Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 12 października 2024 13:14
Reklama KD Market

Tokio/lekkoatletyka - złoty młot Nowickiego, brązowe medale Fajdka i Dobka

Wojciech Nowicki rzucił młotem 82,52 i zdobył złoty medal igrzysk olimpijskich w Tokio. Brąz wywalczył Paweł Fajdek, który uzyskał 81,53. Medal w takim samym kolorze wywalczył Patryk Dobek, który z czasem 1.45,39 był trzeci w biegu na 800 m. Przegrał z dwoma Kenijczykami Emmanuelem Korirem - 1.45,06 i Fergusonem Rotichem - 1.45,23. To pierwszy krążek olimpijski w historii startów Polaków na tym dystansie.

32-letni Nowicki (Podlasie Białystok) swój najlepszy rezultat w konkursie finałowym uzyskał w trzeciej kolejce. W finale miał jednak niesamowitą serię. W pięciu próbach przekroczył granicę 80 metrów. 82,52, które zapewniło złoto olimpijskie, to jego rekord życiowy.

Przed finałem wielokrotnie powtarzał, że najważniejsze jest dla niego, aby dwaj Polacy wrócili z medalami z Tokio w rzucie młotem. Tak też się stało.

Jego rówieśnik Fajdek (AZS AWF Katowice) posłał młot najdalej w piątej próbie. 81,53 w przedostatniej kolejce pozwoliło mu na wywalczenie brązowego medalu. Męczący się w eliminacjach Polak pokazał, że jest w stanie pokonać "olimpijskie demony" i stanąć na podium najważniejszej sportowej imprezy na świecie.

"Najbardziej się cieszę ze zrobienia +życiówki+ na docelowej imprezie. Medal dodatkowo. Czego chcieć więcej" - mówił po finale Nowicki, który mimo największego sukcesu w karierze zachował niezwykłą skromność.

Podopieczny Malwiny Wojtulewicz-Sobierajskiej chwalił koło przygotowane przez organizatorów, pogodę i całą otoczkę finału. "Mam nadzieję, że to nie jest ostatni taki konkurs w moim wykonaniu" - dodał.

Fajdek przyznał, że czuje po zdobyciu medalu "ogromną ulgę". Nie krył jednak pewnego rodzaju rozczarowania, bo przyznał, że jest przygotowany na 84 metry. "W pierwszych czterech rzutach za bardzo chciałem i kosztowało mnie to wiele energii. W tych okolicznościach cieszę się z brązowego medalu. Media nie będą miały o czym gadać. Żadne klątwy, żadne pierdoły. Chciałem złoty, ale Wojtek zrobił to idealnie i wstyd byłoby mu to zabierać. Dwa razy pojadę jeszcze na pewno na igrzyska, a jak będę nienormalny, to trzy" - powiedział brązowy medalista.

Dziękował Szymonowi Ziółkowskiemu, który rok temu został jego szkoleniowcem i doprowadził go na wymarzone, olimpijskie podium.

Drugie miejsce zajął - dość niespodziewanie - Norweg Eivind Henriksen - 81,58. Eksperci wymieniali go przed finałem wśród faworytów, ale na pewno nie pewniaków do podium.

Nowicki pięć lat temu w Brazylii zdobył brązowy medal igrzysk olimpijskich. Trzykrotnie stanął też na najniższym stopniu podium mistrzostw świata, a w 2018 roku został mistrzem Europy.

Fajdek to czterokrotny mistrz świata. Dotychczas na igrzyskach olimpijskich nie odniósł żadnych sukcesów. Zarówno w Londynie w 2012 roku, jak i w 2016 roku w Rio de Janeiro nie przebrnął eliminacji.

We wtorek Anita Włodarczyk po raz trzeci została mistrzynią olimpijską w tej konkurencji, a brązowy medal wywalczyła Malwina Kopron. Joanna Fiodorow była siódma.

Polacy w tej konkurencji wywalczyli więc w Tokio cztery medale - w tym oba złote. W 2000 na igrzyskach w Sydney Polacy także sięgnęli po dublet, bo złoto wywalczyli Kamila Skolimowska i Szymon Ziółkowski.

Dobek to odkrycie tego sezonu. Wcześniej specjalizował się w biegu na 400 m ppł. Wiele lat próbował nawiązać do sukcesów Marka Plawgi i Pawła Januszewskiego. Aż przekonał go do siebie trener Zbigniew Król. Szkoleniowiec wcześniej współpracował m.in. z dwukrotnym wicemistrzem świata Adamem Kszczotem, a także rekordzistą Polski na 800 m Pawłem Czapiewskim. Jesienią 2020 roku trafił pod jego skrzydła także Dobek. Nie trwało to długo, kiedy przekonał go do rywalizacji na dystansie dwóch okrążeń.

Po tej decyzji wszystko poszło bardzo szybko. Najpierw na 800 m miał startować tylko w hali. Mówił, że nie "rozstał" się jeszcze z konkurencją 400 m ppł. Zresztą twierdził tak nawet jeszcze na trzy miesiące przed igrzyskami. Ale najpierw był sezon zimowy. A w nim Dobek zaskoczył wszystkich, nawet siebie samego. Zdobył tytuł halowego mistrza Europy w Toruniu, zostawiając za plecami chociażby nazywanego profesorem tego dystansu Kszczota.

Na każdym kroku Dobek podkreślał, że 800 m nadal się uczy. Bieżnia pokazywała jednak co innego. Z biegu na bieg prezentował się lepiej - także na stadionie. Startował bez żadnych kompleksów, słuchał rad doświadczonego trenera Króla i taktycznie nie popełniał niemal żadnych błędów. Tak było także w igrzyskach - w eliminacjach i półfinale.

Biegał jednak ryzykownie - tuż przy "bandzie". Mógł zostać zamknięty, popchnięty i wtedy o medalu mógł zapomnieć. Finał jednak ułożył się po jego myśli. Pierwsze okrążenie rywale poprowadzili na 53 s. To wolne tempo. Idealne dla szybkiego na końcówce Dobka. On na półmetku dystansu jeszcze był na końcu stawki, później zaczął przechodzić rywali - oczywiście po wewnętrznej. Na ostatnim wirażu stracił jednak rytm, przeciwnicy go zamknęli, musiał szukać sobie miejsca, by wyprzedzić rywali. I znalazł. Nie zdołał jednak już wyprzedzić Korira, a Rotich dopadł go na ostatniej prostej. Nikomu innemu nie dał się jednak już wyprzedzić.

"Gdy zacząłem współpracę z trenerem Królem, to z myślą o igrzyskach w Paryżu. Nadarzyła się jednak okazja i trzeba było ją wykorzystać" - powiedział Dobek.

To pierwszy medal olimpijski dla Polski w indywidualnej konkurencji biegowej od 41 lat.

(PAP)


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama