Średniowieczną Europę wielokrotnie nawiedzała tajemnicza choroba, którą nazywano ogniem świętego Antoniego. Ludzie ulegali masowym halucynacjom. Oprócz tego mieli poczucie, że palą się od środka. Ginęły tysiące. W XX wieku choroba zaatakowała ponownie…
Średniowieczne szaleństwo
Masowe wycieńczające halucynacje, którym towarzyszyły również inne osobliwe objawy, miały tak silne natężenie, że niekiedy ludzi trzeba było związywać łańcuchami, by nie zrobili sobie krzywdy ani nie popełnili samobójstwa. Tak czy inaczej choroba często kończyła się śmiercią. Średniowieczne szaleństwo ogarniało nieraz całe miasteczka. W 944 roku naszej ery jego ofiarą padli mieszkańcy francuskiej Akwitanii. Zmarło wówczas 20 tysięcy ludzi, czyli mniej więcej połowa całej populacji tego terenu w tamtych czasach.
Ile istnień pochłonął w sumie ogień świętego Antoniego, nie wiadomo. Szacuje się natomiast, że w okresie od IX do XVI wieku było przynajmniej 40 fal tej osobliwej plagi i przybierały one naprawdę przerażające rozmiary. W 1418 roku w Paryżu śmierć poniosło 50 tysięcy ludzi. Zjawisko relacjonowali dawni kronikarze, jak na przykład Mezeray, który pisał o niewidzialnym ogniu zżerającym ludzi od środka i o płaczu wijących się w bólu chorych. Wspominał też o fetorze gnijącego mięsa.
Skąd brał się ten odór, wyjaśniał z kolei inny historyk, Sigebert z Gembloux. Pisał on, że choroba „sprawiała, iż kończyny chorych stawały się tak czarne jak węgiel, od czego umierali żałosną śmiercią lub skazani byli na nieszczęśliwe życie, po tym jak utracili ręce i nogi”. Miały więc miejsce nie tylko urojenia i potworne wizje, ale także poważne problemy z ukrwieniem, które w ekspresowym tempie prowadziły do gangreny i nawet utraty różnych części ciała.
Bramy z ludzkimi kończynami
Skąd brały się te wszystkie przerażające objawy? Co wywoływało ogień świętego Antoniego? Okazuje się, że było to skutkiem spożywania chleba. A dokładnie żyta, które czasem atakowane jest przez grzyb zwany sporyszem. To on oraz zawarte w nim alkaloidy były przyczyną psychoz, manii i zaburzeń krążenia. Wszystko wskazuje na to, że egipski pustelnik z III wieku, św. Antoni również cierpiał z powodu zatrucia sporyszem. Jego legendarne wizje pasują do objawów charakterystycznych dla ergotyzmu, bo tak współcześnie nazywa się tę chorobę.
Może ona przybierać dwojaką postać: konwulsyjną i gangrenową. Podczas tej pierwszej dochodzi do napadów padaczkowych, uczucia niedającego się znieść mrowienia i swędzenia skóry, biegunek zagrażających życiu i manii oraz psychoz. Kiedy natomiast uaktywni się gangrenowa postać ergotyzmu, występuje niebezpieczne zwężenie naczyń krwionośnych, które jest wynikiem działania alkaloidów zawartych w grzybie. Wówczas w krótkim czasie w palcach lub całych kończynach postępuje gangrena, która może powadzić do oddzielenia się objętych martwicą części ciała.
Właśnie z powodu zaniku przepływu krwi chorzy doznawali uczucia silnego pieczenia lub drapania. Często wywoływało to przerażające halucynacje, których głównym motywem była wizja, że chorego trawią płomienie. A ponieważ myślenie ludzi średniowiecza zdominowane było przez ideę memento mori (z łac. pamiętaj, że umrzesz) oraz wiarę w karę za grzechy, chorzy myśleli, że atakowały ich demony i że czeka ich piekło.
Istniały grupy ludzi, którzy wiedzieli, jak leczyć straszliwe objawy. Należeli do nich zakonnicy. Ze względu na rosnącą potrzebę w 1095 roku założono Zakon Szpitalny św. Antoniego, który trudnił się leczeniem cierpiących na ergotyzm. Przez następne trzy stulecia powstało około 400 szpitali na terenie Europy. To, że dany klasztor przeznaczony był do leczenia ofiar ognia świętego Antoniego, można było poznać po tym, że u jego bram wisiały ludzkie kończyny. Były to podarunki ludzi, którzy stracili je z powodu ergotyzmu.
