzystywanie więźniów obozów koncentracyjnych do niewolniczej pracy. Alfred Jodl, szef sztabu Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu. W sumie dziesięciu zbrodniarzy, nie licząc Göringa, który sam sobie wymierzył karę. Zabrakło także Martina Bormanna, sekretarza Hitlera, skazanego zaocznie na śmierć.
Po skończonej pracy, schodząc z szafotu, Woods powiedział: – Dziesięciu ludzi w 103 minuty. Szybko poszło.
Egzekucję obserwowało czterech generałów zwycięskich mocarstw. Było też dwóch przedstawicieli narodu niemieckiego – minister sprawiedliwości i prokurator Bawarii. Obecnych było także ośmiu dziennikarzy.
Obserwatorzy jednak nie mogli widzieć wszystkiego. Parter szafotu, gdzie spadały ciała, był osłonięty deskami i brezentem. Dopiero wiele lat później wyszło na jaw, że Woods, mimo pomocy Reichharta, źle obliczył wymiary luków, w które wpadały ciała skazańców. Skazańcy rozbijali sobie brody, wpadając do luków.
Oficerowie amerykańscy, którzy służbowo, z ukrycia, obserwowali wykonywanie wyroków, obliczyli, że Ribbentrop miotał się w pętli przez 15 minut. Feldmarszałek Keitl 24 minuty. Generał Jodl 18 minut. Nie jest wykluczone, że była to osobista zemsta sierżanta Woodsa, który nienawidził Niemców. Trupy skazańców wywieziono w strzeżonym konwoju ciężarówek do krematorium w Monachium. Prochy rozrzucono nad rzeką Izerą.
Po wojnie John Woods stał się gwiazdą prasy i kronik filmowych. Mówił: – Powiesiłem tych dziesięciu nazistów i jestem z tego dumny. Wcale nie byłem nerwowy. W tym biznesie nie wolno się denerwować.
Umknęli sprawiedliwości
Martin Bormann nigdy nie został odnaleziony. Albo zginął w Berlinie, albo uciekł do Ameryki Południowej i tam w spokoju dokończył żywota.
Najważniejszy zbrodniarz, Adolf Hitler, w ostatniej chwili uciekł prawu. Kiedy Rosjanie weszli do Berlina, wódz nazistów otruł się cyjankiem. Podobno najbardziej obawiał się tego, że będą go, wciąż żywego, obwozili po Europie zamkniętego w klatce.
Ryszard Sadaj