Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 10:37
Reklama KD Market

Diane Pappas: Chcę być głosem Polonii w Springfield

Diane Pappas: Chcę być głosem Polonii w Springfield
Mówi o sobie „dziewczyna z przedmieść” i „taka sama jak inni polscy imigranci”. A jednak mało który polski imigrant zostaje posłem stanowym Illinois. Jest jedyną mówiącą po polsku legislatorką w Springfield. Rodowita łodzianka i absolwentka prawa na Yale chce być głosem Polonii w Illinois i zachęca, by nie stronić od głosowania i kandydowania. Z Diane Pappas, czyli Danutą Chudzik, demokratyczną posłanką stanową 45. dystryktu obejmującego powiat DuPage rozmawiała Joanna Marszałek. Joanna Marszałek: Jak znalazła się Pani w Stanach Zjednoczonych? Diane Pappas: – Do Stanów najpierw przyleciała moja mama, a ja rok później, w 1982 r., na miesiąc przed moimi 11. urodzinami. Od początku Ameryka bardzo mi się podobała, a zwłaszcza jej wielokulturowość. Nowością było, że mieszkając na przedmieściach nie mogłam poruszać się nigdzie autobusem lub tramwajem, tak jak robiłam to jako 10-latka w Łodzi. Mama zapisała mnie do publicznej szkoły w Addison, gdzie nikt oprócz jednej koleżanki nie mówił po polsku. Ja z kolei nie mówiłam wcale po angielsku. Musiałam dość szybko sama nauczyć się języka. Miałam kasety, książki, chodziłam do bibliotek. Dużo nauczyłam się z zabawy i rozmów z innymi dziećmi. W sumie nie było to dla mnie takie trudne. Szóstą klasę zaczynałam z angielskim na poziomie czwartej klasy, lecz po pierwszym półroczu byłam już na zaawansowanym poziomie, w klasie tzw. honors. Co świadczy o tym, że była Pani bardzo zdolną uczennicą. Później studiowała Pani przecież na Yale, jednym z najlepszych uniwersytetów w kraju. – Najpierw skończyłam jednak studia z politologii, historii i wstępu do prawa na Michigan State University. Dzięki świetnym wynikom w nauce nie musiałam płacić za studia ani centa. Stamtąd trafiłam na wydział prawny uniwersytetu Yale. Jak wspomina Pani studia na Yale? – To było bardzo cenne doświadczenie. Studenci w Yale byli na najwyższym poziomie, byłam w klasie z najlepszymi studentami w kraju, wielu z nich miało już swoje kariery. Jako ciekawostkę podam, że jako studentka Yale w latach 1995-96 r. odbyłam praktyki w… Związku Narodowym Polskim, pod nadzorem Lesa Kuczyńskiego. Po studiach wielu moich kolegów trafiało prosto do polityki do Waszyngtonu czy też do prestiżowych firm prawniczych w Nowym Jorku. Pani natomiast zapragnęła wrócić do… Illinois. – Illinois jest moim domem i nie chciałam osiedlać się nigdzie innej. Kocham nasz stan pod każdym względem – i cztery pory roku, i różnorodność kultur i kuchni Chicago, i polską społeczność. Jestem „dziewczyną z przedmieść” i chciałam być blisko rodziny. Wróciłam więc i pracowałam w firmach prawniczych, gdzie dużo się nauczyłam. Zrobiłam sobie też przerwę w karierze prawnej na pisanie książki, ale pisarką chyba raczej nigdy nie będę (śmiech). Wtedy właśnie pojawiła się możliwość kandydowania na urząd publiczny. Czy wcześniej myślała Pani o kandydowaniu? – Nigdy! Zwłaszcza, że – jak wiadomo – polscy imigranci wywodzący się z systemu komunistycznego najczęściej nie mają zaufania do władz. Do ubiegania się o urząd posła stanowego w sierpniu 2018 r. skłonił mnie fakt, że ówczesna posłanka z 45. dystryktu po ponad dwuletnim impasie budżetowym, gdy wreszcie przyszło głosować nad budżetem, nie zjawiła się nawet na głosowaniu. Nie chciałam, żeby ktoś taki mnie reprezentował. Jej kontrkandydat w wyborach wycofał się i po prostu nie było innego kandydata. Pomyślałam więc, że skoro nie pracuję, mam czas i doświadczenie, to dlaczego by nie spróbować? Szanse na wygraną były bardzo nikłe, lecz udało się! Kampania była i teraz również jest bardzo czaso- i pracochłonna. Dlaczego stara się Pani o reelekcję? – Dla osób, które nie pełniły wcześniej urzędu, start w Springfield jest trudny. W pierwszym roku – dla mnie to był 2019 – głównie próbujesz się odnaleźć i utrzymać na powierzchni. Wszystkiego się uczysz, jesteś przypisany do różnych komisji, a jednocześnie pracujesz nad swoimi projektami. W drugim roku