Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 14 listopada 2024 15:37
Reklama KD Market

Next stop - Iran

Następny przystanek - Iran
Obserwatorzy wydarzeń politycznych w Polsce mają niemało powodów do odnotowania podwyższonego poziomu adrenaliny. A to jakaś sieć żydowskogangsterska (Kuna, żagiel i in.) z mackami rozchodzącymi się od Wiednia, poseł Wasserman oskarżający MSWiA o umożliwianie strukturom gangsterskim działalność przestępczą w ramach ministerstwa wyznaczonego do zwalczania właśnie gangsteryzmu, itd.

Na jednym jednak kierunku panuje całkowita cisza. Od ponad trzech miesięcy, gdy Andrzej Ananicz przeniesiony został ze stanowiska ambasadora polskiego w Turcji, aby objąć stanowisko szefa Agencji Wywiadu w Warszawie, żaden dziennik nie napisał niczego, co przypominałoby jego obecność w tej ważnej dziedzinie działalności państwowej. Wygląda to trochę tak, jakby Ananicz wpadł jak kamień w wodę, na tafli ani jednej fali odbicia. Czyżby Ananicz wzmacniał kontrolę nad polskim wywiadem? Może . . .

Może dlatego, że po drugiej stronie Atlantyku odbywa się proces konsolidacji kontroli sprawowanej przez prezydenta i jego doradców nad strukturami wywiadu i tajnymi operacjami militarnymi, w stopniu dotychczas niespotykanym od czasu powołania CIA w 1947 roku, z grubsza od zakończenia drugiej wojny światowej. Kontrola ta ma ukierunkować tajne działania wojskowe przeciwko irańskim mułłom. Jak pisze Seymour Hersh, jest to ambicją planów przyjętych przez administrację, ale która rzecz dziwna nie przeanalizowała dalekosiężnych celów własnej polityki na kierunku bliskowschodnim.

Jakie są implikacje zwycięstwa wyborczego prezydente Busha? Po pierwsze: Powell musiał odejść, nie tylko dlatego, że obiecał sobie dotrwanie do końca kadencji. On po prostu nie mieścił sięw układzie politycznym tworzonym jeszcze albo już w lecie 2004 roku. Na jego miejsce musiała wejść osoba, która nie zgłosi własnych zastrzeżeń do polityki wychodzącej z Białego Domu. Najważniejsze jest jednak to, że wynik wyborów umacnia w trybie ciągłym pozycję neokonserwatystów w cywilnym kierownictwie Pentagonu, czyli dwóch konkretnie osób: Paula Wolfowitza i Douglasa Feitha. Proszę zauważyć, że jeśli już powiedziano publicznie o zmianach kadrowych zaplanowanych przez Condoleezzę Rice w Departamencie Stanu, to Donald Rumsfeld, którego pozostawienie na dotychczasowym stanowisku nigdy nie ulegało wątpliwości, nie dokonuje żadnych zmian kadrowych. Nie musi zresztą tego czynić. Zmian personalnych podporządkowujących Pentagonowi tajne operacje militarne i wywiad dokonał bez wielkiego rozgłosu, za pośrednictwem nowego ustawodawstwa po zakończeniu przesłuchań senackiej komisji ds. 11 września.

Bezpośrednio po wyborach, jak powiada Hersh, Donald Rumsfeld zwołał posiedzenie Kolegium Połączonych Szefów Sztabu, na którym w swym zwykłym aroganckim trybie oznajmił, że przeciwnicy polityczni zostali wysłuchani we właściwy sposób, bo naród amerykański nie zaakceptował ich stanowiska. Dlatego teraz następnym przystankiem, następną kampanią będzie Iran. Nowa wojna zostanie podporządkowana Pentagonowi. Prezydent Bush wydał szereg zarządzeń wykonawczych, dających upoważnienie do tworzenia grup komandosów (commando groups) i innych jednostek specjalnych z jednym zadaniem: prowadzenie tajnych operacji.

Takie operacje prowadzone są już na terytorium Iranu od zeszłego lata tak pisze Hersh czyli od sześciu miesięcy. Ich celem jest takie namierzenie instalacji nuklearnych, chemicznych i wyrzutni rakietowych, aby zniszczyć je za jednym precyzyjnym nalotem i jedną operacją komandosów. Operacje mają być nadzorowane przez Pentagon, CIA nie odegra praktycznie żadnej roli. Zresztą powiada się, że najlepsze lata Agencja ma już poza sobą.

Kierownictwo cywilne Departamentu Obrony uważa, że dyplomacja (jaką Unia Europejska podjęła i prowadzi z Iranem) to żadna zdobycz, potrzebne jest użycie siły wobec Iranu albo groźba jej użycia, bo tylko wtedy kraj ten zmuszony zostanie do zaniechania prac nad produkcją broni atomowej, w czym ma dość istotne trudności techniczne. Podjęcie akcji zbrojnej przeciw Iranowi powiada się na głos służy szerokim interesom Izraela, jest współpraca ze specjalistami izraelskimi, którzy instalują dodatkowe zbiorniki paliwa na izraelskich myśliwcach F16I. Izrael zakupił trzy okręty podwodne zdolne do wystrzelenia pocisków cruise. To przygotowania do powtórki akcji zniszczenia irackich instalacji w Osiriku. Poza tym lądowe siły amerykańskie mogą wtargnąć teraz na tereny Iranu tak od wschodu, z Afganistanu, jak też od strony zachodniej, czyli z Iraku.

