1170 osób zakażonych koronawirusem zmarło w ciągu ostatniej doby w Stanach Zjednoczonych - poinformował w nocy ze środy na czwartek Uniwersytet Johnsa Hopkinsa w Baltimore. W minionych 24 godzinach stwierdzono 33 205 zakażeń wirusem SARS CoV-2.
Najnowszy raport pokazuje, że potwierdzają się już obawy amerykańskich epidemiologów, którzy we wtorek przewidywali na najbliższe dni przyrost wykrywanych przypadkach SARS-CoV-2. W trakcie długiego weekendu ze Świętem Pracy (Labor Day) przypadającym w miniony poniedziałek, Amerykanie często nie przestrzegali ich zaleceń i nie zachowywali dystansu w barach i restauracjach.
Według danych Uniwersytetu Hopkinsa od początku pandemii koronawirusem w USA zakaziło się 6 358 247 osób, zmarło 190 727 osób. Stany Zjednoczone są krajem najbardziej na świecie dotkniętym epidemią Sars-CoV-2.
Pod względem liczby zakażeń najbardziej poszkodowana jest Kalifornia, gdzie do tej pory stwierdzono ponad 747 tys. przypadków infekcji. Następne na tej liście są Teksas, Floryda i Nowy Jork.
Z kolei pod względem śmiertelności przoduje Nowy Jork, który wprawdzie przestał już być epicentrum pandemii w USA, ale nadal tamtejsza liczba zgonów, wynosząca ponad 25 tys., nie została przekroczona w żadnym innym stanie. W New Jersey stwierdzono dotychczas ponad 16 tys. przypadków śmiertelnych, w Teksasie ok. 14 tys., w Kalifornii - ponad 13,9 tys., na Florydzie - ponad 12 tys.
Instytut Oceny Zdrowia Uniwersytetu w Waszyngtonie przewiduje, że 3 listopada, czyli w dniu wyborów prezydenckich w USA, w kraju tym może być ok. 258 tys. zgonów, natomiast na koniec roku, według wyliczeń, będzie prawdopodobnie 400 tys. przypadków śmiertelnych. (PAP)
Reklama