Henry David Thoreau był XIX-wiecznym amerykańskim pisarzem, którego pokochałem.
Kiedy moja córka była dzieckiem, to przy każdej okazji cytowałem Thoreau, czy robiliśmy zupę jarzynową, czy jechaliśmy na pogrzeb. Zawsze miałem cytat i zawsze poprzedzałem go powiedzeniem: „Jak Thoreau zwykł mawiać…”.
Mogłem cytować Thoreau mówiącego takie rzeczy jak: „Szczegóły marnują nasze życie… Upraszczaj, upraszczaj”. Albo „Wszystko, co najlepsze jest dzikie i wolne”. Lub „Wolę raczej siedzieć na dyni i mieć ją tylko dla siebie, niż na zatłoczonej aksamitnej poduszce”.
Myślałem, że przekazuję jej bezsprzeczną prawdę, która pomoże jej w każdych okolicznościach. Będzie to rada, która skupi całą jej uwagę na prostych rzeczach w życiu i nauczy ją, jak omijać rzeczy, których nie potrzebujemy.
Oczywiście myliłem się, nie zdając sobie z tego sprawy. Przez lata, kiedy byłem nauczycielem, uczyłem o najpopularniejszej książce Thoreau „Walden”, kiedy tylko mogłem. I studenci zawsze go nienawidzili. Nienawidziłem tego. Zajęło mi 30 lat, by zrozumieć, dlaczego ludzie nienawidzą go i jego książkę „Walden”.
On jest bardzo wbrew ich przekonaniom i przeciwko przekonaniom każdego człowieka.
Thoreau jest antynowoczesny. Cały świat chce iść naprzód, w przyszłość – cały, z wyjątkiem Thoreau. On chce nas zabrać z powrotem do XVIII wieku!
Ludzie nie chcą być rolnikami i prowadzić prostego życia.
Pozwólcie, że opowiem wam historię, a później zamilknę.
Mój tata dorastał na wsi w Polsce – moja mama też. Tata spędził 5 lat w Niemczech jako robotnik przymusowy i 6 lat jako uchodźca. Kiedy on i mama wreszcie dotarli do Ameryki, dostali możliwość pracy na farmie w północnej części stanu Nowy Jork, aby tam osiąść i żyć. Pozostali tam tak długo, by spłacić swój przyjazd z Niemiec.
Następnie przeprowadzili się do Chicago – miasta z 3 milionami mieszkańców, z pyłem z kopalń w powietrzu, bez krowy czy farmy w zasięgu wzroku. Moi rodzice pracowali w fabrykach podwójne zmiany, nigdy nie brali wakacji. W ich życiu tutaj nie było nic wiejskiego/sielskiego. Raz zapytałem: „dlaczego nie zostaliście na farmie w stanie Nowy Jork? Drzewa, krowy, cisza”. Moja mama spojrzała na mnie i powiedziała: „Żartujesz?”.
Praca w fabryce na półtorej zmiany dziennie była lepsza niż praca na farmie. Lepsza niż proste życie!
Me and Henry David Thoreau
Henry David Thoreau was a 19th-century American author I loved.
When my daughter was a kid, I would reel out these Thoreau quotes on every occasion, whether we were making vegetable soup or going to a funeral. I would always have a quote, and I always acknowledged my quotes. “Like Thoreau used to say …”
I would quote Thoreau saying things like, “Our life is frittered away by detail… simplify, simplify.” Or “All good things are wild, and free.” Or “I would rather sit on a pumpkin, and have it all to myself, than be crowded on a velvet cushion.”
I thought I was giving her gospel truth that would help her in all circumstances. It would be the advice that focused all of her attention on the simple things in life and teach her to avoid the things in life that we don’t really need.
I was wrong, of course, but I didn’t realize it. For years when I was a university professor, I taught Thoreau’s most famous book, Walden, whenever I could. And the students always hated him. Hated it. It took me 30 years of teaching Thoreau to understand why people hate him and his book Walden.
He goes so much against their grain, and against the grain of any practical person.
Thoreau is anti-modern. The whole world wants to go forward into the future— the whole world except for Thoreau. He wants to take us all back to the 18th century!
People don’t want to be farmers–lead simple lives.
Let me tell you a story and then I’ll stop.
My father grew up on a farm in Poland–my mother did too. My dad then spent 5 years in Germany as a slave laborer, and 6 years as a refugee. When he and my mom finally came to America, they were offered the opportunity to work on a farm in upstate New York, make a living and settle there. They stayed on the farm there long enough to pay off their passage over from Germany.
Then, they moved to Chicago — a city of 3 million people with coal dust in the air, and not a single cow or farm in sight. My parents worked in factories, double shifts, never took vacations. There was nothing rural/bucolic about their lives there. I once asked them, “Why didn’t you stay on the farm in Upstate New York? The trees — the cows — the quiet.” My mother looked at me and said, “Are you kidding?”
Working a shift and a half everyday in a factory was better than working on a farm. Better than the simple life!
John Guzlowski
amerykański pisarz i poeta polskiego pochodzenia. Publikował w wielu pismach literackich, zarówno w USA, jak i za granicą, m.in. w „Writer’s Almanac”, „Akcent”, „Ontario Review” i „North American Review”. Jego wiersze i eseje opisujące przeżycia jego rodziców – robotników przymusowych w nazistowskich Niemczech oraz uchodźców wojennych, którzy emigrowali do Chicago – ukazały się we wspomnieniowym tomie pt. „Echoes of Tattered Tongues”. W 2017 roku książka ta zdobyła nagrodę poetycką im. Benjamina Franklina oraz nagrodę literacką Erica Hoffera za najbardziej prowokującą do myślenia książkę roku. Jest również autorem serii powieści kryminalnych o Hanku i Marvinie, których akcja toczy się w Chicago oraz powieści wojennej pt. „Retreat— A Love Story”. John Guzlowski jest emerytowanym profesorem Eastern Illinois University.-John Guzlowski's writing has been featured in Garrison Keillor’s Writer’s Almanac, Akcent, Ontario Review, North American Review, and other journals here and abroad. His poems and personal essays about his Polish parents’ experiences as slave laborers in Nazi Germany and refugees in Chicago appear in his memoir Echoes of Tattered Tongues. Echoes received the 2017 Benjamin Franklin Poetry Award and the Eric Hoffer Foundation's Montaigne Award for most thought-provoking book of the year. He is also the author of two Hank Purcell mysteries and the war novel Road of Bones. Guzlowski is a Professor Emeritus at Eastern Illinois University.