Niektóre klasztory Zakonu Św. Antoniego mumifikowały i przechowywały kończyny, by podczas Sądu Ostatecznego oddać je ich właścicielom. Cierpiący pielgrzymowali do tych miejsc po pomoc. Mnisi po pierwsze karmili ich jedzeniem, które nie było skażone sporyszem, a ponadto podawali im wino, które miało właściwości rozszerzające żyły oraz uśmierzające ból.
Ślimaki w brzuchu
W 1597 roku naukowcy z Uniwersytetu w Marburgu zaobserwowali, że objawy pojawiają się po zjedzeniu ziaren żyta zaatakowanego przez jakąś chorobę oraz że dzieje się tak, gdy zboże dojrzewa w czasie wilgotnej i zimnej pogody. Przełom nastąpił w 1764 roku, kiedy niemiecki botanik Otto von Munchhausen odkrył, że ergot jest rodzajem grzyba, który pasożytuje głównie na kłosach żyta. Mimo to nadal dochodziło do wybuchów epidemii choroby, gdyż żyto było bardzo popularnym rodzajem zboża w Europie.
Nikt jednak nie przypuszczał, że na ergotyzm można zapaść w latach 50. XX wieku w tak cywilizowanym państwie jak Francja. A jednak. 16 sierpnia 1951 roku do masowego zatrucia doszło w Pont-Saint-Esprit, miasteczku na południu kraju. Ucierpiało około 250 ludzi, 50 z nich trafiło do szpitali psychiatrycznych, 25 osób trzeba było unieruchomić w kaftanach bezpieczeństwa. Prawdopodobnie 7 osób zmarło.
W ciągu dwóch tygodni w miasteczku doszło do wielu dramatycznych wypadków z udziałem chorych, którzy cierpieli na intensywne halucynacje. Mężczyzna wyskoczył z okna drugiego piętra, bo cały czas myślał, że jest samolotem. Jeden z mieszkańców zabarykadował się w domu z bronią, twierdząc, że poluje na niego jakiś potwór. 11-letni chłopiec powiesił swoją matkę.
Pod wpływem alkaidów grzyba żyły chorych zwężały się, wywołując uczucie palenia. Dlatego doznawali oni charakterystycznych wizji związanych z ogniem. Jedna kobieta rzuciła się z trzeciego piętra, ponieważ była przekonana, że ucieka w ten sposób przed pożarem. Mężczyzna krzyczał, że jego głowa się pali, a w brzuchu ma ślimaki. Ustalono, że wszyscy, którzy ucierpieli, spożywali chleb z jednej piekarni.
LSD, Bastylia i Salem
Dziś uważa się najczęściej, że przyczyną masowego szaleństwa w Pont-Saint-Esprit mógł być ergotyzm. Rozważano też kilka innych czynników, jak zatrucie rtęcią, którą znajduje się w środkach do odgrzybiania zbóż. Istnieje także teoria spiskowa, według której za dziwne zachowanie mieszkańców francuskiego miasteczka odpowiedzialna jest… CIA. Amerykańska agencja miała rzekomo w ramach tajnej misji testować na populacji Pont-Saint-Esprit użycie LSD.
Zresztą właśnie ze sporyszu powstała ta psychoaktywna substancja. Po raz pierwszy syntezował ją szwajcarski chemik Albert Hofman w 1938 roku. Halucynogenne właściwości związku odkrył dopiero pięć lat później, zupełnie przypadkiem, prawdopodobnie niechcący wchłaniając LSD w laboratorium. W dawnych czasach położne stosowały również sporysz dla przyspieszenia porodu oraz by powstrzymać poporodowy krwotok.
Niektórzy twierdzą, że grzyb ten przysłużył się rewolucji francuskiej. Masowe zatrucie chlebem skażonym przez grzyb miało doprowadzić do wybuchu paniki i fali przemocy. Są również teorie, według których to właśnie zatrucie sporyszem – a nie kobiety oskarżone o rzucenie uroku – było powodem dziwnego zachowania dziewczynek, o co toczył się słynny proces „czarownic” z Salem.
Emilia Sadaj