Gdyby Jurij Borzakowski nie zdobył w Atenach złotego medalu olimpijskiego w biegu na 800 m, to zostałby prawdopodobnie, zgodnie z rodzinną tradycją, śmieciarzem. Jego mama jest dozorczynią, a ojczym którego nazywa papą - kierowcą śmieciarki. Młodszy brat wybrał tę ostatnią profesję.
"Od małego bardzo mi się podobało zamiatanie podwórka, strącanie sopli z dachu, czyszczenie chodników" - powiedział Rosjanin w jednym z ostatnich wywiadów. Bardzo lubił też grać w piłkę na podwórku, ale gdy wygrał lekkoatletyczne zawody dzieci, to wybrał ten sport. Tej decyzji nie żałuje.
"Jestem mistrzem olimpijskim, a rosyjscy piłkarze są daleko poza światową czołówką - powiedział Jurij Borzakowski. - A że zarabiają grube miliony? Nie zazdroszczę im bogactwa. Z pieniędzmi zresztą są same problemy.
Gdy masz w kieszeni większą sumę, to stajesz się bardzo niespokojny i zaczynasz zastanawiać się co z nimi zrobić. A gdy ich nie ma, żyjesz sobie spokojnie."
W Rosji lekkoatletyka nie cieszy się wielkim zainteresowaniem sponsorów. Nawet mistrzowi olimpijskiemu trudno jest znaleźć kogoś kto go wesprze finansowo. Jurij Borzakowski miał propozycje od klubów zagranicznych, ale ofert nie przyjął.
"Nie chcę przenosić się do innych krajów, gdyż nie mogę żyć bez rosyjskiego jedzenia, a szczególnie ziemniaków z kapustą - mówi Jurij Borzakowski. - żona czasem przygotuje jakieś francuskie specjały, ale nie mogę patrzeć na te paskudztwa."
żona Irina odegrała bardzo ważną role w życiu lekkoatlety. Poznał ją gdy miał piętnaście lat. Dwa lata później zrozumiał, że nie może bez niej żyć. Rodzice obojga zabronili im wspólnego życia. Po igrzyskach w Sydney Jurij Borzakowski oświadczył się swoje wybrance. Wspólne zamieszkanie przyniosło natychmiast złoty medal halowych mistrzostw świata w biegu na 800 m w 2001 roku.