Nawet król i królowa hip-hopu i R&B nie mogą czuć się wolni od zakazu podróży na Kubę wydanego przez amerykański rząd. Beyonce i Jay-Z świętowali piątą rocznicę ślubu, która przypadała na 4 kwietnia, w Hawanie. Jednak dwoje kongresmanów dopatrzyło się w ich wycieczce złamania prawa.
Dwoje republikańskich kongresmanów z Florydy kubańskiego pochodzenia, Ileana Ros-Lehtinen i Mario Diaz-Balart, wystosowało oficjalny list do Adama Szubina z Biura Kontroli Aktywów Zagranicznych (Office of Foreign Assets Control), działającym przy Departamencie Skarbu i wdrażającym programy sankcji ekonomicznych.
Politycy chcieli wiedzieć, jakiego rodzaju zezwolenia udzielono gwiazdom i kto za to odpowiada. Embargo handlowe nałożone przez USA na Kubę nie pozwala większości Amerykanom podróżować na wyspę bez specjalnej licencji (zobacz dokument).
Czytaj więcej: Kolejne ułatwienia w kontaktach z Kubą
W liście polityków czytamy: - Turystyka na Kubie jest zupełnie podporządkowana państwu; dlatego amerykańskie dolary wydane na Kubie finansują machinę opresji, która ciemięży Kubańczyków. […] Wielu członków naszej społeczności głęboko zraniły okrucieństwa reżimu Castro; są to więźniowie polityczni czy rodziny zamordowanych niewinnych ludzi.
We wtorek agencja Reutera zdementowała pogłoski o turystycznym charakterze podróży Beyonce i Jay-Z informując, że para udała się na Kubę w celach kulturowych, i za przyzwoleniem Departamentu Skarbu.
Tymczasem państwo Carter wzbudzili w Hawanie wielką sensację i przyciągali tłumy wszędzie, gdzie się nie pojawili. Zwiedzali zabytki, robili sobie zdjęcia i rozmawiali z lokalną ludnością. Ze względów bezpieczeństwa kilkakrotnie musiała interweniować policja. Jeśli okazałoby się, że muzycy nie mieli stosownych zezwoleń, groziłaby im kara w postaci grzywny.
as
Zobacz też: Z Chicago można latać na Kubę
Reklama