masz już swoje miejsce, czujesz, że możesz skupić się nad wartościowymi projektami, o które zabiegali twoi wyborcy. W moim przypadku –  wtedy zaczął się COVID. Staram się o reelekcję, bo chcę kontynuować to, co zaczęłam. W czasie pandemii nie możemy sobie pozwolić na kogoś nowego, kto dopiero się uczy. Są duże szanse, że w przyszłym roku sesje również nie będą odbywać się normalne. Czuję, że mogę i chcę wykorzystać zdobytą wiedzę i pracować dalej. Naprawdę myślę, że mogę skutecznie reprezentować mój dystrykt. Nad jakimi projektami legislacyjnymi obecnie Pani pracuje? – Interesuje mnie zwiększenie dostępu do funduszy na edukację techniczną. Jest wiele dobrze płatnych miejsc pracy w Illinois, które nie wymagają studiów wyższych, a tylko edukacji policealnej. Oczywiście z niepójściem do college’u wiąże się pewna stygma, którą najpierw trzeba zlikwidować. W Illinois jest problem z regułami dotyczącymi pomocy finansowej. Granty MAP przyznawane są tylko na college, a więc np. młoda osoba starająca się o policealny certyfikat w spawaniu nie kwalifikuje się już na pomoc finansową. Pracuję nad projektem ustawy, który ma na celu zmianę tych reguł i tym samym umożliwienie młodzieży uzyskanie pomocy finansowej na krótsze – 6-8-12-miesięczne programy zawodowe. Rodzicom mówię, że ich dzieci zawsze mogą zmienić zdanie i w przyszłości pójść na studia, ale przy okazji będą już mieć trochę swoich pieniędzy na te studia! Leży mi bardzo na sercu kwestia seniorów w naszym stanie, a zwłaszcza w moim dystrykcie. Jestem absolutnie przeciwna opodatkowaniu dochodów emerytalnych. Podatki od nieruchomości w moim dystrykcie są tak wysokie, że seniorzy ledwo mogą pozwolić sobie na pozostanie w swoich domach. Wielu z nich czuje, że jedyną opcją jest sprzedaż domu i wyprowadzka ze stanu. Chcę wprowadzić więcej programów dla seniorów, które pozwoliłyby im spokojnie starzeć się w swoich społecznościach. Gdyby tak utworzyć przystępne mieszkania własnościowe dostosowane do potrzeb seniorów, może bylibyśmy w stanie zwolnić ich z tej części podatku od nieruchomości, która idzie na szkoły (75 proc. rachunku). Seniorzy mogliby być niezależni, a jednocześnie być blisko swoich rodzin. Rozmawiam z wieloma agencjami na temat tego, jak można by tego dokonać. A które projekty udało się już zrealizować? – W 2019 r. udało się przegłosować projekt ustawy, który współsponsorowałam, dotyczący pokrycia przez ubezpieczycieli diagnostycznych mammogramów. Firmy ubezpieczeniowe w Illinois pokrywały prewencyjne mammogramy (badanie raz w roku), ale jeśli mammogram był niejasny i potrzebny był dodatkowy test, to ubezpieczenie już tego nie pokrywało. Przegłosowaliśmy prawo, które to zmieniło. Teraz w odpowiedzi na głosy wyborców pracuję nad projektem, który zapewniłby to samo w odniesieniu do kolonoskopii. Jestem dumna ze wszystkiego, co uchwaliliśmy w 2019 r. Mieliśmy świetną sesję, uchwaliliśmy dużo ustaw. Głosowałam jednak przeciwko podniesieniu podatku od benzyny i opłat za tablice rejestracyjne. Choć środki na infrastrukturę w Illinois są absolutnie potrzebne, aby przyciągnąć do naszego stanu firmy i nowych pracowników, uważam, że powinniśmy szukać ich gdzieś indziej niż z podwyżki podatków. Jakie jest Pani zdanie w kwestii podatku progresywnego? – Osobiście myślę, że podatek progresywny jest lepszy z dwóch powodów. Po pierwsze, jest bardziej sprawiedliwy. Osoby, które zarabiają więcej, mają pieniądze i mogą płacić nieco więcej, zaś ci którzy zarabiają mniej i cały swój dochód potrzebują na podstawowe potrzeby jak jedzenie, mieszkanie, ubranie – mogą płacić mniej. Uważam również, że jeżeli zostawimy więcej pieniędzy w portfelach osób mniej zarabiających, to mają one tendencję do wydawania ich w Illinois, gdyż swoje podstawowe potrzeby zaspokajają w lokalnej społeczności. Z kolei osoby zarabiające więcej często inwestują i wydają pieniądze poza naszym stanem. Tymczasem stymulacja gospodarki w Illinois to korzyść dla nas wszystkich. Trzeba jednak pamiętać, że podatek progresywny nie rozwiąże natychmiast problemów finansowych Illinois. To raczej utworzenie ścieżki do ich rozwiązania.