Na dyskrecjonalnie wyrażone życzenie Rumsfelda wydano zarządzenie wykonawcze o globalnej wojnie z terroryzmem, a w końcu listopada praktycznie przekazano Pentagonowi operacyjną kontrolę nad elitarną paramilitarną jednostką CIA, jednostką, która już od dziesiątek lat działa w zapalnych miejscach na całym świecie. Prezydent dał też Pentagonowi zezwolenie na indywidualne akcje w krajach takich jak Algieria, Sudan, Jemen, Syria, Malezja i Tunezja. Agenci amerykańscy pod przykrywką biznesmenów mają przenikać tam, gdzie można nabyć przemycane i szmuglowane towary. Siły specjalne mają tworzyć a właściwie odtworzyć coś, co było swego czasu znane jaka prawicowe Szwadrony śmierci w Salwadorze. Takie pseudogangi to żadna trudność, nie ma ludzi nieprzekupnych (dzięki tajnej operacji amerykańskiej pojmany został człowiek Al Kaidy na terytorium Algierii). Porter Goss, nowy szef CIA, przeprowadził czystkę polityczną w agencyjnym Dyrektoracie Wywiadu i choć Kongres utworzył stanowisko dyrektora ds. wywiadu narodowego, osoba je sprawująca będzie miała niewielkie uprawnienia, przede wszystkim w zakresie operacyjnym.

Starsi panowie o strategii wyjścia z Iraku
Gdy starsi panowie dwaj, Henry A. Kissinger i George P. Shultz, swego czasu sekretarze stanu, zabierają głos na temat amerykańskiego dylematu irackiego, ich wypowiedź brzmi jak ostrzeżenie dla urzędującego prezydenta. Wszak obaj jeszcze przed rozpoczęciem pierwszego urzędowania jeźdźili do Teksasu, aby douczać młodszego od siebie człowieka w sprawach zagranicznych. Powiadano, że jeśli kandydat Bush niezbyt dobrze wyznawał się na sprawach zagranicznych, to jednak znał ludzi, którzy na tych sprawach się znali. Na parę dni przed wyborami w Iraku wspólny artykuł starszych panów jest też wyrazem zaniepokojenia, aby nie potraktować tak politycznie ważnej sprawy nonszalancko, bez brania pod uwagę tego, co winno być pod uwagę wzięte.

Wybory irackie, piszą autorzy, traktowane są jako zapowiedź już nie tylko wojny domowej, ale przede wszystkim jako element przygotowania strategii amerykańskiego wyjścia z Iraku, czyli określenia limitu czasowego dla amerykańskiej okupacji. Nie zgadzają się jednak, aby taka strategia wyjścia miała być przyjęta arbitralnie. Twierdzą też, że u jej podstaw musi być trwały wynik, który nada kształt amerykańskiej polityce zagranicznej na następne dziesięć lat, aż po rok 2015. Pochopne i pospieszne wycofanie wojska amerykańskiego to pewność wojny domowej, to ruszenie radykalizmu i fundamentalizmu do zmagań o dominację nad krajem. Wynik albo inaczej stan powyborczy musi być zgodny z amerykańskimi wartościami i z wymogami bezpieczeństwa globalnego.

Musi więc powstać rząd iracki z dostateczną legitymizacją do tworzenia własnej armii i w ten sposób gotowy do obrony własnych instytucji. Ma to być fazą przejścia od militarnej okupacji do politycznego uprawomocnienia. Nie oznacza to automatycznego wystąpienia demokratycznej większości, z 60procentowym udziałem szyickim i 20procentowym udziałem kurdyjskim, chociaż najszczęśliwszym wynikiem byłoby społeczeństwo pod przewodnictwem szyickim jak zaznaczają autorzy Szyici mówią ostatnio o państwie świeckim. Autorzy dodają od razu następującą ocenę: "amerykańskie doświadczenie z teokracją szyicką w Iranie, po 1979 roku, nie wzbudza zaufania do naszej (to jest, amerykańskiej) zdolności przewidzenia rewolucji szyickiej czy też perspektyw powstania jakiegoś bloku zdominowanego przez Szyitów, (bloku) rozciągającego się na obszar śródziemnomorski".

Celami działań musi być uniemożliwienie dominacji poprzednio sprawowanej przez sunnitów, uniknięcie warunków, w których Talibowie będą rekrutować i szkolić terrorystów, nie może być mowy o systemie teokracji, no i wreszcie autonomia albo inaczej federalizm.

Amerykanie nadal muszą szkolić armię iracką, bo pełne bezpieczeństwo na terenie obejmującym 70 procent kraju to znacznie lepsza sytuacja niż 70procentowe bezpieczeństwo na całym obszarze. Należy doprowadzić do międzynarodowego uznania nowych władz, ale Amerykanie też nie mogą traktować Indii i Rosji, ze względu na olbrzymie populacje muzułmańskie w tych państwach, jako widzów spektaklu, od którego zależeć może własna stabilizacja tych państw.

Dlatego też starsi panowie zastanawiają się, czy Ameryka ma politykę zmierzającą do wyeliminowania stref bezpieczeństwa dla terrorystów na terenach Syrii i Iranu, czy opracowana jest polityka zmierzająca do przekazania społeczeństwu irackiemu kontroli nad wydobyciem irackiej ropy naftowej. Takie pytania oznaczają też, że w najbliższej przyszłości Amerykanie i tak będą musieli przejąć na siebie cały ciężar walki z powstaniem irackim.

żródła:
o tajnych działaniach amerykańskich w Iranie za tygodnikiem "New Yorker", wydanie na 24 31 stycznia, artykuł "The Coming Wars what the Pentagon can now do in secret", autor Seymour Hersh,

o konsekwencjach ewentualnej decyzji militarnego wyjścia Stanów Zjednoczonych z Iraku, za dziennikiem "Washington Post", wydanie na 25 stycznia, artykuł "Results, Not Timetables, Matter in Iraq", autorzy Henry A. Kissinger i George P. Shultz, str. A25.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama