Antoni Piechniczek triumfuje. Władysław żmuda, który od 12 lat nie prowadził drużyny, i Jacek Góralczyk, który właśnie spadł do piątej ligi, mają doradzać młodym trenerom Górnika Zabrze i GKS-u Katowice. Będą figurantami.
Wiceprezesowi PZPN to nie przeszkadza, bo najważniejsze są licencje
Po odejściu Edwarda Lorensa z Górnika i Mieczysława Broniszewskiego z GKS-u walczących o utrzymanie w ekstraklasie klubów nie stać na trenerów z licencją. Prezesi postawili więc na Marka Wleciałowskiego i Jana Furtoka, ale Antoni Piechniczek zdecydowanie się sprzeciwił, bo PZPN wymaga licencji od każdego pierwszoligowego szkoleniowca. Ostatecznie doszło do kompromisu.
Wleciałowskiemu pomoże żmuda. To pomysł Antoniego Piechniczka. - Zapewniam, że na konferencjach prasowych na pewno mnie nie zobaczycie - mówi 66-letni żmuda. Wiosną 1983 roku doprowadził Widzew do półfinału Pucharu Europy, ale ostatni raz pierwszym trenerem był w 1993 roku (w Widzewie), a jego ostatni sukces to mistrzostwo Tunezji z Esperance Tunis w 1991 roku. Obecnie wykłada na katowickiej AWF, jest współautorem książki "Nauczanie gry w piłkę nożną".
Pomysł Piechniczka zaskoczył żmudę. - Z prasy dowiedziałem się, że mam pełnić w Górniku taką rolę. Czekam na inicjatywę ze strony Marka. Nie zamierzam mu się wtrącać do spraw szkoleniowych - twierdzi żmuda. Jego zdaniem Wleciałowski poradzi sobie. - Nie mógłbym powiedzieć inaczej, wszak Marek kończył u mnie specjalizację na AWF-ie. Ale gdy tylko będzie potrzebował pomocy, np. jaki wariant gry przyjąć na dany mecz, jestem do usług - mówi żmuda.
Działacze Górnika sami nie wiedzą jeszcze, na czym ma polegać rola nowego trenera. Nie wymagają, aby trener-koordynator jeździł z drużyną na mecze, a nawet, żeby pokazywał się na każdym treningu. - Trzeba będzie usiąść i ustalić zakres kompetencji trenera żmudy. Oczywiście najbardziej liczymy na wiedzę i doświadczenie pana trenera. W protokole będzie jednak widniało nazwisko Marka Wleciałowskiego. Oczywiście to on będzie również w największej mierze odpowiadał za osiągnięcia drużyny - tłumaczy Zbigniew Koźmiński, prezes Górnika.
Jacek Góralczyk w GKS-ie to pomysł... dziennikarzy "Gazety". Zauważyliśmy go podczas sobotniego sparingu GKS-u z Górnikiem Zabrze na sztucznej murawie Stadionu śląskiego. - Oooo! Pan Góralczyk to świetny pomysł! - stwierdził po sparingu prezes Piotr Dziurowicz, który nie ukrywał, że miał problem ze znalezieniem szkoleniowca z licencją. - Pozostaje mi jedynie podziękować prasie. - I dziennikarze mogą podsunąć czasem niezły pomysł! - mówi Góralczyk. - Uważam, że to mój obowiązek być na meczach i na treningach. Nie będę jednak wtrącał się w sprawy szkoleniowe, bo to jest robota Jasia. Mam zamiar jedynie służyć radą i być wsparciem dla młodego trenera - dodaje.
57-letni Góralczyk grał w GKS-ie w latach 1971-76 i już dwa razy był pierwszym trenerem (w 1983 i 1995 roku). Za drugim podejściem udało mu się zdobyć trzecie miejsce w lidze i dojść do finału Pucharu Polski. Potem w ekstraklasie już nie pracował. Ostatnio jako członek wydziału piłkarstwa młodzieżowego PZPN wyjeżdżał z reprezentacjami młodzieżowymi na zgrupowania i mecze międzypaństwowe. Przed rundą wiosenną sezonu 2003/04 roku objął IV-ligową Unię Strzemieszyce (dzielnica Dąbrowy Górniczej) z zadaniem uratowania jej przed spadkiem. Nie udało się: Unia zajęła ostatnie miejsce.
Nowi szkoleniowcy GKS i Górnika nie chcą mówić o pieniądzach. - Potrafię wczuć się w obecną sytuację klubu, więc wynagrodzenie to symboliczna sprawa - mówi Góralczyk. żmuda w Górniku też nie będzie zarabiać na poziomie trenerów ekstraklasy. - To nie będę wielkie pieniądze, ale wiadomo, że musi być przynajmniej na pokrycie kosztów dojazdu - żartuje prezes Koźmiński.