Diane Pappas i prezes ZNP/KPA Frank Spula
Od lewej: dyrektor generalny "Dziennika Związkowego" Łukasz Dudka, redaktor naczelna Alicja Otap, Diane Pappas i redaktor Joanna Marszałek
Nasz stan od lat traci mieszkańców. Jaka jest Pani wizja Illinois? – Skupmy się na tym, co dobre i pozytywne w Illinois. Musimy przyciągnąć do naszego stanu więcej mieszkańców. Jak wspominałam, mamy miejsca pracy w wytwórstwie, które stoją otworem, gdyż nie mamy siły roboczej, żeby je wypełnić. Sprowadźmy siłę roboczą z innych stanów! Jesteśmy stanem w sercu Ameryki, jesteśmy najważniejszym węzłem transportowym i handlowym w kraju, rozwijamy się w zakresie przemysłu technologicznego. Google, Apple, Facebook – te firmy rozwijają swoje gałęzie w Chicago, bo tu młodzi ludzie chcą pracować. Podkreślajmy nasze zalety – styl życia, różnorodność kultur, tradycji, kuchni. Musimy przypominać Amerykanom, że mamy rację bytu, przyciągać do nas ludzi i biznesy, a kiedy już to osiągniemy, nie trzeba będzie zwiększać podatków, bo więcej mieszkańców będzie je płacić. Ilu Polaków zamieszkuje Pani dystrykt wyborczy? – Szacuję, że około 15 procent mojego dystryktu – głównie w miejscowościach takich jak Wood Dale, Itasca, Roselle, Hanover Park, Bartlett, Bloomingdale, Carol Stream. To nie tylko Amerykanie polskiego pochodzenia, ale na te przedmieścia przeprowadzają się nowi imigranci z Polski. To wspaniałe, mamy dużo nowych restauracji i delikatesów. Polska kultura naprawdę ma siłę przebicia i jestem dumna, że mogę ją reprezentować w Springfield. Co chciałaby Pani, żeby zapamiętali z Pani sylwetki polonijni wyborcy? – Tak naprawdę jestem jak każdy inny polski imigrant, który przyjechał tu i ciężko pracował, żeby osiągnąć jak najwięcej. Rozumiem problemy imigrantów, pamiętam dowcipy o Polakach, wiem, że w tym kraju nie zawsze łatwo być imigrantem. Jednak z drugiej strony jeżeli ciężko pracujesz, możesz dużo osiągnąć. W Springfield chcę być głosem przede wszystkim mieszkańców 45. dystryktu, ale również społeczności imigranckiej, a zwłaszcza polsko-amerykańskiej. Choć mamy tak ogromną rolę w historii Illinois, to tak niewielu swoich przedstawicieli we władzach. Musimy być lepiej reprezentowani w legislaturze Illinois i w stanowych agencjach. Będę szczęśliwa, jeżeli to ja będę tą reprezentantką. Byłoby jeszcze lepiej, gdyby nas było więcej. Dziękuję za rozmowę. Rozmawiała: Joanna Marszałek [email protected] Zdjęcia: Katarzyna Korza
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama