Każda osoba, która w USA szczepi się przeciw koronawirusowi, dostaje niewielką kartę agencji CDC, na której wpisane są daty zastrzyków oraz ich rodzaj. Jest to tym samym zaświadczenie o znacznym uodpornieniu się na chorobę. Z drugiej strony nie jest to dokument o jakimkolwiek międzynarodowym znaczeniu, pozwalający na przykład na dowolne podróżowanie. Po obu stronach Atlantyku toczy się dyskusja o tzw. paszportach szczepionkowych...
Obostrzenia pandemiczne
W Europie przez pewien czas zanosiło się na to, że paszporty takie zostaną wprowadzone dość szybko, ale dziś sytuacja wygląda nieco inaczej. Komisja Europejska skierowała do Niemiec, Belgii, Danii, Szwecji, Finlandii oraz Węgier prośbę o wyjaśnienie niewspółmiernie dużych obostrzeń pandemicznych na granicach. Poruszanie się obywateli UE wewnątrz europejskiej wspólnoty jest czasami dość trudne, a często prawie w ogóle niemożliwe. Sytuacja w Czechach jest szczególnie poważna.
Jednak niemiecka kanclerz Angela Merkel broni tymczasowego mocnego przymknięcia granic z Czechami i z austriackim Tyrolem. Podobnie belgijski premier Alexander De Croo jest zdania, że zamknięcie granic – poza zupełnie niezbędnymi podróżami służbowymi i pilnymi potrzebami rodzinnymi – jest współmierne do zagrożeń pandemicznych.
Tymczasem grecki premier Kyriakos Mitsotakis naciska, by wszczęte zostały szybsze prace nad unijnym paszportem szczepionkowym, który ułatwiałby podróże po Unii, np. na lotniskach czy dworcach kolejowych. Kraje unijnego południa liczą, że dzięki paszportowi szybciej odrodzi się turystyka. Grecja nie jest osamotniona w Europie, jeśli chodzi o chęć wprowadzenia paszportów szczepionkowych. Za tym rozwiązaniem opowiadają się także: Cypr, Dania, Czechy, Estonia i Hiszpania. Ale w Brukseli zgodzono się tylko co do dalszych prac nad wspólnym cyfrowym certyfikowaniem szczepień, a dyskusje o związanych z tym uprawnieniach odłożono na później.
W USA na razie żadnych konkretnych zamiarów wprowadzenia paszportów szczepionkowych nie ma, choć w kuluarach Kongresu toczą się rzekomo dyskusje na ten temat. Wbrew pozorom jest to sprawa dość skomplikowana, gdyż prowokuje liczne argumenty polityczne, a nawet filozoficzne. XIX-wieczny brytyjski filozof i ekonomista John Stuart Mill, liberał wspierający wszelkie swobody obywatelskie, był zdania, że idea indywidualnej wolności jest wprawdzie nieodzowną podstawą demokracji, ale musi być czasami poddawana ograniczeniom „w imię wspólnego dobra”. Jego zdaniem każdy rząd winien mieć prawo do ograniczania swobód obywatelskich z chwilą, gdy część społeczeństwa zachowuje się w sposób zagrażający innym.
Zgodnie z tym tokiem myślenia ci, którzy nie są na razie zaszczepieni, stanowią niebezpieczeństwo dla innych, a zatem moralnie uzasadnione jest przymusowe, tymczasowe pozbawienie ich przywilejów przysługujących zaszczepionym. Chodzi między innymi o swobodne podróżowanie, uczestnictwo w imprezach publicznych, bezpośrednie kontakty towarzyskie, itd.
Przywilej czy dyskryminacja?
W pewnym sensie paszporty szczepionkowe istnieją od dawna. Warunkiem wjazdu do niektórych krajów jest na przykład okazanie zaświadczenia, że dana osoba została zaszczepiona przeciw żółtej febrze. Wiele krajów afrykańskich i azjatyckich wymaga okazywania szczepień przeciw innym chorobom. Nikt specjalnie nie protestuje przeciw tego rodzaju polityce.
Jednak inaczej było w przypadku amerykańskiego zakazu wydawania wiz wjazdowych osobom zarażonym wirusem HIV. Zakaz ten został wprowadzony w 1987 roku, a jego kompletne zniesienie nastąpiło dopiero za rządów prezydenta Baracka Obamy. Dziś wprowadzenie tego rodzaju restrykcji spowodowałoby zapewne natychmiastowe protesty i liczne procesy sądowe.
Pomijając podróże międzynarodowe, zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy wydawania paszportów szczepionkowych muszą stawić czoła innym problemom. Załóżmy przez chwilę, że amerykańskie władze zaczynają wydawać nie tyle paszporty, co elektroniczne legitymacje szczepienia, bez których nie można wrócić do pracy, pójść na obiad do restauracji, obejrzeć film w kinie, itd. Teoretycznie jest to dobry pomysł, ale tylko wtedy, gdy dostęp do szczepionek w USA jest dla wszystkich taki sam, bez względu na rasę, pochodzenie etniczne, zamożność, miejsce zamieszkania, etc. Jak powszechnie wiadomo, na razie w Ameryce tak nie jest, a zatem całkiem prawdopodobne jest to, że wszelkie paszporty i legitymacje szczepionkowe znalazłyby się w rękach ludzi w taki czy inny sposób uprzywilejowanych.
W Wielkiej Brytanii władze od pewnego czasu propagują hasło mające zachęcać ludzi do poddawania się szczepieniom: „Get a Jab, Save Lives, Go to the Pub”. Krytycy twierdzą jednak – nie bez racji – że jest to slogan adresowany niemal wyłącznie do klas średnich i wyższych. Nie mówiąc już o tym, że propaguje dość wątpliwy cel – odwiedziny w lokalnym pubie. Krytycy są zdania, że o wiele lepszym pomysłem byłoby propagowanie faktu, iż szczepionki gwarantują powrót do w miarę normalnego życia rodzinnego, które od mniej więcej roku jest niemożliwe.
Tymczasem Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) pomysłom dotyczącym paszportów szczepionkowych zdecydowanie się sprzeciwia: „Zaświadczenia mają na celu monitorowanie poziomu szczepień, wiedzy o szczepionkach i łatwego dostępu do informacji medycznych. Absolutnie nie opowiadamy się za koncepcją paszportów szczepionkowych, ponieważ są one sprzeczne z zasadami sprawiedliwości i uczciwości”. Dodatkowo WHO podkreśla, że wciąż za mało wiemy o COVID-19. Na razie nie ma pewności co do tego, czy osoby zaszczepione nie będą przenosić wirusa, a w związku z tym, czy nie mogą być nadal źródłem zakażeń.
Jest jeszcze inny, istotny problem. Naukowcy nie są w stanie, przynajmniej na razie, stwierdzić, na jak długo szczepionka chroni ludzi, a zatem wydawanie im jakichkolwiek zaświadczeń jest z definicji dość problematyczne.
Krzysztof M. Kucharski