Ofiarami zamachów bombowych podczas Maratonu Bostońskiego padli nie tylko jego uczestnicy i widzowie. Wygląda na to, że podmuch eksplozji pokiereszował również projekt reformy imigracyjnej, gdyż jej przeciwnicy zyskali dodatkowy argument, jakim jest pochodzenie zamachowców i apelują aby odwlec, lub wręcz wstrzymać prace nad reformą, żeby obnażyć wady systemu imigracyjnego. Winią system za to, że umożliwił przyznanie statusu uchodźców politycznych Dżoharowi i Tamerlanowi Carnajewom.
Zanim jeszcze policja schwytała młodszego z braci, Dżohara, republikański senator z Iowa Charles Grassley zaapelował, by nie spieszyć się z przyjmowaniem ustawy i poznać dokładnie status imigracyjny ludzi, którzy sterroryzowali Massachusetts. – To pomoże rzucić światło na słabości naszego systemu – powiedział. Dodał, że trzeba zastanowić się, jak "upewnić się, by ludzie, którzy chcą nas skrzywdzić, nie korzystali z przywilejów, jakie daje prawo imigracyjne, w tym ta nowa ustawa".
Z obroną projektu reformy przed próbami łączenia jej z atakami w Bostonie wystąpili autorzy ustawy, którzy są za tym, aby prace nad ustawą przyśpieszyć, a nie zwalniać, bo reforma wzmocni bezpieczeństwo USA, pomagając dokładnie zidentyfikować tych, którzy wjeżdżają i wyjeżdżają z kraju.
Przedstawiony w ubiegłym tygodniu w Senacie projekt reformy imigracyjnej to opasły, liczący 844 stronic, dokument ze sformułowanym w prawniczym żargonie tytułem: „Border Security, Economic Opportunity and Immigration Modernization Act of 2013”. Dla 11 milionów obcokrajowców przebywających w USA nielegalnie stwarza on szansę wyjścia z cienia, w którym żyją w obawie przed deportacją.
Ale prowadząca do legalizacji i uzyskania obywatelstwa droga, którą proponuje grupa ośmiu senatorów z obu partii, ma być długa i wyboista. Na jej ostateczny kształt wpłynie projekt reformy opracowywany w Izbie Reprezentantów i publiczna dyskusja, której z pewnością nadadzą tonu niedawne tragiczne wydarzenia w Bostonie.
Dla Polski stawką jest, by do reformy imigracyjnej amerykańscy ustawodawcy dołożyli zapisy z projektu ustawy JOLT (Jobs Originated through Launching Travel), promującej zatrudnienie poprzez rozwój turystyki. Ta zgłoszona w Kongresie już w marcu ustawa proponuje tak zmienić kryteria programu bezwizowego, by spełniała je Polska. Czy wydarzenia bostońskie zaszkodzą nowej ustawie? Ambasador RP w Waszyngtonie Ryszard Shnepf ma nadzieję, że tak się nie stanie. Przyznaje jednak z pewnym niepokojem, że wydarzenia te nie budują dobrej atmosfery wokół nowej ustawy imigracyjnej, w tym ustawy JOLT, na której Polsce zależy.
Projekt reformy każe nielegalnym imigrantom ustawić się w kolejce po wizę. Oczekiwanie na zieloną kartę i obywatelstwo ma trwać 13 lat i kosztować 2 tysiące dolarów grzywny plus dodatkowe opłaty. Możliwość legalizacji pobytu ma być uzależniona od uszczelnienia granic.Nakłady na realizację projektu będą szły zarówno na ochronę granic jak i na rozładowanie kolejki obcokrajowców, którzy latami czekają u siebie w kraju na możliwość legalnego wyjazdu do USA.
Proponowana ustawa przewiduje też utworzenie nowej kategorii wiz (merit visa) dla osób utalentowanych. Jednocześnie pracodawcy zostaliby zobligowani do sprawdzania statusu prawnego zatrudnianych osób.
Kością niezgody mogą być też wymagania, aby ubiegający się o legalizację imigranci zapłacili grzywny i zaległe podatki, nauczyli się angielskiego i zostali sprawdzeni pod kątem przeszłości kryminalnej.
Skazanie za przestępstwo kategorii felony, lub trzy wykroczenia kategorii misdemeanor wykluczałoby możliwość starania się o obywatelstwo. O legalizację mogliby się ubiegać tylko ci imigranci, którzy przybyli do USA przed 31 grudnia 2011 roku. Głosowanie nad reformą zaplanowano wstępnie na czerwiec bieżącego roku.
Wojciech Minicz