Choć od jego śmierci minęło już pół stulecia, wciąż uważany jest za najwybitniejszego gitarzystę rockowego wszechczasów. Jimi Hendrix wypracował wiele nieznanych wcześniej technik i zrewolucjonizował niemal każdy aspekt gry na gitarze elektrycznej. Stworzył własny, unikalny styl i został wirtuozem tego instrumentu. Choć kariera Hendrixa trwała zaledwie cztery lata, jego nazwisko zna każdy, kto o muzyce ma choć minimalne pojęcie...
James Marschall Hendrix, bo tak brzmi jego pełne nazwisko, urodził się 27 listopada 1942 roku w King County Hospital w Seattle w stanie Waszyngton. Jego ojciec, James Allen Ross „Al” Hendrix, stacjonował wówczas w bazie wojskowej w Fort Rucker w Alabamie. Matką była 17-letnia Lucille Jeter Hendrix. Rodzice muzyka, którzy mieli korzenie afroamerykańsko-indiańskie i irlandzkie, pobrali się 3 dni przed powołaniem Ala do wojska.
Chłopak nie widział ojca przez trzy pierwsze lata swojego życia. W tym czasie jego wychowaniem nie była też zainteresowana jego nastoletnia mama, dlatego chłopiec trafił do rodziny zastępczej ok. 800 mil od Seattle. Kiedy jednak Al został zwolniony z wojska, przejął opiekę nad synem. Lucille dała synowi imiona: Johnny Allen. Al zmienił je jednak na James Marshall – na cześć swego zmarłego brata Leona Marshalla Hendrixa.
Pijackie piekło
Kiedy Jimi miał sześć lat, na świat przyszedł jego brat Leon. Życie rodzinne – za sprawą rodziców – przerodziło się jednak w pijackie piekło. Leon wspominał, że podczas awantur chłopcy chowali się w szafie. Jimi obejmował brata ramionami, próbując go chronić.
Z czasem rodzeństwo się powiększyło. Muzyk miał trzech braci i dwie siostry. Jeden z braci, Joseph, urodził się chory i został oddany pod opiekę państwa. Z kolei jedna z sióstr, Kathy, urodziła się niewidoma, zaś druga, Pamela, też chorowała. Problemy ze zdrowiem dzieci tylko pogorszyły relacje między Alem i Lucille. Para rozwiodła się, kiedy Jimi miał 9 lat. Chłopcy zostali z ojcem.
Przyszły muzyk miał niezwykle długie palce, które – jak twierdził – odziedziczył po matce (ojciec z kolei miał po sześć palców u każdej dłoni). Chłopiec był przy tym leworęczny, z czego Al próbował go wyleczyć za pomocą pasa. Była to jego ulubiona „metoda wychowawcza”. Jimi ukradkiem ćwiczył na połamanym ukulele, które kiedyś dostał od rodzica.
Al nadal się upijał, chłopców podkarmiały sąsiadki. Czasem matka wpadała, by usmażyć synom ulubiony bekon. Ponieważ ojciec nie dawał sobie rady z synami, odesłał ich do swojej matki, Zenory, która mieszkała w Vancouver. Podobno to historie dotyczące czasów niewolnictwa, które im opowiadała babcia, sprawiły, że Jimi zaczął „słyszeć w głowie te wszystkie dziwne dźwięki”. Pierwszą używaną gitarę kupiła mu ciotka Ernestine. Jimi był zachwycony: zasypiał w łóżku z gitarą i zaczynał grać od razu po przebudzeniu.
Genialny samouk
Hendrix zainteresował się muzyką bardzo wcześnie. Pokochał gitarę oraz takich artystów jak B.B. King, Muddy Waters, Howlin’ Wolf, Buddy Holly i Robert Johnson. Sam nauczył się grać na instrumencie. Nie znał nut i grał kompozycje swoich idoli ze słuchu.
Pierwszym zespołem muzycznym, w którym grał, był The Velvetones. Jimi wytrzymał w nim trzy miesiące. Potem dołączył do The Rocking Kings. Kiedy służył w wojsku w Fort Campbell w stanie Kentucky, założył własną kapelę, The King Casuals.
Z wojska został zwolniony w 1962 roku po urazie kręgosłupa, jakiego doznał podczas skoku spadochronowego. Hendrix został wtedy muzykiem sesyjnym. Nagrywał jako Jimmy James. Jego umiejętności można podziwiać na wydawnictwach takich artystów jak Ike i Tina Turner, Sam Cooken czy Little Richard.
W 1966 roku Jimi utworzył kolejną formację – Jimmy James and The Blue Flames. Podczas serii koncertów w Greenwich Village poznał Chasa Chandlera, członka The Animals a później znanego menedżera. Chas, zachwycony niezwykłymi umiejętnościami gitarzysty, podpisał z nim umowę i zajął się jego karierą. W następstwie kontraktu Hendrix poleciał do Londynu, aby założyć nowy zespół. To wtedy zaczął posługiwać się imieniem Jimi. Jesienią 1966 roku powstało trio Jimi Hendrix Experience, w skład którego wchodzili jeszcze: perkusista Mitch Mitchell i basista Noel Redding.
Objawienie w Londynie
Po Londynie błyskawicznie rozeszły się wieści o fenomenalnie utalentowanym, charyzmatycznym gitarzyście i jego kapeli. Pierwszy singiel trio, zatytułowany Hey Joe, bardzo dobrze zadebiutował na liście przebojów (na miejscu 6.). W 1967 roku wydany został debiutancki album zespołu Are You Experienced, na którym znalazły się takie klasyki jak: „Purple Haze”, „The Wind Cries Mary”, „Foxey Lady”, „Fire” i tytułowy „Are You Experienced?”.
Po sukcesie na Wyspach trio podbiło publiczność na festiwalu Monterey International Pop Festival w 1967 roku. Od tej pory o Jimi Hendrix Experience było bardzo głośno. Również o niestereotypowym zachowaniu Hendrixa na koncertach – m.in. podpalanie gitary, niemal „kopulowanie” z instrumentem, gra zębami, za plecami – mówiło się powszechnie.
Niezwykle intensywna trasa koncertowa po USA dosłownie wykończyła zespół. Basista, Noel Redding, wspomina to tak: „Zawojowaliśmy Amerykę bardzo wysokim kosztem. Koncertowaliśmy każdej nocy i nie wiedzieliśmy, gdzie to nas zaprowadzi. Finanse były w kompletnym nieładzie, o kontaktach osobistych lepiej nie wspominać, a nasz styl życia prowadził do wyniszczenia. Każdy koncert rozpoczynaliśmy od utworu »Killing Floor«. Publiczność czekała na Jimiego, który skakał po scenie, walił we wzmacniacze i podpalał swoją gitarę. Ale nie można było robić tego każdej nocy. Chodziliśmy wkurzeni, naćpani i wykończeni”.
Trio wydało jeszcze dwie płyty, po czym w 1969 roku rozpadło się. W tym samym roku podczas festiwalu Woodstock gitarzysta wykonał brawurową wersję hymnu amerykańskiego. Na scenie towarzyszyli mu: Mitch Mitchell, Billy Cox, Juma Sultan i Jerry Velez. Koncert ten na stałe wpisał się do historii rocka.
Wkrótce powstała kolejna grupa Jimiego, Band of Gypsys, jednak w 1970 Hendrix reaktywował Jimi Hendrix Experience. Trio zarejestrowało w studiu kilkanaście kompozycji z myślą o nowej płycie, która miała nosić tytuł „First Rays of the New Rising Sun”. Śmierć artysty przerwała te prace.
Trudne relacje
Matka chłopca zmarła, kiedy Jimi miał 16 lat. Nie wiadomo, jak to przeżył. Mimo wszystko zawsze wydawał się bardziej związany z ojcem. Zawsze zabiegał o jego akceptację. Jimi, gdy był już dorosły i wyprowadził się z domu, zawsze pisał do ojca listy. Nie poinformował jednak Ala o tym, że wyjeżdża do Anglii.
Kiedy Jimi założył swój pierwszy zespół, chciał się pochwalić ojcu. Nie miał pieniędzy na telefon, więc zadzwonił do niego i poprosił o połączenie na koszt abonenta. Ojciec nie uwierzył, że syn jest w Londynie. Nawet wtedy, kiedy muzyk podał do słuchawki swoją ówczesną dziewczynę, Kathy Etchingham, Al kazał jej przekazać, żeby Jimi napisał list i… odłożył słuchawkę.
Kiedy artysta ponownie odwiedził Seattle w lutym 1968 r., był już światową gwiazdą. Cała rodzina wybrała się na lotnisko, a ojciec nawet założył krawat. Gitarzysta przyjechał tu jeszcze na kilka tygodni przed swoją śmiercią. Odkąd zaczął zarabiać porządne pieniądze, pomagał ojcu finansowo. Kupował mu samochody. W końcu kupił też dom, na który ojciec narzekał, bo... jego pickup nie mieścił się w garażu. Pożegnanie zakończyło się kłótnią, której Jimi żałował do końca życia.
Burzliwe życie Hendrixa dobiegło tragicznego końca 18 września 1970 roku, w obskurnej suterenie londyńskiego hotelu. Rano tego dnia dziewczyna muzyka, Monika Dannemann, wyszła kupić papierosy. Kiedy wróciła około godz. 11.00, Hendrix leżał nieprzytomny i bez kontaktu, choć oddychał. Po kilkunastu minutach na miejsce przyjechały wezwane dwa ambulansy. – To było coś strasznego. Leżał cały w wymiocinach... Jego drogi oddechowe były kompletnie zablokowane... – wspominał jeden z ratowników.
Jimi jako dziecko był bardzo grzecznym i nieśmiałym chłopcem. Jego biograf, Philip Norman, uważa, że takim pozostał do końca. Tylko na scenie Hendrix stawał się buntownikiem i gorszycielem.
Małgorzata Matuszewska