Dziś wydaje nam się, że Judi Dench znamy całe życie. Tymczasem aktorka przez wiele lat związana była głównie z brytyjskim teatrem. Pierwszą znaczącą rolę filmową zagrała w 1985 roku w Pokoju z widokiem Wima Wendersa. Miała wówczas 51 lat. Na szczęście od tego momentu jej romans z X muzą kwitnie. Choć aktorka ma na koncie Oscara, Bafty oraz Złote Globy, to i tak masowej publiczności pozostanie w pamięci jako M. z serii filmów o Jamesie Bondzie...
Jako 85-latka znalazła się na okładce Vogue’a. Jest najstarszą kobietą, która kiedykolwiek zagościła na okładce tego magazynu. Prześcignęła Jane Fondę, która pojawiła się na łamach pisma mając „zaledwie” 81 lat. A przecież Vogue to nie jest magazyn dla seniorów. To biblia mody. Żeby tam się znaleźć, trzeba być naprawdę kimś. Judi, jak napisał we wstępniaku Edward Enninful, redaktor naczelny Vogue’a, jest „niekwestionowaną królową sceny i ekranu”.
Miażdżąca krytyka
Dench jest córką kostiumolożki i lekarza. Urodziła się 9 grudnia 1934 roku w brytyjskim miasteczku Heworth w dysktrykcie York. Jej rodzice byli kwarkami, więc jako dziecko uczęszczała do Quark School. Po maturze uczyła się scenografii teatralnej. W połowie lat 50. przyjechała do Stratford i wzięła udział w przygotowaniu spektaklu Króla Leara z Michaelem Redgrave’em. Do dziś uważa, że była to najbardziej niezwykła inscenizacja, nad jaką pracowała, i najbardziej szalony projekt, w jakim wzięła udział. To wtedy zakochała się w teatrze.
Jej starszy brat, Jeffrey, był aktorem i to on przekonał siostrę, by poszła do szkoły dramatycznej. Judi podjęła więc studia w Central School of Speech and Drama w Londynie. Zadebiutowała w 1957 roku Szekspirowską Ofelią w Old Vic Theatre. Została za nią zmiażdżona przez krytyków! Na szczęście była zatrudniona na kilka sezonów do przodu, więc zamiast się załamać, postanowiła udowodnić, jak bardzo krytycy się pomylili. Ostro wzięła się do pracy i dopięła swego.
Nie żałuje, że film upomniał się o nią tak późno. Aktorka uważa, że najwspanialsze role zagrała na teatralnych deskach. Przez wiele lat była aktorką Royal Shakespeare Company, National Theatre i Old Vic Theatre. To teatr daje jej to coś, czego nie ma na planie – kontakt z żywym widzem. – W teatrze każdy spektakl jest inny, bo każdego wieczoru przychodzi inna publiczność. My, aktorzy, już po kilku minutach rozpoznajemy, z jakim rodzajem mamy do czynienia, i też inaczej gramy, zaskakując często samych siebie. Na tej nieprzewidywalności i spontaniczności polega magia teatru – mówi.
Przyznaje też, że do pracy przed kamerą zniechęcił ją pierwszy casting. Producent powiedział, że „z jej twarzą po prostu wszystko jest nie tak”. A że była ambitną osobą – nigdy więcej na żaden casting nie poszła.
Kwakierka i katolik
Praca jest dla niej całym życiem. Dzień przed premierą Komedii pomyłek popłakała się. Kończył się jej kontrakt w teatrze i bała się, że nikt więcej jej nie zatrudni, a nie wyobrażała sobie życia bez grania. Męża, Michaela Williamsa, też poznała w pracy. Ślub wzięli 5 lutego 1971, w kolejnym roku na świat przyszła ich jedyna córka Finty, która również jest aktorką. Wystąpili wspólnie w kilku produkcjach, m.in. w serialu A Fine Romance z 1981 roku. Byli jednak parą, która nie afiszowała się publicznie. Wiadomo jedynie to, że mąż aktorki był katolikiem, podczas gdy ona była kwakrem.
Podobno przed ślubem z Michaelem Judi usłyszała, że musi się nawrócić na katolicyzm. Na szczęście przyjaciel pary, który był jezuitą, powiedział Judi, że nie musi zmieniać wiary, wystarczy, że się na nią otworzy. I tak zrobiła. Ich małżeństwo było zgodne przez 30 lat, do końca. A ten nadszedł w 2001 roku. Michael zmarł na raka płuc. Po śmierci Michaela aktorka sądziła, że nigdy więcej nie znajdzie miłości. Na szczęście na jej drodze pojawił się kolejny związek. Od 2010 roku aktorka spotyka się z Davidem Millsem, znanym ekologiem.
Wulkan pod maską
Największą popularność zdobyła rolą M w serii przygód o agencie 007 – w czterech częściach zagrała z Pierce’em Brosnanem, w trzech z Danielem Craigiem i podziękowała. Nie lubi odcinać kuponów. Nie uważa jednak, że M to zimna profesjonalistka – jak widzą to dziennikarze. Jej zdaniem M to wulkan emocji, tylko głęboko schowanych. Maska, gra pozorów, ukrywa w głębi kruchą kobietę. Oczywiście przy Bondzie nie może się rozkleić. Jest przecież jego szefową. Aktorka podkreśla też, że odkąd zagrała w Bondzie, zaczęła podpisywać autografy kolegom swojego wnuczka Sama. – Jego przyjaciele uznali, że jestem cool. W moim wieku! – skwitowała ze śmiechem.
Jej filmowe kreacje to nie tylko Bond, ale też Hamlet, Jej wysokość Pani Brown, Zakochany Szekspir, Kroniki Riddicka czy Morderstwo w Orient Expressie i wiele innych tytułów. Dench jest rekordzistką, jeśli chodzi o prestiżowe nagrody imienia Laurence’a Oliviera – ma ich siedem. Poza tym otrzymała Order Imperium Brytyjskiego oraz tytuł damy nadany w 1988 roku przez królową Elżbietę II. Była siedem razy nominowana do Oscara, a jedną statuetkę zdobyła, 12 razy nominowana do Złotego Globu i wielokrotnie do nagrody BAFTA.
Judi czy Judith?
Sesja okładkowa do Vogue’a odbyła się rok temu, przed pandemią. Materiał ukazał się w czerwcowym wydaniu pisma. Wciąż jednak nie wszedł na ekrany film, który był pretekstem do rozmowy z aktorką. Chodzi o komedię Edwarda Halla Jak wywołałem byłą żonę. Judi wciela się w niej w ekscentryczną Madame Arcati, która za pieniądze pomaga innym porozumieć się z duchami. Film powstał według sztuki Noela Cowarda z 1941 r.
W innym wywiadzie, którego aktorka udzieliła w ramach promocji filmu, Dench opowiedziała o tym, co łączy ją z Madame Arcati. Dziennikarzowi The Guardian wyznała: „Bardzo dziwna rzecz się stała, kiedy się urodziłam. Mój ojciec był doktorem, matka była z Dublina i mieszkali w Yorku. Była tam słynna jasnowidząca. Mój ojciec spotkał ją dzień po moich narodzinach. Powiedziała mu: »Bardzo mi miło słyszeć o Judith«. Moi rodzice nie mieli pomysłu, jak mnie nazwać, więc dali mi na imię Judith. Na szczęście teraz nie używam tego imienia”. Aktorka używa skróconej formy, Judi.
Akcja filmu dzieje się w latach 30. – w okresie narodzin aktorki. Wtedy wróżbici cieszyli się ogromnym poważaniem. Odbywali tournée, a ludzie chodzili na ich występy. Dench wierzy, że ludziom wiara jest potrzebna. Każda. – Jest wielki świat, o którego istnieniu nie wiemy. Bezgranicznie w niego wierzę, ponieważ przytrafiły mi się różne rzeczy – mówi aktorka. Żartuje też, że po śmierci chętnie będzie nawiedzać miejsca i ludzi, których kocha: – Mogę dużo włóczyć się po Szkocji, bo tak bardzo ją kocham.
Przyjaciele ciągle ją pytają, dlaczego nie idzie na emeryturę. Ale w rodzinie Denchów w ogóle nie istnieje takie słowo. Dla niej pasją i miłością jest praca. Uwielbia się uczyć i spotykać nowych ludzi. – Gdyby mi to odebrano, nie wiem, co bym zrobiła – przyznaje z rozbrajającą szczerością. Na szczęście Judi kocha nie tylko pracę, ale również swój dom na wsi. Tam w wolnych chwilach zajmuje się sadzeniem drzew.
Nie traci energii i pasji życia. Dowód? Swój pierwszy tatuaż zrobiła w wieku 81 lat. Jako aktorka ma taką pozycję, że brak pracy jej nie grozi. Sama przyznała, że nowe scenariusze trafiają do niej niemal każdego dnia. Nie lubi się jednak powtarzać w swoich rolach. To ostatnia rzecz, jakiej pragnie. W jednym z wywiadów zdradziła: „Często zadaję mojemu agentowi pytanie, kiedy wreszcie znajdzie mi rolę afgańskiej kobiety, która uczy się chodzić po linie, a na koniec zamienia się w smoka”. Czy spełni to marzenie? Jak się ma takie znajomości w służbach specjalnych, to nigdy nic nie wiadomo…
Małgorzata Matuszewska